— Kochanie, przepraszam — poczułam delikatny uścisk na dłoni, a po chwili ciepłą ciecz kapiącą na moją rękę. Teraz już nie tyle nie mogłam, co po prostu bałam się otworzyć oczy w obawie przed tym, że to jego krew spływa właśnie po mojej obolałej ręce.
— Nie mów mi, że... — mówiłam tonem, w którym doskonale słychać było ból, który odczuwałam.
— Jak mogłem do tego dopuścić?! — warczał w złości na samego siebie, zaciskając zęby. Rozchyliłam powieki i dostrzegłam jego słone łzy, wypalające moją skórę. Jayson płakał. Nienawidził samego siebie. Widziałam po jego minie, że bije się z myślami. — Jak mogłem pomyśleć, że ten skurwysyn sobie odpuści?! — łzy wciąż wypływały spod jego zmęczonych powiek, a jego wzrok wbity był w oparcie sofy, na której leżał. Chłopak miał w oczach rozpacz, ale jednocześnie furię i gniew. — Tacy jak on, nigdy nie odpuszczają! — warknął, zaciskając mocniej swoją dłoń na mojej, przez co mimowolnie syknęłam z bólu. — Już nigdy, nikomu, nie pozwolę, Cię skrzywdzić — syczał przez zaciśnięte zęby, akcentując każde słowo z osobna.
— Jayson — uniosłam się lekko na łokciach, pomimo nieustającego, a wręcz narastającego bólu głowy. — Już wszystko w porządku — z winy bólu stać mnie było jedynie na słaby, smutny uśmiech.
— Nic nie jest w porządku! — krzyknął, podrywając się nagle z podłogi. Zaplótł obie dłonie na karku i odchylił głowę do tyłu, dysząc głośno. — Myślałem, że nie żyjesz! — jęknął, kiedy tylko kolejne łzy opuściły jego oczy.Byłam przerażona stanem jego psychiki. Był w totalnej rozsypce emocjonalnej. Widząc to wszystko, zaczęły mnie dopadać cholerne wyrzuty sumienia. Przecież w tym momencie on cierpiał przeze mnie. Wszystko co się stało, jeżeli już było z czyjejkolwiek winy, to na pewno nie z jego, a raczej z mojej. Nie starałam się jednak nawet mu tego tłumaczyć, bo wiem doskonale, że to by nie pomogło, a jedynie jeszcze bardziej rozzłościło. Nie chciałam dolewać oliwy do ognia, więc po prostu zmieniłam temat.
— Co z nim? — zapytałam niepewnie, przyglądając się jak chłopak odpala papierosa. Nienawidzę, kiedy to robi, ale nie odezwałam się ani słowem wiedząc, że jedynie dym papierosowy noże ukoić jego nerwy. Jayson rozłożył się na fotelu i spojrzał na mnie znacząco.
— Już nigdy Cię nie tknie — warknął, a jego mina wyrażała obrzydzenie na myśl o Loganie. Nie wiedziałam co ma na myśli mówiąc to, ale przez moment nie wiedziałam czy chcę się tego dowiedzieć. Po chwili jednak ciekawość zmieszana ze strachem wzięły górę.
— Co mu zrobiłeś? — zapytałam, w panice układając dłoń na sercu, które waliło jak młot.
— Martwisz się o niego?! — zmarszczył czoło, strzelając piorunami. Był na mnie zły. Cholernie zły, ale widziałam, że walczy ze sobą, żeby nie wybuchnąć.
— Martwię się o Ciebie, a nie o niego! — jęknęłam, klękając przy fotelu, na którym siedział. Jayson jedynie pokręcił głową i spuścił wzrok.
— Racja. Nie powinno nas tu teraz być — oznajmił, wpatrując się głęboko w moje oczy. Zupełnie jak by badał moje myśli. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy przeszywał mnie wzrokiem.
— Mamy uciekać? — zapytałam, nie dowierzając w całą sytuację. Robiło się poważnie. Zbyt poważnie.
— Nie uciekać. Po prostu zniknąć na trochę — tłumaczył mi ze spokojem, zupełnie jak by mówił do małej, zagubionej dziewczynki ,,mama Cię kocha, tylko po prostu o tym zapomniała".
I choć bardzo bym chciała, nie byłam już małą dziewczynką. Rozumiałam dużo więcej niż pięciolatka. Dobrze rozumiałam wszystko co działo się wokół, ale teraz sama nie wiedziałam czy to dar, czy przekleństwo. Czasem wolałabym wrócić do dziecięcego świata marzeń i beztroski, gdzie jedynym problemem było to, że kolega rozdeptał moją babkę z piasku, a koleżanka ma ładniejszą sukienkę niż moja. Teraz nie dziwię się Piotrusiowi Panu. Sama wolałabym nie dorastać, nie musieć borykać się z problemami, nie podejmować decyzji ważących na naszym 'być, albo nie być'.
— Gdzie się podziejemy? — zapytałam, wrzucając ostatnie swoje rzeczy do walizki, czemu Jayson bacznie się przyglądał. Wciąż jednak był niespokojny, nerwowo rozglądał się po mieszkaniu.
— Nie martw się o to — rzucił obojętnie, podnosząc torbę z podłogi.
Nie zadawałam więcej pytań. Po prostu założyłam na siebie jego lekko przydużą bluzę i zarzuciłam kaptur, przysłaniający nieład na mojej głowie. Wolałam nawet nie patrzyć w lustro, bo mogłabym w tym momencie zejść na zawał. To jednak było teraz najmniejszym ze wszystkich zmartwień. Cholernie się bałam. Nie wiedziałam co nas teraz czeka. Nie miałam pojęcia co Jayson zrobił Loganowi. Przecież go nie zabił, prawda? Kiedy tylko przemknęło mi to przez myśl, nie mogłam dłużej trwać w ciszy.
— Co mu zrobiłeś? — zapytałam lodowatym tonem, na co chłopach zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
— Nauczyłem szacunku do kobiet — odpowiedział równie oschle. Nie wiem czy się mylę, czy nie, ale Jayson jest ostatnią osobą, która powinna uczyć szacunku. Przecież jeszcze do niedawna sam go nie miał. Nie chciałam go jednak prowokować, więc nie skomentowałam tego co powiedział. — Zapamięta, żeby nie tknąć żadnej. Nigdy. Z resztą już nie będzie miał czym — zaśmiał się sztucznie.
Teraz nie miałam już żadnych pytań. sprawiedliwości stało się zadość. Nie miałam już żadnych wyrzutów sumienia. Wiedziałam jedno- Logan dostał to, na co zasłużył.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
A dziś tak znienacka z samego rana! :D (Znów w całości pisany na telefonie- dlatego tak krótko- bo nienawidzę tu pisać!) Liczę na opinie kochani ;*
Ilysm ♥