Odskoczyłam gwałtownie, upuszczając na ziemię wszystkie kartony, które trzymałam. Byłam przerażona. Dobrze znałam ten głos.
— Mój Boże... — sapnęłam, trzymając się dłonią za serce.
To był on. To był chłopak, którego kochałam. Od którego uciekłam, ale nigdy nie przestałam żywić do niego uczucia. Znów poczułam zapach mięty, który po kilku sekundach dotarł do moich nozdrzy. To doskonale znany mi zapach mięty i papierosów, którym niegdyś zaciągałam się co dzień, od którego się uzależniłam. Łzy cisnęły mi się do oczu. Nie skontrolowałam nawet tego, że powoli cofam się do ściany, która znajdowała się kilka metrów za mną. Uświadomiła mi to dopiero zimna barierka, z którą zderzyły się moje plecy. Jęknęłam z bólu.
— Nie spodziewałaś się mnie... — westchnął, stojąc z rękami wciśniętymi w kieszenie kurtki. — ...ale ja Ciebie też — podszedł bardzo powoli w moim kierunku. W moim brzuchu pojawiło się stado rozwścieczonych motyli, na ton jego zachrypniętego głosu.
— Co tu robisz? — jęknęłam, nie mogąc zebrać myśli. Moje serce biło teraz dwa razy mocniej, dwa razy szybciej, dwa razy bardziej chciało być blisko niego.
— Załatwiam sprawy — uśmiechnął się lekko. Zapanowała chwilowa cisza. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Emocje wzięły górę. Zsunęłam się po metalowej barierce, opadając na schodek. Ukryłam twarz w dłoniach, a łzy opuściły moje powieki. Nie udało mi się ich dłużej powstrzymać. Po prostu nie mogłam.
— Ej, mała — ukucnął przede mną, by po chwili delikatnie masować moje plecy. Zadrżałam na jego dotyk. Przypomniałam sobie wszystko. Nasze krótkie, ale szczęśliwe chwile, nasz pierwszy raz i to jak go zostawiłam. Zrozumiałam jak okropnie postąpiłam. Jak pieprzona egoistka, a pomimo tego, Jayson stał teraz przede mną i nie wyglądało wcale na to, aby mnie szukał po to, by wygarnąć mi wszystko. Miałam cholerną nadzieję, że tak nie jest. Padłam na kolana, szlochając głośno. Bez względu na jego reakcję chciałam się teraz w niego wtulić i zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim co złe. Objęłam chłopaka w pasie, przytulając twarz do jego brzucha. Przez moment nie dostrzegłam z jego strony żadnej reakcji. Po chwili jednak on również zamknął mnie w nieśmiałym uścisku. Teraz nie oczekiwałam niczego więcej, bo i tak dostałam więcej niż na to zasłużyłam. Minęło nie więcej niż dwie minuty, kiedy moje policzki zaczęły wysychać, a Jays odsunął mnie delikatnie od siebie. Uniosłam lekko głowę, a on wciąż się we mnie wpatrywał, jak by szukał odpowiedzi na pytanie ,,dlaczego?".
— Natalie, nie wiem nic o Twoim teraźniejszym życiu. Nie mam pojęcia co się z Tobą dzieje, ale chciałbym to zmienić, jeśli tylko pozwolisz. Nie chcę Cię do niczego zmuszać, bo skoro odeszłaś, to widocznie...
— Porozmawiajmy — przerwałam mu, co chwilę pociągając nosem. — Ale nie tutaj i nie teraz — przełknęłam ślinę wiedząc, że w każdej chwili może się tutaj pojawić Bailey, a naprawdę nie miałam ochoty wszystkiego jej teraz tłumaczyć. — Spotkajmy się za godzinę. Przy Sunrise Avenue jest przyjemna kawiarnia, przyjdziesz? — uniosłam wzrok, by spotkać na drodze jego pociemniałe tęczówki. Chłopak jedynie kiwnął twierdząco głową, wstał, otrzepując kolana i odszedł w stronę, z której przyszedł.
— Zasnęłaś tam z tymi kartonami?! — ujrzałam na schodach rozzłoszczoną Bai. Wiedziałam, że nie potrwa długo, zanim tu przyjdzie. Wciąż jednak byłam roztrzęsiona, nie wierząc w to, co właśnie się stało. — Ej, wszystko w porządku? — zapytała podejrzliwie, widząc moje dziwne zachowanie. W pośpiechu zbierałam rozrzucone na ziemi kartony, trzęsącymi się rękami. Wrzuciłam je gwałtownie do kubła i mijając ją bez słowa, wróciłam do pomieszczenia.
