ALE CZAD!

111 11 36
                                    

~♧Marinette♧~

Mówi się trudno, płynie się dalej.

Czas płynął w nadzwyczaj szybkim tempie. Szkoła, praca bohaterki i strażniczki tak mnie zaaferowały, że nim się obejrzałam, kalendarz w telefonie wskazywał już na to, iż od śmierci Fu minął ponad miesiąc. Przez ten czas ja, Czarny Kot oraz często też Chloe, mieliśmy dużo roboty. Władcy Ciem coś musiało dać pożądanego kopa w dupę, bo napierdalał akumami na prawo i lewo. Zastanawialiśmy się, czy może przypadkiem nadmiar Red Bulli nie dodał mu rzeczywistych skrzydeł.

Ten facet, jak zawsze był jak najebany, tak ostatnio poza chlaniem chyba zaczął coś brać.

Do tego wciąż biłam się z własnymi myślami. Nie miałam pojęcia jak zacząć konieczną rozmowę z mamą o Conradzie. Musiałam w końcu to zrobić, aby móc jakkolwiek normalnie zaufać rodzicielce. Przez tamtą sytuację nie wierzyłam w żadne jej słowo.

- Ale ja zazdroszczę tej lasce, której Biedronka pożycza miraculum pszczoły - mruknęła rozmarzona Alya, zamykając z impetem szkolną szafkę.

- Czego niby? - westchnęłam. Naprawdę, tamta ruda szatynka (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, kiedyś nieudanie rozjaśniła włosy jakimś tanim specyfikiem, przez co posiadała płomienne końcówki) nie wiedziała co mówi - Mają pewnie przerombane życie. Brakuje mi..., znaczy im! Ugh, rozumiesz. No... Tego... Czasu im brakuje!

- No i? - zaśmiała się, patrząc na mnie z politowaniem - A jak tam nasz boski blondyn? Pobiłaś już ostatni rekord wypowiadania ilości zadań?

Jezu... Przez wszystkie tamte wydarzenia totalnie zapomniałam o Adrienie Agres'cie. No właśnie... Co z nim?

- Bez różnicy. Nic się nie zmieniło.

Bo przecież co niby miałoby się kiedykolwiek zmienić?

***

~☆Chloe☆~

Przeczesałam palcami włosy, już jakiś dwudziesty raz, przeglądając się w lusterku. Musiałam prezentować się godnie, jak na córkę słynnej Audrey Bourgeois i burmistrza Paryża przystało. Poprawiłam jeszcze białą opaskę, a następnie schowałam zwierciadełko do torebki. Westchnęłam męczeńsko, widząc na wyświetlaczu telefonu, że zostały aż trzy lekcje, z czego dwie to francuski.

Czyli jedyny przedmiot z jakim nie dawałam sobie rady. Cóż, należałam do drużyny ścisłowców. Zdecydowanie.

Nagle do głowy przyszedł mi iście szatański, a zarazem genialny pomysł. Już po chwili opuszczałam placówkęz wybierając się do parku na samotny spacer.

***

Moje małe wagary okazały się świetną decyzją. Pozwoliły mi na odetchnięcie świeżym powietrzem i zrelaksowanie się. Przynajmniej do czasu.

Nie wiedzieć kiedy, wpadłam na kogoś. Nje przeprosiłam, gdyż nie miałam takiego zwyczaju, a jedynie odsunęłam się, lustrując wzrokiem osobę, będącą ofiarą mojej nieuwagi.

No rzesz kurwa, jeszcze ciebie tu brakowało...

- O proszę - mruknął z... pogardą? Wow, gdzie filrciarski ton i uwielbienie? Czyżby zmiana taktyki? - Największa dziwka w całym Paryżu!

Us two against the world ~ MLBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz