Wybiegłam na korytarz, nie wiedząc co się dzieje.
— Pytam co tu robisz! — krzyczał Jayson. Moje zdziwienie było spore, kiedy zobaczyłam, że właśnie szarpie za kurtkę Caleba. Przyparł go do ściany. Myślałam, że zaraz zabije chłopaka wzrokiem. Znowu wrócił Jayson-Furiat.
— Co tu się dzieje? — nagle w pomieszczeniu pojawiła się Bailey. Może i całe szczęście, bo minęłaby jeszcze chwila, a Jays rozszarpałby go na strzępy.
— Nic — odpowiedział Caleb, nie spuszczając z Jaysona wzroku. Poprawił kurtkę i wyszedł z mieszkania, żegnając się jedynie z Bai.
Ja stałam jedynie wpatrzona w całą sytuację. Zupełnie nie wiedziałam co się dzieje. Przez moment myślałam nawet, że śnię, bo wszystko działo się tak szybko...
— Chodźmy stąd — Jayson rzucił nerwowo i chwytając mnie za rękę, wyciągnął z mieszkania. Nie obchodziło go to, że nie jestem jeszcze do końca gotowa. Bałam się jednak sprzeciwić, bo złość, która teraz w nim siedziała, mogła wyrządzić wiele złego, a ja byłam tego świadoma.
— Jayson co się do cholery dzieje? — jęknęłam, kiedy zatrzymaliśmy się w pobliskim parku.
— Caleb jest z tą dziewczyną? — zapytał nerwowym głosem, nachylając się nade mną. Był tak blisko, że czułam jego ciepły oddech.
— Nie mam pojęcia — wzruszyłam ramionami, ale dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie to, co powiedział. — Caleb? Skąd znasz jego imię? — zerwałam się z ławki, a chłopak automatycznie odskoczył.
— Zgadywałem — mruknął.
— Przestań ściemniać! — zacisnęłam pięści, krzycząc na tyle głośno, że przechodnie musieli to słyszeć, bo kilka osób odwróciło się w naszą stronę, częstując ciekawskim spojrzeniem.
— Ja zapytałem pierwszy — warknął, by odeprzeć mój atak na jego osobę. — Masz z nim coś wspólnego? — jego ton wciąż był pretensjonalny, co bardzo mi się nie podobało. Przecież nic złego nie zrobiłam, aby mógł się teraz na mnie wyżywać.
— To tylko znajomy! I jak widać spotyka się z Bailey — znów opadłam na ławkę.
— Przed chwilą nie wiedziałaś, czy się z nią spotyka — nie mogłam już patrzeć na jego chamski wyraz twarzy.
— Mówię, co widziałam! — krzyknęłam jeszcze głośniej. Nienawidziłam się kłócić, ale widocznie to taki typ człowieka. Inaczej się nie da. — A teraz powiedz skąd znasz Caleba — poprosiłam już nieco spokojniej, bo łzy cisnęły mi się do oczu. Nie miałam siły na więcej.
— Tylko nie płacz — szybkim ruchem znalazł się obok mnie. Jego głos też trochę się uspokoił. — Posłuchaj... — spuścił wzrok na ziemię i przetarł twarz dłońmi, aby zebrać się do powiedzenia prawdy. Bałam się, że zaraz usłyszę coś co po raz kolejny zmieni moje życie. — Caleb to mój brat, o którym kiedyś Ci opowiadałem i mam nadzieję, że nic nie próbował, bo... — zacisnął pięści i szczękę, przyglądając mi się bacznie.
— Nie, nic nie próbował — wtrąciłam się w jego wypowiedź, bo widziałam, że złość wzbiera w nim na nowo. — O Boże... — westchnęłam, przenosząc spojrzenie gdzieś w dal. To oni byli braćmi! I wszystko jasne. Stąd tyle podobieństw. To właśnie dlatego z każdym swoim ruchem, uśmiechem i słowem Caleb przypominał mi Jaysona. — Cholera — jęknęłam, wytrącając się z letargu. — Ale jak to braćmi? — zmarszczyłam brwi, przenosząc na niego wzrok.
— Natt, historia jest długa. Naprawdę chcesz tego słuchać? — wykrzywił usta w nadziei, że powiem 'nie'.
— Tak. Chcę — mój ton był stanowczy. Naprawdę chciałam to wiedzieć.
— Uhhh... okey — jęknął, raz jeszcze przecierając twarz, po czym ułożył się na ławce tak, by siedzieć przodem do mnie. — Opowiadałem Ci kiedyś o mojej chorej rodzince, której nienawidzę — mówił jak by zupełnie go to już nie ruszało. — Caleb to właśnie brat, o którym również wspominałem — wzruszył ramionami. — A zaczynając od początku... — zatrzymał się na chwilę, nie wiedząc od czego zacząć. Ja z kolei siedziałam nieruchomo, wsłuchana w to, co ma do powiedzenia. — Po tym całym pobraniu szpiku zapadłem na kilka dni w śpiączkę. Były jakieś powikłania i przez tydzień jeszcze leżałem w szpitalu. Nie wiedziałem co jest grane. Nie było ani Ciebie, ani Dylana, ani nikogo innego. Nikt nic nie wiedział. Wiedziałem, że straciłem wszystko. Zostałem sam. Po wyjściu ze szpitala z trudem dotarłem do jego domu i dowiedziałem się, że nie żyje — w tym miejscu dłoń Jaysona powoli powędrowała do mojej dłoni, by po chwili zamknąć ją w uścisku. — Po tej informacji wiedziałem już, że tak łatwo Cię nie znajdę. Przemyślałem całe swoje życie i stwierdziłem, że ojca jak nienawidziłem, tak będę nienawidził, ale może chociaż z bratem mógłbym odnowić jakąkolwiek więź, że może jestem w stanie mu wybaczyć. I faktycznie, udało mi się. Przyjechałem tutaj, bo wiedziałem, że tu mieszka. Długo rozmawialiśmy. Wspominaliśmy wszystko to, co było dobre i wtedy poczułem, że mam kogoś, że nie jestem sam, choć o Tobie nigdy nie zapomniałem, ale wiedziałem, że odnalezienie Ciebie byłoby jak wygrana w totolotka. Jak jeden do miliona — na jego słowa moje serce z sekundy na sekundę biło coraz szybciej, aż po chwili waliło jak młot. — Drugiego dnia pobytu tutaj, zobaczyłem w jego komputerze Twoje zdjęcie. Czułem radość i złość, dwie skrajności. Cieszyłem się, że jest szansa na odnalezienie Ciebie, jednak kiedy pomyślałem, że może jesteście razem, furia zaczęła rozwalać mnie od środka. Okropnie się wtedy pokłóciliśmy, ale kiedy opowiedziałem mu naszą historię, Caleb stwierdził, że nie mógłby zrobić nic przeciwko mi, że sobie odpuści, choć nie ukrywał, że mu się podobasz. Byłem o to wściekły, bo... — przerwał nagle i znów błądził wzrokiem gdzieś w przestrzeni. — ...jesteś tylko moja — mówił niemal szeptem, głośno przełykając ślinę. Uczucie szczęścia, które w tamtym momencie czułam, jest bezcenne. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła, że rosną mi skrzydła i za chwilę odlecę.
— A więc tak mnie znalazłeś... — westchnęłam drżącym, łamiącym się głosem.
— Natt wiesz jakie to jest uczucie, kiedy myślisz, że wszystko straciłaś? — zbliżył swoją twarz do mojej i właśnie wtedy dostrzegłam łzy w jego oczach. Na jego słowa przytaknęłam cicho. Przecież doskonale znałam to uczucie! To uczucie towarzyszyło mi co dzień, aż do wczoraj. — Ja czułem się tak aż do czasu, kiedy spotkałem się z Calebem, kiedy wiedziałem, że mogę Cię odnaleźć — otarł łzę, która spłynęła po jego policzku myśląc, że tego nie zauważyłam. — Bałem się, że Cię skrzywdził. Zawsze lubił bawić się dziewczynami i pomimo jego przyrzekań, nie wiedziałem, czy mogę mu ufać. Kiedy dzisiaj pojawił się u Ciebie w mieszkaniu, myślałem, że mnie okłamał — nabrał powietrza. Widziałam, jak jego złość i zdenerwowanie powoli odpuszcza.
— On nic nie zrobił — powiedziałam spokojnym tonem i wtuliłam się w jego ramię, na co chłopak objął mnie i mocniej przycisnął do siebie. Teraz wszystko jasne.
Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę wtuleni w siebie, nie widząc świata i tego co działo się dookoła. W końcu trzeba było wrócić do rzeczywistości. Jayson odprowadził mnie do samych drzwi, a sam wrócił tam, skąd przyszedł. Oboje w drodze powrotnej doszliśmy do wniosku, że powinien przeprosić Caleba za to, co zrobił. Nie powinien się tak denerwować, ale to chyba nieuniknione. Przecież taki właśnie jest Jayson.
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Kochani, zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział nudny, ale przynajmniej wszystko jest już jasne :) Zero niedomówień. Myślę, że duża część z was na to czekała :)
Proszę o opinie i gwiazdki- wejdźmy na szczyt listy ,,Na Topie"! I z całego serca dziękuję za głosy, bo mamy już 1 stronę w kategorii !