Louis
- Odbierz małą z przedszkola - kiedy tylko odebrałem połączenie, głos Claudii rozległ się w głośniku.
- A dlaczego ty nie możesz tego zrobić? - spytałem, wsiadając do samochodu.
Właśnie wyszedłem z redakcji i miałem zamiar udać się do domu, aby trochę odpocząć, ale jak widać nie było mi to dane.
- Bo mam jeszcze jedną sesję i nie mam na to czasu - prychnęła.
- Okej - przytaknąłem, nie mając ochoty się z nią kłócić. Zakończyłem połączenie i skierowałem się w stronę przedszkola mojej córki, które znajdowało się kilka kilometrów stąd.
Podejście Claudii do wychowywania naszej trzyletniej córeczki co chwilę ulegało zmianie. Raz potrafiła być opiekuńczą i troskliwą matką, a raz zimną suką, tak jak dziś.
Praca potrafiła pochłonić ją całkowicie. Dzięki moim wielobranżowym znajomościom, rok temu załatwiłem jej pracę w modelingu. Nie były to jakieś ogólnoświatowe marki, ale i tak zrobiła duży postęp i wypromowała swój wizerunek. Nadal daleko jej do Cary Delevingne czy Mirandy Kerr, ale od czegoś trzeba zacząć.
Mimo, że moja praca w zupełności wystarczyłaby na zaspokojenie wszystkich potrzeb całej trójki, to moja narzeczona uparła się, że chce pracować, żeby nie być uzależniona finansowo ode mnie.
Właśnie...
Narzeczona. Nie, nie kocham jej.
Nigdy nie kochałem.Ale mamy razem dziecko i jej rodzice bardzo nalegają na to, aby dobrze je wychować, w spójnej, przykładnej rodzinie.
Tym bardziej Claudia naprawdę nie jest tak złą osoba za jaką uważa ją wiele osób. Owszem, święta nie jest, swoje za uszami ma i przykładnej rodziny na pewno nie stworzymy, ale da się wytrzymać.
Co prawda, na żonę też się zbytnio nie nadaje. Doskonale wiem o ty, że kilkakrotnie mnie zdradziła. Nie mam pojęcia z kim, lecz nie raz czuć było od niej męskie perfumy, a parę razy widziałem ją na mieście w godzinach pracy.
Nie mam jej tego za złe, bo nie obiecała mi wierności. Zresztą ja jej też nie. Zdradziłem ją dokładni cztery razy i to z przypadkowymi osobami. Większość z nich to mężczyźni o lokowanych włosach, ale to zwykły przypadek.
Zaparkowałem samochód pod budynkiem i pospiesznie wszedłem do środka.
Wszystkie dzieci stały w szatni, najwyraźniej byli na jakimś spacerze.
- Diana! - zawołałem małą blondynkę, która była moją córką.
- Taaata! - rzuciła mi się na szyję, mocno ściskając.
- No chodź brzdącu, idziemy do domu - poprawiłem jej kurteczkę i informując wychowawczynię, że odbieram dziecko, wyszedłem z nią na zewnątrz.
- Pójdziemy na lody? - spytała, biegając w kółko obok auta.
- Jest dopiero maj, za wcześnie na lody - posadziłem Dianę w foteliku i zapiąłem pasem.
- A wesołe miasteczko? - zrobiła słodkie oczka.
- Nie dzisiaj - pokręciłem głową.
- Dlaczego, tato? - posmutniała.
- Zrobię ci naleśniki z czekoladą, okej? - zaproponowałem, żeby udobruchać moje kapryśne dziecko.
- Oki doki! - zadowolona klasnęła w rączki.
Pokręciłem głową ze śmiechem i ruszyłem w stronę naszego apartamentu. Ten mały urwis powodował uśmiech na mojej twarzy nawet w najbardziej ponury dzień. To dziecko ma w sobie coś takiego, że przy niej po prostu się uśmiechasz i już. Nie musisz mieć konkretnego powodu.
Kiedy po 30 minutach byliśmy już na miejscu, wziąłem Dianę na ręce i wchodząc do holu, natknąłem się na Zayna.- Wujek Zaynie - Diana wyszarpała się z moich ramion i pobiegła do Malika, przytulając się do jego nóg.
- Siema stary - przywitałem się z Mulatem.
- Cześć - tym razem to on wziął Dianę na ręce.
Zayn okazał się jedną z niewielu osób, do których najmłodsza z Tomlinsonów ciągnęła jak mucha. Przeważnie była bardzo nieśmiała i nawet w przedszkolu potrzebowała kilku miesięcy, aby rozmawiać z dziećmi; musiała się do nich przyzwyczaić. Ale kiedy tylko Malik pokazywał się w zasięgu jej wzroku, od razu rzucała się na niego z radością.
Nawet na widok dziadka przebranego za Mikołaja się tak nie cieszyła.
- Co cię sprowadza do nas? - spytałem mojego przyjaciela, naciskając guzik windy.
- Potrzebujesz wyrwać się trochę z tego rodzinnego życia, które totalnie cię pochłonęło - zakomunikował.
- To znaczy? - winda ruszyła, a ja wpatrywałem się w niego, czekając na odpowiedź.
- Jesteś jak pod pantoflem, stary. Claudia mówi zrób to, to ty to robisz. Louis to, Louis tamto...
- Nie przesadzaj, mamy razem dziecko, mieszkamy razem. To oczywiste, że jej pomagam - wzruszyłem ramionami.
- Pomoc pomocą, ale ty żyjesz tylko pracą i domem odkąd Claudia zaczęła pracę w tej śmiesznej agencji - prychnął.
- Przynajmniej nie marudzi mi wiecznie nad uchem, że nie ma co robić w domu - kiedy winda się zatrzymała, otworzyłem drzwi do mieszkania.
- Tato - moja córeczka domagała się uwagi.
- Tak? - wziąłem ja od Zayna i postawiłem na ziemi, ściągając kurtkę i czapkę.
- Naleśniki! - krzyknęła.
- Zaraz - zagoniłem ją do jej pokoju i poprowadziłem Zayna za sobą do kuchni.
- Idziesz ze mną wieczorem do klubu i nie uznaje odmowy, rozumiesz? - uderzył mnie w ramię.
- Ale... - chciałem coś powiedzieć, jednak momentalnie mi przerwał:
- Nie ma żadnego 'ale'. Idziemy się najebać i koniec - zaśmiał się.
- Niech ci będzie - zgodziłem się.
- A teraz robimy naleśniki! - zarządził.
- Jasne - zaśmiałem się, wyciągając z szafek mąkę, jajka i inne potrzebne składniki.
CZYTASZ
Just fine // larry stylinson part 2✔
FanfictionHarry Styles wraca do Londynu po długiej nieobecności. Czy zapomniał o Louisie? Czy może jednak istnieje takie coś jak przeznaczenie? ∞ sequel Destroyed fanfiction. ©cover by @darrrow