Pierwsze co zrobiłam po przybyciu do domu to pójście do łazienki. Przekluczyłam zamek i opadłam na ścianę. Głośno dyszałam, a dłonie trzęsły mi się z nerwów. On wrócił. Znalazł mnie, ale czy tak naprawdę szukał? Nie, to nie mógł być przecież przypadek, że akurat przechodził sobie tamtędy. Skąd wiedział, że tam będę?! Te pytania nie dawały mi spokoju. Jedna na to rada, musiałam iść się z nim spotkać. Z jednej strony, cieszyła mnie bardzo jego obecność. Przecież tak bardzo go kochałam. Myślałam o nim każdego wieczora i tęskniłam z dnia na dzień coraz bardziej, ale z drugiej strony... przeszłość wróciła i znów zaczęłam myśleć o wszystkim co się wydarzyło. O śmierci Dylana. Nie wiedziałam co się stanie. A może Jayson znalazł mnie tylko po to, aby powiedzieć, że jestem chorą egoistką i wyrzucić każdy błąd, który popełniłam? Nie musiał. O wszystkim dobrze wiedziałam. Niech się dzieje co chce- pomyślałam. Wiedziałam, że mogę żałować decyzji o spotkaniu z nim w kawiarni, ale mogła to być równie dobrze najlepsza decyzja mojego życia. Nie sprawdzisz to się nie dowiesz- mawiała matka. To chyba jedyna z nielicznych mądrości, które wypłynęły z jej ust, ale mimo to, utkwiła mi w pamięci.
Nawet nie wiem, kiedy z moich oczu popłynęły łzy. Znów byłam rozsypującą się kupką nieszczęścia. Moje dłonie bezwiednie opadły na krawędź umywalki, nad którą się właśnie nachylałam. Spojrzałam w lustro i ujrzałam potwora. Odkręciłam więc wodę, którą po chwili obmyłam twarz. Musiałam doprowadzić się do stanu 'używalności', choć teraz nawet woda nie chciała pomóc, ale bynajmniej przywróciła mi trzeźwość myślenia. Gdzieś tam w głębi duszy byłam z siebie dumna, że nie stchórzyłam. Równie dobrze mogłam wtedy uciec stamtąd, prawda? Ale nie zrobiłam tego. Mało tego, odważyłam się spojrzeć mu w oczy.
— Nie wrócę na noc, wychodzę na imprezę — u progu mojego pokoju ujrzałam Bailey. — Skoro już włożyłam tą sukienkę, to nie zmarnuję okazji na podryw — poruszała brwiami. Była w tak dobrym humorze, że nie zauważyła mojej zblazowanej miny, co po części mnie cieszyło. Jestem osobą, która nienawidzi się tłumaczyć. Skinęłam jedynie twierdząco głową na znak, że przyjmuję informację do wiadomości. Dziewczyna odwróciła się i poszła. Po kilku sekundach usłyszałam jedynie trzaśnięcie drzwi.
Nie miałam zbyt wiele czasu. Za dwadzieścia minut miałam pojawić się w kawiarni. Zmierzając do celu miałam kilkukrotną ochotę zawrócić, ale tym razem górę brało ziarenko odwagi, które zakiełkowało gdzieś głęboko we mnie. Wiedząc, że już jestem na miejscu, nogi ugięły się lekko pode mną. Ciężko było mi wykonać jakikolwiek ruch. Czułam się jak we śnie, w którym muszę uciekać, a wtedy wszystko przybiera zwolnionego tempa. Mój mózg czuł się niedotleniony, a ciało chciało mdleć. Zamknęłam na moment oczy i przełykając głośno ślinę, przekroczyłam próg kawiarni. Wciąż nerwowo pocierałam dłonią nadgarstek, który zapewne był już mocno zaczerwieniony. ...I wtedy zobaczyłam go. Po raz kolejny tego dnia. I po raz kolejny zaparło mi dech w piersiach. I po raz kolejny moje dłonie trzęsły się gorzej niż osiemdziesięcioletniej staruszce. Jayson siedział przy stoliku pod ścianą, wystukując nerwowo palcami jakiś rytm. Wyglądał jak by się nad czymś zastanawiał. Jak by był niepewny słuszności swojej obecności w tym miejscu w tym czasie. Kiedy jednak dostrzegł moją obecność w pomieszczeniu, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, którego nie mogłam zdefiniować.
••••••••••••••••••••••••••••••••••
Uhh... zdaję sobie sprawę, że tym rozdziałem uśmierciłam kilka moich czytelniczek, które pisały - ,,Jeśli to będzie Jayson to umrę ze szczęścia", no i się okazało... Ale lepiej ze szczęścia, niż z nieszczęścia, prawda? ...tak więc nie mam sobie nic do zarzucenia ;p hah^^ I jak rozdział? Jakieś przemyślenia i sugestie?
Proszę o opinie i gwiazdki- wejdźmy na szczyt listy ,,Na Topie"! I z całego serca dziękuję za głosy, bo mamy już 1 stronę w kategorii !