~♧Marinette♧~
Wyszłam z kina, uśmiechając się krzywo do chłopaka obok. Conrad ziewnął ostentacyjnie udając, że wcale nie piszczał jak mała dziewczynka na scenie z wycinaniem ludzkich narządów nożem do masła.
– Jesteś pizdą – stwierdziłam, patrząc na niego intensywnie.
– A ty jesteś idiotką, a tego się strachoterapią nie wyleczy.
Wyciągnęłam resztkę popcornu i rzuciłam w chłopaka. Kiedy chciał mnie zaatakować kubkiem po Pepsi, włożyłak mu karton na głowę. Zaczęłam spierdalać.
Wpadłam do kariarni, z impetem zatrzaskując drzwi. Rzuciłam się w stronę schodów. Po chwili dzwonek, informujący o wejściu do lokalu ponownie zadzwonił.
Kurwa.
Już otwierałam klapę, modląc się o powodzienie, lecz nagle poczułam silne szarpnięcie za nogę. Runęłam w dół. Po chwili poczułam jak...
O mój Boże...
Conrad zaczął wylewać na mnie skyr. Pierdolony jogurt islandzki.
Nie mogłam nawet uciec, bo przytrzymywał mnie nogą. Ale jakiś plan musiałam wymyślić.
Rozejrzałam się dookoła, licząc, że moja umiejętność tworzenia strategii to nie tylko moc, idąca w parze z noszeniem magicznych kolczyków, ale i zwyczajna zaleta.
Nagle mnie olśniło. Zaczęłam obliczać odległość mojej stopy od jego krocza. Wycelowałam i kopnęłam go z całej siły.
– Ty jebana... – zawył, kuląc się w sobie, zaś ja od razu popędziłam do siebie. Kiedy zatrzasnęłam klapkę, od razu przekręciłam kluczyk. Odetchnęłam z ulgą.
– Nie pomyślałaś o łazience – Tikki spojrzała na mnie sceptycznie, a ja uśmiechnęłam się krzywo.
– O tym też pomyślałam. Umyję się u Chloe.
– A jak wyj... O Boże, co ja ci mówiłam o używaniu mocy do własnych interesów? – jęknęła.
– Eee... Że można jak najbardziej? – stworzonko przewróciło oczami, gdy ja posłałam mu swój najpiękniejszy uśmiech. Uszykowałam ubrania na zmianę, przemieniłam się i wyszłam przez balkon.
***
– Jesteście zjebami – stwierdziła blondynka, siedząca naprzeciwko i piłująca paznokcie.
– Con jest zjebamy NEGATYWNIE, a ja POZYTYWNIE – poprawiłam ją. Nagle przyszło mi do głowy wyjątkowe pytanie – A CO U WAS? NO WIESZ: WAS.
– Gówno – warknęła. Oho, temat ci dziwnej relacji i mojego braciszka ją irytował.
– Mówisz o sobie, czy o nim? – uśmiechnęłam się krzywo – Jak coś, to obydwa się zgadzają.
– Pierdol się.
– Mogłabym do was to samo powiedzieć – Boże, zachowuję się jak Alya. Gdy blondyna posłała mi mordercze spojrzenie, ja wzruszyłam ramionami – No co? Oboje jesteście legalni.
– A wy to co? – odbiła piłeczkę – Też jesteście legalni, ale jakoś się nie kwapicie do wymiany nasienia.
Kurwa.
Nie tak miała wyglądać ta dyskusja.
Miałam ją wygrać.
CZYTASZ
Us two against the world ~ MLB
Fanfiction"Niektóre rzeczy po prostu się nie zmieniają, mimo wszystko." Minęły dwa lata od pierwszego ataku na Paryż. Zarówno Marinette, jak i Adrien dzięki swoim sekretnym tożsamościom mogą się rozwijać, choć szkoła czasem bywa barierą nie do pokonania. Ich...