Tej nocy usnęłam z wielkim trudem. Wciąż myślałam o tym wszystkim, ale gdzieś w głębi czułam, że coś się zmieniło, że coś pękło, że odeszło na zawsze. Nie chodzi mi tutaj o Dylana, ale o rozpacz związaną z jego utratą. Myślałam, że wszystko zmieni się na lepsze. Drugą sprawą był Jayson, którego Dylan tak bardzo bronił. Nie miałby powodów, aby mnie okłamywać. Przecież chciał dla mnie dobrze, więc nie wymyśliłby historyjki o rozmowie z Jaysem, prawda? A więc Jayson naprawdę się zmienił... Dobrze wiem, że ma problemy z wyrażaniem uczuć, ale to, że zwierzył się Dylanowi, do którego faktycznie nie żywił sympatii, było już chyba szczytem jego możliwości i pokazało jak wielką przemianę przeszedł, jak bardzo się stara.
— Ostatnia szansa — westchnęłam głęboko mówiąc sama do siebie i nakryłam się po uszy kołdrą. To było moje postanowienie, ale czy wyjdzie mi ono na dobre? Wkrótce miałam się o tym przekonać.
Rano obudziłam się z dziwnym i nie do końca znanym mi uczuciem. Czułam, że dzisiaj stanie się coś dobrego. Już od pierwszego rozchylenia powiek tego dnia towarzyszył mi uśmiech. Szykując się podśpiewywałam nawet pod nosem, co już od dobrych kilku miesięcy nie miało miejsca. Naciągając jeszcze przez głowę bluzę podeszłam do drzwi, by móc udać się do kuchni. Trochę zgłodniałam. U progu zobaczyłam Bailey z uniesioną do góry pięścią. Mam niezłe wyczucie czasu.
— Właśnie miałam pukać — uśmiechnęła się lekko, mrużąc oczy.
— O ile się nie mylę to pukałaś wczoraj wieczorem — roześmiałam się szczerze i nie zatrzymując się, podeszłam do lodówki.
— O! Widzę, że komuś się tutaj dowcip wyostrzył — oparła się o ścianę z założonymi rękami i uniosła lekko jedną brew.
— Komu? — zapytałam, rozglądając się dookoła. Naprawdę miałam humor do żartów. Tym razem nic nie było udawane, ani wymuszone.
— Ehh nie ważne — machnęła ręką, na co zaśmiałam się głośno, wyciągając dżem i keczup z lodówki.— Dżem i keczup? — wykrzywiła usta. Tak, wiem o tym, że Bai nie znosi dżemu truskawkowego, w przeciwieństwie do mnie.
— Chcesz też? — uniosłam lekko jedną brew. Na moje pytanie dziewczyna wzdrygnęła się i wykrzywiła usta, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej. — W jakim celu zamierzałaś pukać do moich drzwi? — zapytałam, wracając do tematu, kładąc nacisk na słowo 'pukać'.
— Chciałam Ci o czymś powiedzieć — klasnęła radośnie w dłonie. Trochę się przestraszyłam. Chyba nie przepadałam za niespodziankami. — Ja i Caleb wyjeżdżamy na kilka dni. Nie wiem gdzie, bo to niespodzianka, ale nie mogę się doczekać — szczerzyła się tak mocno, że wydawało mi się iż jej skóra na policzkach za chwilę popęka lub się rozerwie. Nikt nie uśmiechał się tak szeroko i tak szczerze jak ta radosna, niewysoka blondyneczka.
— To wspaniała wiadomość — ułożyłam rękę na jej ramieniu, masując je delikatnie. — Kiedy wyjeżdżacie? — zapytałam, przegryzając kanapkę z dżemem.
— Za chwilę — ćwierkała, wskazując dłonią na walizkę stojącą w przedpokoju, a ja mało co nie wyplułam jedzenia. Nie spodziewałam się, że wyjadą tak od razu. — Chciałam Ci powiedzieć wczoraj, ale uciekłaś i...
— Dobra, dobra. Nie ważne — przerwałam jej szybko. — Cieszę się, że jesteś szczęśliwa — uścisnęłam dziewczynę i wróciłam do jedzenia.
— Teraz jesteś szefową — wyciągnęła przed siebie dłoń, podając mi klucze. Były to kluczyki od kawiarni. No tak, zapomniałam, że teraz będę musiała pracować sama... — Nie martw się, nie będziesz sama — wyprzedziła nawet moje myśli. — Na czas mojej nieobecności, zastąpi mnie mój starszy kuzyn — wyjaśniła. Nie uśmiechało mi się to wszystko, ale chyba nie miałam wyjścia. Poza tym starałam się docenić to, że zatroszczyła się o pomoc dla mnie, więc chyba powinnam być wdzięczna.