12. To skomplikowane

3.7K 308 12
                                    

Przespałam spokojnie zaledwie kilka godzin. Kiedy się obudziłam, dochodziła godzina szósta. Promienie słońca wdzierały się przez żaluzje, oświetlając nasze twarze. Nie mogłam uwierzyć, że znów budzę się w objęciach Jaysona. Widząc jak słodko śpi i mruczy coś pod nosem, na moją twarz wkradł się cichy uśmiech. Nie mogłam jednak już zasnąć. Musiałam pomyśleć. Ogarnąć rozumem całą tą sytuację. Wysunęłam się więc delikatnie spod kołdry i bezszelestnie opuściłam pomieszczenie. Dziwne. Mojej współlokatorki nadal nie było. Ostrzegała, że nie wróci prędko, ale bez przesady...

Skierowałam się do kuchni i zaparzyłam kawę, która dopiero po upiciu kilku łyków obudziła mnie na dobre. Usiadłam skulona na kanapie, popijając gorącą ciecz. Wpatrywałam się w bezwiednie w okno i myślałam nad 'wszystkim'. Nie mogłam oswoić się z myślą, że on tu jest, że Jayson wrócił. Nie ważne jakie były tego powody. Wiedziałam jednak, że nie pojawił się dla zemsty, zaraz, zaraz... a może tak właśnie było? Może zamierzał na nowo obudzić we mnie uczucia i zostawić jak lalkę? Nie mogłam tego wiedzieć, ale coś mówiło mi, że powinnam to sprawdzić, że powinnam spróbować i w pełni pogodzić się z tym, że Dylan nie żyje. Musiałam w jakiś sposób przestać o tym myśleć i dobijać się jeszcze bardziej. Przecież on nie chciałby, aby jego śmierć zniszczyła moje życie. Na pewno tego nie chciał. Poza tym obiecał, że nigdy mnie nie zostawi, a jeśli jest moim aniołem stróżem to już o nic nie muszę się martwić... Jestem bezpieczna.

 — Od kiedy jesteś rannym ptaszkiem? — usłyszałam od progu seksownie zachrypnięty głos chłopaka. Stał oparty o futrynę drzwi tak, że mogłam podziwiać pracę jego mięśni.

Nie otrzymując odpowiedzi podszedł do mnie i usiadł obok. Ja z kolei pod wpływem impulsu zerwałam się na równe nogi. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. Poczułam lekkie zmieszanie i bez słowa udałam się do kuchni. Jayson miał rację, czuję jak by po części był dla mnie obcy. Nie wiem czy to ja, czy on się zmienił, ale coś na pewno. Mój mózg sam starał się zachować między nami pewien dystans. Nie chciałam tego! Przecież go kochałam- to pewne. Chciałam być blisko, ale nie mogłam. Musiałam się do niego na nowo przekonać, przyzwyczaić.

 — Proszę — uśmiechnęłam się lekko, wręczając mu kubek z kawą.

 — Wszystko w porządku? — zapytał, gładząc moje kolano, na co jedynie skinęłam twierdząco głową. — Chodź — odstawił kubek na stół i wyciągnął dłoń, którą po chwili złapałam. Oparłam się o niego plecami i wtuliłam mocno. — Dasz nam jeszcze jedną szansę? — zapytał ni stąd ni zowąd, lekko ściszonym głosem.

 — Uhhh... — westchnęłam, przyciskając do serca jego dłoń. — To nie jest takie proste — powiedziałam półgłosem, głośno przełykając ślinę. — Ale chciałabym, abyś znów mi zaufał — uśmiechnęłam się lekko, spotykając jego wzrok.

 — Ja Ci ufam — uśmiechnął się pocieszająco, jak by chciał powiedzieć ,,o nic się nie martw skarbie, wszystko jest ok", ale nie powiedział tego... — I ufam, że Twoja ucieczka... — zawiesił się na moment w zastanowieniu. — ...że tak po prostu musiało być — nie poznawałam go.

Jeszcze kilka miesięcy temu ten chłopak był wulkanem energii i złości. Jeśli coś mu nie pasowało, potrafił rozwalić wszystko i wszystkich na swojej drodze. Był nieokrzesany i bezczelny. Cholerny macho, który uważał, że może mieć każdą, choć w tej akurat kwestii pewnie nic się nie zmieniło. Nie mogę powiedzieć, że jego przemiana mi się nie podoba, bo bym skłamała, ale to jest aż niewiarygodne.

 — I naprawdę nie jesteś zły? — spojrzałam wyczekująco, wlepiając w niego oczy przepełnione łzami.

 — Z początku byłem... — westchnął, uciekając wzrokiem, po czym zaczął bawić się moją dłonią. — ...ale w końcu dotarło do mnie, że nie mogę bez Ciebie wytrzymać. Jestem głupi, że pozwoliłem Ci tak odejść.

 — Przestań, to nie Twoja wina — jęknęłam, zbliżając swoją twarz do jego twarzy. Zapadła chwilowa cisza. — Tęsknisz za nim... — odezwał się nagle, ale to nie było pytanie, a raczej stwierdzenie. Poczułam ukłucie w sercu na wspomnienie o Dylanie.

 — Cholernie — mój głos się łamał. Chłopak objął mnie ramieniem i uwięził w uścisku, który okazał się być ukojeniem.

 — Natt, ja naprawdę chciałem mu pomóc — złapał moją twarz w obie dłonie. Jego ton był cholernie wiarygodny. Wierzyłam mu.

 — Wiem — jęknęłam bezgłośnie, wlepiając się w niego jak w pluszowego misia. Chciałam na chwilę zapomnieć o wszystkim.

Jeszcze przez moment siedzieliśmy na kanapie skupieni na ocieraniu moich łez. W końcu podniosłam się i pokierowałam się do kuchni. Ja raczej nie jadałam śniadań, ale teraz byłam zmuszona.

 — Mmm... fajne — ujrzałam u progu pomieszczenia Jaysona, bawiącego się czerwonymi stringami i ten dziki błysk w jego oku...

 — Zostaw! — zaśmiałam się wesoło, wyrywając bieliznę z ręki. — To nie moje — dodałam po chwili, zanosząc zgubę do pokoju właścicielki.

 — Mieszkasz z kimś? — uniósł ze zdziwienia brew, wciąż stojąc z założonymi rękami.

 — To Bailey, moja współlokatorka — podałam mu zdjęcie blondynki i z powrotem pokierowałam się do kuchni, by dokończyć przyrządzanie śniadania.

Minęło może pięć minut, jak podałam posiłek. Oboje zjedliśmy szybko, więc postanowiłam się wreszcie ubrać. Głupio było mi ciągle siedzieć w samej koszulce. Weszłam do łazienki nie domykając drzwi, kiedy po mieszkaniu rozniósł się dziwny hałas.

 — Co tu kurwa robisz?! — usłyszałam uniesiony głos wściekłego Jaysona.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Noo... to jestem znowu kochani moi ♥ Nic nie będę pisać, bo nie mam dziś głębszych przemyśleń, haha ;D ...za to wy coś powiedzcie.

I jak rozdział? Jakieś przemyślenia i sugestie?

Proszę o opinie i gwiazdki- wejdźmy na szczyt listy ,,Na Topie"! I z całego serca dziękuję za głosy, bo mamy już 1 stronę w kategorii !

Feel It. / cz. II ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz