Jechaliśmy już dobre pół godziny. Mijaliśmy miejsca, których nie widziałam nigdy na oczy pomimo, iż mieszkałam tutaj jakieś trzy miesiące. Wszystko wydawało mi się obce i nieznane. W końcu wyjechaliśmy z miasta, mijając po chwili tabliczkę z napisem ,, Vernon ". Dziwne. Dlaczego akurat to miejsce wybrał Jayson? Czy nie mogliśmy zabunkrować się gdzieś w LA? Nurtowały mnie dziesiątki pytań, które dusiłam w sobie śledząc jedynie wzrokiem obraz drzew, które rozmazywały się za sprawą prędkości z jaką jechaliśmy. Miejscowość była naprawdę piękna. Dookoła piękne bungalowy z idealnie wypielęgnowanymi ogrodami, niewielkie parki i czyste uliczki. Cisza i spokój. Zjechaliśmy z głównej drogi. Zmierzyłam chłopaka spojrzeniem, on zrobił to samo.
— Wysiadaj — rozkazał władczym tonem. Staliśmy właśnie przed jedną z pięknych willi, umiejscowioną na niewielkim wzniesieniu. Dom był bardzo nowoczesny i niczym nie przypominający naszej chatki w Long Beach, czy kamienicy w Los Angeles. Willa w Vernon biła wszystkie poprzednie domy na głowę. Zauroczył mnie już sam wygląd zewnętrzny.
— Co to ma być? — zmarszczyłam brwi.
— Hmmm... no nie wiem. Niespodzianka? — wzruszył ramionami, udając znudzoną minę.
— Żartujesz? — wytrzeszczyłam oczy, rozglądając się z zachwytem.
— A wyglądam jak bym żartował? — uniósł jedną brew i zbliżył się do mnie, obejmując w talii.
— To twoje? — pytałam z niedowierzaniem.
— Nasze — powiedział z dumą, opierając swój policzek na moich włosach. Ja z kolei ani przez moment nie ukrywałam swojego zachwytu.
— Jak to nasze? — zadawałam milion głupich, zupełnie zbędnych pytań.
— Natalie, wiem, że między nami bywa różnie — zaczął, odwracając mnie przodem do siebie, po czym złączył nasze dłonie. — ...ale kocham Cię. Zostawiłem dla Ciebie całe moje dawne życie, abyś miała pewność, że chcę tylko Ciebie. Kupiłem tą willę i nie zniosę już dłużej samotności. Chciałbym, abyś wróciła do domu. Do mnie. Znowu chciałbym zasypiać i budzić się widząc Twój uśmiech — mówił z przekonaniem. Uwierzyłam mu. Znowu. Niewiarygodne, jak ten człowiek potrafił okręcić sobie mnie wokół palca.
— Dobrze — jęknęłam cicho, opierając jego czoło o jego. Z trudem powstrzymywałam łzy wzruszenia i szczęścia, cisnące się do oczu. — Też chciałabym mieć Cię przy sobie — uśmiechnęłam się lekko.
— Od teraz będziesz miała.
— Szkoda, że na tak krótko — westchnęłam smutno, bo właśnie przypomniała mi się wizja jego wyjazdu do Londynu.
— Chodźmy do środka — zaproponował nad wyraz wesoło, ciągnąc mnie za sobą. Widocznie nie chciał rozmawiać na ten temat, a ja ciekawa byłam dlaczego. Nie sądzę, żeby był dla niego przykry.
Po przekroczeniu progu 'naszej' willi zapomniałam o wszystkich problemach, które dręczyły mnie jeszcze przed momentem. Znowu nie mogłam złapać oddechu- pod tak wielkim wrażeniem byłam. Uwielbiałam ten styl, minimalizm, prostotę i przestrzeń, która panowała we wnętrzu mieszkania. Od razu zakochałam się w przestronnej kuchni z wysepką na samym środku i oknem, za którym podziwiać można było widok na ogród.
— Obok mieszka Kobe Bryant — poinformował mnie z szerokim uśmiechem, wnosząc moją walizkę do środka.
— Nie mam zielonego pojęcia kim jest Kobe Bryant, ale dzięki za cenne informacje — zaśmiałam się, opadając na wielką kanapę, zajmującą sporą część salonu.
Jeszcze przez dłuższą chwilę krzątałam się po mieszkaniu, kiedy Jayson siedział w wielkim fotelu, obserwując mnie przez cały czas. Przyglądał mi się jak pięknemu obrazowi, co było zupełnie niezrozumiałe.
— Cieszę się, że Ci się podoba — powiedział, kiedy tylko poczuł na sobie moje pytające spojrzenie.
— Wcale nie powiedziałam, że mi się podoba — fuknęłam w żartach.
