ROZPOGADZA SIĘ - CZ.2

109 10 6
                                    

Jonatan Dowson dobrze wiedział, że nie powinien łamać wyznaczonych przez ojca zasad, jednak chęć zaimponowania poznanej tydzień wcześniej dziewczynie siłą przerastała jakiekolwiek poczucie moralności.

Właściwie to, gdy stawką była Caroline, jego sumienie nie przekraczało poziomu "Hitler".

Na początku próbował innych działań. Zagadywał ją, ale kończyło się na nieskładnej plątaninie wyrazów.
Z tego powodu również zaproszenie jej na randkę było niemalże nierealne.

Zostało więc tylko jedno - zwrócenie na siebie większej uwagi.

***

- Caro, Tommy z 3a ciągle się na ciebie gapi - mruknęła tapirowana blondyna, nie odrywając wzroku od piłowanych paznokci.

- No i? - mruknęła ciemnooka, rozczesując swoje czarne, długie włosy po lekcji w-f - Mam to gdzieś. Jak się gapi, to niech się gapi. Po coś ma oczy. Jedyne, o czym ja teraz myślę, to sposób na bezkarne morderstwo trenera.

- Tia, ten stary dres ma jakąś kurwicę - do rozmowy wtrąciła się Alice Kubdel, zadziorna, rudowłosa trzecioklasistka - A propo adoratorów Carolinki, wiesz, że Dowson na ciebie leci, Psożerco?

- JEZU, MAM TO W DUPIE! - Sally aż podskoczyła, słysząc krzyk Azjatki.

***

Ojca na jakieś 90% nie ma w domu - analizował Jonatan, zmierzając w kierunku mieszkania.

Otworzył drzwi przy pomocy kluczy do wszystkich dwunastu zamków. Tego, co kryło się wewnątrz, nie powinno się trzymać w miejscu, do którego mógłby się dostać byle włamywacz.

Chociaż Jonatan pomieszkiwał u rodziciela jedynie przez krótki czas w roku, maksymalnie dwa lub trzy miesiące, gdyż jego "dawca plemnika" często podróżował, chłopak dobrze znał miejsce kryjówki szkatułki.

Jego ojciec, Wielki Mistrz Fu, strzegł magicznych klejnotów, zwanych miraculami. Dwa z nich, te najpotężniejsze, górowały nad innymi. Ich równoczesne użycie dawało potęgę absolutną.

Funkcję strażnika Dowson miał odziedziczyć po jego śmierci, chociaż obojgu z nich nie do końca się to uśmiechało.

Blondyn nie wyróżniał się ani odpowiedzialnością, ani sprawnością fizyczną, ani sumiennością.

To pierwsze można było wyraźnie dostrzec, gdy zielonooki bezkarnie otworzył wyjęte z gramofonu pudełko i wyjął z niego pierwszą lepszą czarodziejską biżuterię.

***

Caroline opierała się łokciami o poręcz, stojąc na balkonie. Ubrana była jedynie w cienką białą halkę, powiewającą na chłodnym, wieczornym wietrze. Powietrze plątało również jej długie do pasa, ciemne włosy.

Wpatrywała się tępo w parnoramę Paryża, marząc o przeżyciu przygody.

Nie miała pojęcia, że przygoda sama przyjdzie do niej.

***

Jonatan pędził przez zacienione zaułki tak, aby nikt go nie zauważył. Wiedział, iż widok nienaturalnie sprawnego chłopaka w lateksowym stroju kota mógłby wywołać niemałą sensację, a tego wolał uniknąć.

Po dłuższym biegu wreszcie ją dostrzegł. Stała oparta o barierkę na balkonie jednej ze starszych kamiennic. Jej piękne czarne włosy powiewały, jak tęczowe flagi na protestach, zaś białe ubranie przypominało sukienkę.

Była przepiękna.

Chłopak sprawnie wskoczył na dach domu Caroline, a następnie wylądował tuż za nią.

Dziewiętnastolatka gwałtownie się odwróciła, chwytając jedną z doniczek i ustawiając się w pozycji bojowej.

- KIM TY KURWA JESTEŚ I CZEMU WYGLĄDASZ JAK TANCERZ Z TANIEGO KLUBU?! PO JAKIEGO CHUJA WŁAMYWACZ, GWAŁCICIEL, CZY MORDERCA MIAŁBY SIĘ PRZEBIERAĆ ZA KOTA?! - wydarła się, a blondyn dosłownie czuł jak jego bębenki pękały.

- Pocze...

- ZAMKINIJ MORDĘ! CIEBIE NAWET WŁASNA MATKA NIE KOCHA! - ciemnooka kontynuowała swój wyjątkowo głośny wywód, nie dając chłopakowi się wytłumaczyć - WYPIERDLAJ STĄD, CHYBA ŻE CHCESZ MIEĆ TEGO STORCZYKA NA ŁBIE I PODLAĆ GO SWOJĄ KRWIĄ!

- Podziękuję... - mruknął, gdy akurat nabierała powiertrza w płuca - Słuchaj...

- NIE! - ponownie przerwała - TY POSŁUCHAJ, KARMOJADZIE! JEŚLI ZARAZ STĄD NIE WYJDZIESZ, TO ZAWOŁAM MOJĄ CIOTKĘ, A ONA CIĘ WPIERDOLI NA KOLACJĘ W SOSIE ŚMIETANOWYM! NAJPIERW JESZCZE UTŁICZE JAK KOTLETA SCHABOWEGO!

- BOŻE, POCZEKAJ! DAJ MI SIĘ JAKKOLWIEK WYTŁUKACZYĆ! - Jonowi ewidentnie zaczęły puszczać nerwy. Zdecydowanie zapomniał, iż jego wymarzona dziewczyna musiała posiadać również wady, a nie same zalety. To mu jednak w niczym nie zawadzało. Chciał ją poznawać coraz lepiej - PRZEZ CAŁY CZAS W SZKOLE PRÓBUJĘ ZWRÓCIĆ NA SIEBIE UWAGĘ, ALE GÓWNO Z TEGO WYCHODZI! DLATEGO POFATYGOWAŁEM SIĘ, UŻYŁEM ZASRANEGO MAGICZNEGO PIERŚCIONKA, ŻEBY COŚ CI POWIEDZIEĆ, A TY MASZ TO W DUPIE. WIĘC TERAZ ZAMKNIJ SIĘ I SŁUCHAJ.

Zaskoczona zachowaniem zielonookiego granatowowłosa zamilkła.

- KURWA, ZNAM CIĘ TYLKO TYDZIEŃ I JEDYNA NASZA CHWILA SAM NA SAM TO MOMENT, W KTÓRYK DAŁAŚ MI TEN PIERDOLONY PARASOL POD SZKOŁĄ, A JA GO ZŁOŻYŁEM NA SOBIE, WYGLĄDAJĄC JAK DOWN - zaczął swoje jakże romantyczne wyznanie - ALE OD TAMTEJ PORY WCIĄŻ O TOBIE MYŚLĘ I... CHYBA SIĘ ZAKOCHAŁEM.

Po wypowiedzeniu tamtych słów Jonatan Dowson, bez jakiejkolwiek zapowiedzi, pocałował Caroline.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

MRAW ROMANTYCZNUR

KOCHAM PISAĆ CARO I JONA <3

CO TAM U WAS?

POZDRAWIAM,
ŹDZISŁAW

Us two against the world ~ MLBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz