Leżałam na łóżku dłuższą chwilę rozmyślając o wszystkim. Nie mogłam przekonać się do tego, co mówi Jayson. Chciałam mu wierzyć, bo pomimo wszystko bardzo go kochałam, ale nie było to takie łatwe jak bym chciała. Po części rozumiem jego zachowanie i to, że próbował o mnie zapomnieć. Sama nie wiem jak bym się zachowała, gdyby on uciekł ode mnie. Nie mogę jednak usprawiedliwiać jego zachowania, bo jeśli się kogoś kocha, to tak łatwo się nie rezygnuje, prawda?
Nie chciałam dłużej zaprzątać sobie głowy to całą sprawą, choć wciąż byłam przygnębiona. Wzięłam więc telefon do ręki i wybrałam numer do Bailey. Chciałam się dowiedzieć czy daje radę sama w pracy i czy wszystko u niej w porządku. Zdążyłam się przyzwyczaić do tej dziewczyny i myślę, że to już można nazwać przyjaźnią.
— No nareszcie się odzywasz!— udawała oburzoną, na co uśmiechnęłam się lekko.
— Ehhh nie miałam do tego głowy— westchnęłam głęboko, przez co ton mojego głosu mógł wydawać się cholernie smutny.
— Ej, Natt, co jest?— zapytała z troską.— I nie mów mi, że nic, bo i tak nie uwierzę— dodała raptownie, nie dając mi czasu na odpowiedź. Nie potrafiłam jej okłamać. Ona zawsze wyczuwała, kiedy coś było nie tak. Nawet przez telefon.
— Porozmawiamy, kiedy wrócę, dobra?— próbowałam ominąć temat i na szczęście udało mi się.— Chciałam się tylko dowiedzieć jak tam w pracy?
— Nie masz o co się martwić. Jakoś ogarniam ten bałagan— zaśmiała się wesoło.
— No dobrze, w takim razie do wieczora— pożegnałam się i rozłączyłam, po czym uderzyłam plecami o materac, układając komórkę obok swojego ciała.
Poświęciłam kolejną chwilę na rozmyślanie. Wbiłam wzrok w sufit i znów pogrążyłam się w 'swoim świecie'. Zrobiłam małą retrospekcję i prześledziłam ostatnie miesiące swojego życia. Znów czułam ból i tęsknotę. Tęskniłam za mężczyzną, który potrafił mnie rozweselić, podnieść na duchu, a czasem po prostu przytulić i pomilczeć. Z nim żadna cisza nie była niezręczna. Pomimo wsparcia Grace, czy Bai, czułam, że po prostu jestem ze wszystkim sama. Było tak wiele pytań, na które szukałam odpowiedzi i bałam się, że nigdy nie znajdę...
Nagle poczułam dziwny impuls, gorącą kulę rosnącą w moim żołądku. Zerwałam się z łóżka, narzuciłam na siebie pierwszy lepszy, rozciągnięty sweter i opuściłam pomieszczenie.
— Niedługo wrócę!— krzyknęłam udając się niemal biegiem do wyjścia. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, czy Grace w ogóle jest w domu. Po prostu wyszłam nie zważając na nic.
Szybkim krokiem szłam przed siebie jak z klapkami na oczach. Nie obchodziło mnie nic. Szłam prosto przed siebie, nie widząc tego co dzieje się wokół. W końcu doszłam na miejsce. Moim oczom ukazała się jasna mgła unosząca się nad wilgotną trawą, a na niej groby porozmieszczane nierównomiernie. Nowe i stare. Zadbane i poniszczone, proste i krzywe. Żaden jednak nie wyróżniał się przepychem ani bogactwem. Wszystkie bowiem były jednako smutne i lekko przygnębiające, ale czy nie taki właśnie powinien być cmentarz? Refleksyjny, melancholijny, spokojny... Takie właśnie uczucia władały mną, kiedy tylko przekroczyłam bramkę oddzielającą go od chodnika. Szłam wydeptanymi ścieżkami. Dookoła było pusto, a chłód, który tu panował, mroził krew w żyłach, co wcale nie znaczy, że się bałam. Nie bałam się. Wręcz przeciwnie. Czułam spokój i wyciszenie wewnętrzne. To tak, jak by wszystkie demony siedzące w środku, gdzieś wyleciały. Minęło kilka chwil zanim odnalazłam grób swojego przyjaciela. Widniał na nim przepiękny napis: ,,Nie płacz, bo już nie wrócę. Nie spiesz się- poczekam. Wciąż kocham dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Ukochanej matce i mojemu Aniołowi. Dylan Cane". Czytając to, co zostało wyryte na kamiennej tablicy czułam, jak wielka gula rośnie w moim gardle, dłonie zaczynają się trząść, a łzy spływać po policzkach. Choć wiał wiatr to było dość ciepło, a pomimo tego przez moje ciało przeszedł dreszcz, który pozostawił po sobie gęsią skórkę. Teraz tęskniłam sto razy bardziej niż wcześniej. Znów czułam się rozbita, nie wiedząc co robić dalej ze swoim życiem. Nie mogłam tak po prostu o nim zapomnieć, a przecież trzeba było żyć dalej.
