ZŁAP AMORA I WRZUĆ DO WORA

94 9 27
                                    

~♧Marinette♧~

Oczywiście, że długo przeżywałam swoją pierwszą i największą porażkę. Co najciekawsze Chloe oraz Con, jako jedyni, którzy znali prawdę, zakopali wszelkie topory wojenne, pomagając mi się psychicznie podbudować.

Leżąc na łóżku, jedząc lody prosto z pudełka i słuchając Lany Del Rey dużo myślałam. Między innymi o jakże zagmatwanych w moim przypadku sprawach uczuciowych.

Zrozumiałam czym tak naprawdę była moja dawna "miłość" do syna sławnego projektanta. Ja nigdy tak naprawdę go ni kochałam. Zauroczyłam się - to fakt, ale to nigdy niczym więcej nie było. Prawda jest taka, że nawet go dobrze nie znam. Nie przeżyliśmy żadnych wzlotów i upadków, szczerych rozmów na trudne tematy, czy zasranego przekomarzania się.

To nie miało sensu.

Dlatego tego dnia, aby uczcić ostateczne zfriendzoneowanie Adriena Agreste'a założyłam bransoletkę, która symbolizowała naszą przyjaźń.

I choć w dniu moich piętnastych urodzin była ósmym cudem świata, teraz zrozumiałam, iż wyglądała jak gówno zrobione przez pięciolatka.

– Co to za tęczowa zupka chińska na twojej prawej ręce? – spytał mój brat, opierając się barkiem o poręcz łóżka.

***

– Widzę, że latające masło wraca do formy – mruknął Kot, osłabiając mnie przed atakiem ze strony Mroczego Amora.

– Ta – mruknęłam – Trzeba go roztopić, bo przez niego nie mam czasu na naukę biologii.

– Proponuję wykorzystać mnie jako patelnię, bo przecież jestem tak gorący, że Słońce mi zazdrości – zignorowałam jeden z jego żałosnych tekstów, lecz nie mogłam powstrzymać przewrócenia oczami – A jeśli chodzi o naukę, to mogę dać ci korki w praktyce. Co masz teraz? Rozmnażanie?

– Defekację – odparłam – W sumie nadajesz się na gówno.

Nie zakończyliśmy tamtej interesującej potyczki słownej, gdyż oboje usłyszeliśmy uporczywe piszczenie, sygnalizujące zbliżającą się przemianę zwrotną.

– Tam gdzie zawsze? – spytał blondyn, przerywając odpieranie ataku, co sprawiło, że dostał strzałą – Nosz kur...

Od razu chwyciłam za jego twarz i nim zdążył zareagować, pocałowałam go.

Super. Kolejny pocałunek.

Od razu, gdy tylko powróciła wkurwiająca, normalna wersja mojego towarzysza, oderwałam się od niego.

– Tak – wydusiłam z siebie, próbując opanować emocje – Tam gdzie zawsze.

***

– Cholera nie mam sera – usłyszałam głos chłopaka zza ściany.

– JAK MOŻESZ ZJEBIE JEBANY! W OGÓLE O MNIE NIE DBASZ! NIE DZIWIĘ SIĘ, ŻE ONA CIĘ NOE CHCE DOWNIE NIEDORUHANY! MNIE NIE UMIESZ USZCZĘŚLIWIĆ, TO JEJ TEŻ NIE DASZ RADY!

– Jestem tu – wtrąciłam, przerywając kłótnię blondyna ze swoim kwami oraz ignorując komentarz o naszej relacji – I mogę dać Plaggowi ciasteczko, bo jestem odpowiedzialna i mam zapas.

Po chwili chwyciłam przekonskę i wysunęłam prawą rękę za ścianę.

– Weźmiesz czy nie? – niecierpliwiłam się, gdyż chłopak nie reagował przez dobre kilka minut – Żyjesz w ogóle?

Us two against the world ~ MLBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz