Powoli podeszłam do stolika i zajęłam wolne miejsce na przeciwko. Przez moment jedynie wymienialiśmy w ciszy niepewne spojrzenia, ale to nie mogło trwać dłużej.
— Co tu robisz? — zapytałam z wyrzutem, co nie było zamierzone.
— Czekam na Ciebie — odpowiedział tak szybko, jak by wyczekiwał, aż się odezwę pierwsza.
— Nie tu, w kawiarni. Pytam ogólnie. Co robisz w Los Angeles? — spojrzałam wyczekująco, ale chłopak chyba nie zamierzał odpowiedzieć, a jedynie bawił się palcami splecionymi na stole. Znów zapadła cisza.
— Pięknie wyglądasz — zmienił temat. Mówiąc to nie podniósł wzroku, więc mogłam pozwolić sobie na lekki uśmiech, który wywołał u mnie tym komplementem. — Opowiesz mi co robisz? — tym razem raczył na mnie spojrzeć.
— Mieszkam tu, pracuję... — westchnęłam, lekko opadając na oparcie. — A Ty? — zapytałam beznamiętnie, jakby obojętnie. Znów nie usłyszałam odpowiedzi.
— Nie uważasz, że to chore? — spojrzał na mnie, mrużąc oczy. — Rozmawiamy jak dwoje obcych sobie ludzi — prychnął kręcąc głową.
— Masz rację — mój głos zaczął się łamać.
— Cholera jasna, Natt — uderzył lekko pięścią o blat, zaciskając z całej siły szczękę. — Nie mam pojęcia dlaczego mnie zostawiłaś, ale ja-nadal-Cię-kurwa-kocham! — cedził nerwowo przez zaciśnięte zęby, wpatrując się tępo w wazon, ustawiony na środku stolika. Na jego słowa moje serce znów zaczęło bić dwa razy szybciej. Trzepotałam rzęsami jak głupia, aby tylko nie uronić łez.
— Mój Boże... — westchnęłam ledwo słyszalnie, ukrywając twarz w dłoniach. — Jayson... — jęknęłam żałośnie. — Ja też nie przestałam Cię kochać — nie powstrzymałam dłużej łez cisnących mi się do oczu. Kapały jedna po drugiej na stół, ale w tamtym momencie zdawałam się nie zwracać na nie uwagi. Patrzyłam na chłopaka jak zahipnotyzowana. — Ucieczka z Long Beach to mój największy błąd, który zrozumiałam dopiero niedawno. Było mi wstyd tam wrócić, poza tym byłam pewna, że nie chcesz mnie już widzieć na oczy — spuściłam smutny wzrok, będąc przygniecioną ciężarem poczucia winy.
— O czym Ty do cholery bredzisz? — zmarszczył czoło, układając swoją dłoń na mojej. Znów poczułam się bezpieczna, kochana, potrzebna... — Natalie spójrz na mnie — poprosił, a ja bez wahania spełniłam tę prośbę. — Dajmy sobie jeszcze jedną szansę — spojrzał błagalnie, jak by od tego zależało jego życie.
—Yhhhh... — westchnęłam głęboko. Lekko pokręciłam głową, ponownie ukrywając twarz w dłoniach. Było mi ciężko. Nie chciałam podejmować pochopnych decyzji. Nie wiedziałam czy może być jeszcze tak jak kiedyś, przecież sporo się zmieniło, chociażby w mojej psychice...
— Gdzie jest ta odważna Natt? — kąciki jego ust delikatnie się uniosły.
— Siedzi tutaj — odpowiedziałam zachrypniętym głosem, wzruszając ramionami.
— Wiesz... czasem największa odwaga to ponowne przyjęcie miłości, pomimo posiadania ciężkiego bagażu doświadczeń — wciąż uśmiechał się blado. Miał rację. Miał cholerną rację.
— Wiem — przytaknęłam, czując jego ciepłą dłoń na swojej.
— To Ty nauczyłaś mnie kochać, zmieniłaś mnie o sto osiemdziesiąt stopni. Dzięki Tobie zacząłem wierzyć w miłość i wiem, że taka zdarza się tylko raz. Los często stawia jej wyzwania. Często rozdziela dwoje kochających się ludzi, aby zrozumieli ile dla siebie znaczą. Ja zrozumiałem, ale Ty... — urwał swoją cudowną wypowiedź, w którą wsłuchiwałam się niczym w najpiękniejszą bajkę. Z moich oczu znów zaczęły wypływać nieświadome łzy.