— Teraz, kiedy najbardziej Cię potrzebuję...— mówiłam do niego licząc, że mnie wysłucha.— ...Ciebie nie ma. Tak cholernie mi Ciebie brakuje— zacisnęłam oczy z całej siły, ale nieposłuszne łzy i tak leciały strumieniami, okalając blade policzki.— Chciałabym, abyś przyszedł choć na chwilę. Przytulił mnie choćby jeden raz— zwiesiłam głowę, zamykając powieki i wtedy to poczułam. Wiatr zawiał tak mocno, że rozpuszczone włosy przysłoniły całkowicie moje pole widzenia. Być może to dziwne, ale naprawdę poczułam, jak by chłopak obejmował mnie swoimi ramionami, jak by przenikało mnie coś magicznego. Moje dłonie automatycznie powędrowały na przedramiona, pocierając je w szybkim tempie. Nie wiedzieć czemu, na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. On naprawdę ze mną był. To był znak. Powinnam mu wierzyć, przecież nie kłamał- nie zamierzał mnie zostawiać. Dylan był przy mnie cały czas. Teraz już miałam pewność.
—Nie wiem skąd, ale miałam przeczucie, że Cię tutaj dziś znajdę. Po prostu wstałam z krzesła i wyszłam— usłyszałam za sobą słowa przesiąknięte radością i smutkiem jednocześnie. Odwróciłam głowę i wtedy zobaczyłam znaną mi postać. Nie musiałam się długo namyślać, aby wiedzieć kto to. Matka chłopaka, Pani Cane, stała za mną z bukietem cudnych, fioletowych frezji.— To Jego słowa— przez moment nie zrozumiałam co ma na myśli, dopóki raz jeszcze nie spojrzałam na nagrobek. Kobieta podeszła bliżej i usiadła na ławce obok mnie.— Wiedział, że umrze— jej głos emanował spokojem, jak by pogodziła się ze śmiercią syna.— Znalazłam w jego dłoni zgniecioną kartkę. Pisał z prośbą, aby taki właśnie napis tutaj umieścić— spojrzała na mnie, uśmiechając się bardzo niepewnie. Ja z kolei patrzyłam na nią przez rozmyty pryzmat ze względu na łzy, który nie zdążyły jeszcze wyschnąć.— Bardzo Cię kochał— mówiłam to na jednym westchnieniu, kiedy jej usta zaczęły drżeć.— A to chyba do Ciebie— podała mi białą kopertę, na której faktycznie widniało moje imię. Dylan musiał napisać do mnie list...
—Dziękuję— jęknęłam cicho, po czym obie padłyśmy sobie w ramiona. Przycisnęłam kobietę do siebie z całej siły, zaciskając pięści na jej kurtce. Żadna z nas nie potrafiła powstrzymać łez. Raz jeszcze spojrzałyśmy na wygrawerowany w kamieniu napis, kiedy tylko odkleiłyśmy się od siebie. Kątem oka widziałam, jak kobieta uśmiecha się delikatnie, ale jej podbródek wciąż lekko drży. Była tak cholernie silna. Przecież żaden rodzic nie chciałby chować swojego dziecka...— Powinnam już iść — wydusiłam po chwili, po czym przytulając kobietę jeszcze na ułamek sekundy, wstałam i ruszyłam w drogę powrotną.
Pomimo iż wylałam wiele łez, teraz czułam się spokojniejsza. Wydawało mi się, że wiem już co robić. Mało tego, jeszcze bardziej doceniłam Dylana jako przyjaciela. Teraz wiedziałam, że znaczyłam dla niego tak samo wiele, co on dla mnie. Nikt nie zrobił dla mnie piękniejszej rzeczy, niż to co on, bo kto pomyślałby w chwili śmierci o tym, aby ja jego nagrobku umieścić napis w podziękowaniu dla swojej mamy i przyjaciółki? Przecież to my powinnyśmy mu dziękować za to jaki był, a nie odwrotnie. Nazwał mnie Aniołem... Poza tym bardzo cieszyłam się, że spotkałam jego matkę. Dopiero w drodze powrotnej przypomniałam sobie jej słowa. ,,Po prostu wstałam z krzesła i wyszłam" - powiedziała. Przecież to zupełnie tak samo jak ja. Faktycznie, to nie mógł być przypadek. Dylan chciał, abyśmy się tam spotkały.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Chciałam napisać jeszcze kawałek, ale postanowiłam przełożyć to na kolejny rozdział, ponieważ jest już późno, ja muszę iść spać- rano do pracy, a chcę go jeszcze dziś opublikować :D ...więc nie jęczeć mi tu, że za krótko! ;p
I jak? Co sądzicie o rozdziale i w ogóle o tym wszystkim? O komentarze proszęęę! :D
Ej ej! Jest już Rozdział 2 na ,,Once Upon a Time". Wciąż czekam, aż w końcu zaczniecie czytać!!!
Proszę o opinie i gwiazdki- wejdźmy na szczyt listy ,,Na Topie"! I z całego serca dziękuję za głosy, bo mamy już 1 stronę w kategorii !
ilysm ♥