~♧Marinette♧~
– Ty jesteś nienormalna – stwierdził Conrad, mierząc mnie pogardliwym wzrokiem – Jak można wsypywać płatki do mleka?! Przecież nawet na opakowaniu wyraźnie widać, że NAJPIERW PŁATKI, POTEM MLEKO.
– Najpierw miska – wtrąciła mama, siadając naprzeciwko nas przy wyspie kuchennej.
– Możemy go zwrócić? – spytałam bez większego namysłu, zaś Sabine od razu zgromiła mnie wzrokiem – No co? Czysto hipotetyczne pytanie. Zresztą: mamo zaczynam cię rozumieć, to chyba dobrze, no nie?
Tamta próba wybrnięcia z palniętaj głupoty, była jak próba ożywiania szkieletu przy pomocy respiratora - nie ma już płuc, więc po chuja urządzenie do ich utrzymywania przy życiu?!
– Ale ty głupia jesteś – stwierdził blondyn, wpychając łyżkę ohydnie rozmoczonych Corn Flakes'ów do ust.
– Mówi ten, co po miesiącu mieszkania tutaj nadal myli mój pokój z łazienką.
– Adaptuję się skrzacie – mruknął.
– A właśnie – wtrąciła się do dyskusji naszą rodzicielka – Mari, skoro dzisiaj mamy pierwszy maja, to znaczy, że lada chwila będziesz musiała wybierać szkołę średnią.
Cudownie. Jeszcze przypominają mi o takim głównie.
Problem w tym, że choć miałam dość sprecyzowane plany na przyszłość, nie potrafiłam zdecydować się na jedną że szkół. Każde paryskie liceum miało w sobie coś, czego nie miało żadne inne. To tak jak z ludźmi: wszyscy mają swoje ukryte, unikalne talenty i niepowtarzalne charaktery.
– Nie wiem.
– A o czymś myślałaś?
– Napewno o klasie na profilu artystycznym – stwierdziłam wprost. Miałam zamiar zostać projektantką mody, więc brak zajęć z takich rzeczy jak rysunek nie wchodził w grę.
– Może podejmiemy przyjemniejszy temat? – tata, dosiadający się do nas, uratował mnie od odpowiadania na dalsze, stresujące pytania – Masz dzisiaj bal wiosenny w szkole, prawda Mari?
– Mhm – mruknęłam zniechęcona do jakichkolwiek konwersacji.
***
– BOŻE NIE WIERZĘ, PO PROSTU NIE WIERZĘ! – krzyczała zbulwersowana Alya, a ja nawet nie potrafiłam zrozumieć o co jej chodziło.
– W co niby? – spytałam wprost, poprawiając plecak na plecach.
– W gówno – warknęła – JAKIM PIEPRZONYM PRAWEM NIE MASZ JESZCZE PARTNERA NA BAL?! PRZECIEŻ "PANIE PROSZĄ PANÓW"! MOŻESZ SPOKOJNIE IŚĆ DO AGRESTE'A.
– Ciszej, idiotko – szturchnęłam ją w ramię – Bo jeszcze cała Europa Zachodnia usłyszy o moim obiekcie westchnień. Zresztą... Skąd wiesz, że nikogo nie mam?
– Domyśliłam się – stwierdziła.
– A więc się mylisz – postąpiłam okropnie, ale w tamtej sytuacji kłamstwo było zbyt kuszące. Chciałam pokazać, że umiem o siebie zadbać i ona nie musi się o mnie martwić. Oszukiwałam samą siebie – Mam już partnera.
– Taak? – nie dowierzała. Czemu się dziwić? – Niby kogo?
***
Drewniane deski, którymi wyłożono pokład Melody, skrzypiały pod moimi nogami. Przez ostatnie dwa miesiące bywałam tam wyjątkowo rzadko. Poczułam się strasznie głupio.
CZYTASZ
Us two against the world ~ MLB
Fanfiction"Niektóre rzeczy po prostu się nie zmieniają, mimo wszystko." Minęły dwa lata od pierwszego ataku na Paryż. Zarówno Marinette, jak i Adrien dzięki swoim sekretnym tożsamościom mogą się rozwijać, choć szkoła czasem bywa barierą nie do pokonania. Ich...