— Powiedzmy, że marnie idzie Ci ukrywanie emocji — zaśmiał się cicho, na co ułożyłam się wygodnie na jego kolanach. — Teraz możemy zacząć żyć od nowa — powiedział z powagą, przez co poczułam ciarki na całym ciele. Spojrzałam prosto w jego oczy. Zbierały się w nich łzy. Teraz byłam pewna, że Jayson poważnie traktuje nasz związek. Bardzo go kochałam. Można powiedzieć, że ślepo i miałam wielką nadzieję, że jest ze mną w stu procentach szczery.
— Możemy — odpowiedziałam po krótkiej chwili. — Ale muszę się dowiedzieć co z nim — powiedziałam stanowczo, zaciskając szczękę. Chciałam wiedzieć tylko tyle.
— Wiedziałem, że nie odpuścisz — jęknął, przecierając twarz dłońmi. — Natt, nie zrobiłem mu nic złego, a jedynie to, na co zasłużył.
— Ale wpadłeś w taki szał...
— A Ty byś nie wpadła? — uniósł ton. — Nie wiesz nawet jak ciężko było mi się powstrzymać, żeby go nie zabić. Miałem ochotę skończyć z nim, ale w porę uznałem, że i tak już ledwo oddycha. Swoją drogą, nie wiedziałem, że z samej twarzy może wypłynąć aż tyle krwi - zmarszczył brwi, jak by zagłębiając się myślami w 'nowo poznanym fakcie'.
— Jayson, nie uspokajasz mnie! — warknęłam.
— Powinno obchodzić Cię jedynie to, czy żyje — powiedział z wyrzutem. — Chociaż już dawno powinien gryźć piach - w jego oczach znowu pojawiła się dobrze mi znana furia.
— Jayson... — zaczęłam, zaciskając dłoń na jego ramieniu.
— Nie próbuj mnie uspokajać — warczał, zaciskając pięści. — Nie wiesz nawet jak bardzo się o Ciebie martwiłem — wplótł palce w moje włosy, mrużąc delikatnie oczy. Znów hamował łzy. — Powinienem był szybciej Cię stamtąd zabrać — znowu złościł się na siebie samego, a mnie znowu dopadały wyrzuty sumienia z tego powodu.
— Jayson do cholery, to nie jest Twoja wina. To ja jestem głupia. Już rano powinnam to pieprzyć.
— Nie rozumiem dlaczego nawet do mnie nie zadzwoniłaś.
— Sama nie wiem — westchnęłam, wzruszając ramionami. — Nie rozmawiajmy już o tym, proszę — spojrzałam błagalnie. Byłam wykończona wszystkim. Całą tą sytuacją, podróżą. Miałam ochotę zasnąć i obudzić się za rok.
— Dobrze. Nie będziemy już o tym rozmawiać, ale przysięgnij mi, że ten skurwiel nic Ci nie zrobił — jego oczy błysnęły groźnie. Jestem pewna, że w tamtym momencie był gotów wstać, wyjść i dorwać Logana, choćby w szpitalu i zrobić mu powtórkę z rozrywki.
— Przysięgam. Nic nie zrobił. Nie zdążył — przygryzłam lekko wargę, przypominając sobie tamto zdarzenie w kawiarni. Miałam ochotę znów się rozpłakać, ale nie mogłam. Wiedziałam, że muszę żyć dalej pomimo krzywdy, którą chciał mi wyrządzić. Miałam nauczkę, aby nie ufać nikomu, aby byś bardziej ostrożną.
— Jesteś taka dzielna... — westchnął, przyciskając mnie mocniej do siebie.
I tak jak obiecał- tego wieczora nie rozmawialiśmy już dłużej na temat Logana. Chciałam zapomnieć o tym wszystkim i miło spędzić... całą resztę życia. Cała reszta czasu należała już tylko do nas. Miałam wrażenie, że po incydencie z pieprzonym van Persie'm Jayson troszczy się o mnie dwa razy bardziej. Praktycznie w ogóle nie spuszczał mnie z oka, nie wypuszczał ze swoich ramion, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Pragnęłam jego czułości i troski. Pragnęłam go jak nikogo innego.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Przepraszam za tą przerwę, ale znów mam totalną pustkę i wielką dziurę w głowie ;(( Mam nadzieję, że coś uda mi się wymyślić, bo nie mam żadnego pomysłu na co najmniej kolejne 3 rozdziały. Masakra! ...a nie będę pisać na siłę, bo wyjdą z tego bzdury. 3majcie kciuki <3
I jak? Co sądzicie o rozdziale i całej reszcie? O komentarze proszę! :D
Proszę o opinie i gwiazdki- to cholernie ważne i bardzo motywujące :)
ilysm ♥