W drodze powrotnej atmosfera była napięta jak rzadko kiedy. Nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Jayson w nerwach zaciskał dłonie na kierownicy, ja z kolei bawiłam się telefonem, co chwilę obracając go w palcach. Nieoczekiwanie znowu zaczął dzwonić, a z głośnika wydobyła się melodia jednej z moich ulubionych piosenek.
— Nie myśl nawet, żeby odebrać — warknął w złości. Czy on mi groził?
— Jayson Ty do reszty ześwirowałeś! — wrzasnęłam. Miałam po dziurki w nosie tego, co się teraz dzieje. — Doszło do tego, że nie mogę odebrać telefonu nawet od własnej siostry! Czy Ty widzisz co się z Tobą stało? — zmarszczyłam czoło w oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź, ale on jedynie mocniej zacisnął dłonie i dalej wbijał wzrok w ulicę. — Trzeba iść na policję.
— Oszalałaś?! — zahamował z piskiem opon. — Chcesz, żebym poszedł siedzieć?
— Nie Ty, tylko Logan — tłumaczyłam. — Dlaczego niby Ciebie mieliby zamknąć? — w mojej głowie znowu pojawił się czarny scenariusz. — Co tak naprawdę mu zrobiłeś? — warknęłam, zbliżając się lekko do niego.
— Kurwa, nie wiem... — jęknął nieco rozpaczliwie, przecierając twarz dłońmi. Po chwili wziął głęboki oddech i odchylił głowę opierając ją o zagłówek. — Byłem w takiej furii... — zatrzymał się na moment, robiąc w głowie szybką retrospekcję wydarzeń z tamtego dnia. — Nic nie pamiętam — zmrużył oczy, próbując przypomnieć sobie cokolwiek. — Wiem jedynie, że było dużo krwi — wplótł palce w swoje włosy. — Bardzo dużo — dodał po chwili.
— Cholera! — warknęłam nerwowo, uderzając pięścią w szybę.
— Natt nie złość się — poprosił, kładąc dłoń na moim udzie. Nie złościłam się. Ja po prostu się bałam.
— Przestań — jęknęłam, strzepując jego rękę. — Nie odzywaj się do mnie do czasu, aż ochłonę — otworzyłam drzwi i wyciągając zakupy, wyszłam ze środka, po czym pokierowałam się do wejścia.
W reklamówkach nazbierało się sporo produktów, więc zaczęłam powoli, jeden po drugim rozpakowywać je i układać w szafkach kuchennych. Można powiedzieć, że trochę mnie to odprężyło, bo przez moment mogłam przestać myśleć o Loganie, Jaysonie i innych problemach. Zaczęłam obmyślać przygotowanie jakiejś kolacji, kiedy mój telefon zaczął dzwonić po raz setny tego dnia i po raz setny spotkało się to z dezaprobatą Jaysona, który już zamierzał coś powiedzieć.
— Zamknij się! — rzuciłam stanowczo, nie pozwalając mu puścić pary z ust. Jęknął jedynie coś w stylu ,,rób jak chcesz" i opadł na sofę. — Halo? — zapytałam niepewnie.
— Natalie, gdzie jesteś? Co się dzieje? — Bailey miała dziwnie spanikowany głos. — Dlaczego nie ma Cię w domu?
— Emm... Musiałam wyjechać — skłamałam, a właściwie to nie skłamałam. Przecież właśnie tak było. Musieliśmy uciekać. — Ale co Ty robisz w Los Angeles?
— Ehhh... — westchnęła głęboko. — Caleb złamał nogę. Musieliśmy wrócić i jechać do szpitala. Najgorsze jest to, że zastaliśmy tam mojego kuzyna. No wiesz, tego, który pomagał Ci w kawiarni — o tak! Doskonale wiedziałam, o którego kuzyna chodzi! Spanikowałam.
— Bailey, musimy się spotkać — czułam, jak mój głos lekko się łamie, więc odchrząknęłam głośno, aby nie wzbudzić podejrzeń. Byłam pewna, że Bai nie wiedziała nic o Loganie i o tym, że go znam. To nie był żaden spisek, ani podstęp.
— Ale to coś poważnego? — zapytała lekko zdziwiona.
— Proszę, przyjedźcie. Wyślę Ci adres sms'em — mówiłam nie co ściszonym głosem, zakrywając delikatnie usta. Nie chciałam, aby Jayson słyszał, że kazałam im przyjechać. Byłam pewna, że się wkurzy, a nie chciałam znowu się kłócić. Chyba wolałam postawić go przed faktem.