🔥eight

4.8K 352 347
                                    

Harry

Mecz zaczął się punktualnie. Niall już od pierwszej minuty wczuł się w rolę kibica swojego ulubionego klubu. Tego dnia byłem jakiś nieobecny i zdekoncentrowany. Wszystkie myśli i to co powiedział mi Niall, a także słowa mojej mamy nie dawały mi spokoju.

Londyn czy Los Angeles?

To wcale nie jest taki łatwy wybór. Sądzę, że jest jeszcze jedna osoba, z którą powinienem o tym porozmawiać zanim podejmę jakąś konkretną decyzję, która może zmienić całe moje życie.

Nick.

- Bale! Bale przy piłce, omija przeciwników i GOL! GOOL DLA REALU! W JEDENASTEJ MINUCIE GARETH BALE STRZELA I JEST 1:0!

Wszyscy kibice,w tym ja, wydali okrzyk radości. TAAAAAAAK! Gol, kurwa tak!

Podskoczyłem z radości, bijąc brawo. Niall tylko rzucił mi wściekle spojrzenie, nie komentując; jak zwykle za bardzo wczuwa się w to swoje kibicowanie i twierdzi, że powinienem być za tym samym klubem co on.

Po kilku minutach, kiedy tłum się już uspokoił, poczułem jak ktoś kopie moje siedzenie..

Raz, drugi, trzeci.

W końcu odwróciłem się , zdenerwowany, chcąc opieprzyć tę osobę, lecz zobaczyłem śmiejącego się Louisa.

- Gdybyś...HAHAHA zobaczył swoją minę, o Boże - naśmiewał się ze mnie.

Patrząc jak ze śmiechu prawie się dusi, nie mogłem nie zacząć się śmiać. Wyglądał przekomicznie.

- Twoja drużyna przypadkowo strzeliła gola, ciesz się - kolejny raz kopnął moje siedzenie.

- Pff... Wal się - z udawaną obrazą odwróciłem się z powrotem do przodu, skupiając na meczu.

Przez kolejne piętnaście minut nikt nie przeszkadzał mi w obserwowaniu boiska, aż Niallowi skończyło się picie i postanowił wyjść z sektoru po moich kolanach, prawie mnie przy tym miażdżąc.

- Przyniosę ci piwo, cioto - oddalił się w stronę miejsca, gdzie sprzedawali alkohol.

- Nie obrażaj się - obok mnie pojawiła się postać Tomlinsona, który patrzył na mnie robiąc minę szczeniaczka.

- Jesteś kretynem. Pijanym kretynem - zauważyłem. Jego niebieskie oczy lekko błyszczczały i błąkający się na jego ustach uśmiech wskazywał, że mężczyzna miał we krwi trochę procentów.

- PATRZ! PATRZ! Fabregas strzeli! STRZELI KURWA, TAK JEST, GOOOOOOOOL! - Louis rzucił się na mnie, przytulając w napadzie radości.

Jego ręce tak swobodnie mnie objęły, zrobił to impulsywnie i bez jakiegokolwiek znaczenia, ale kurwakurwakurwa.

Dopiero po kilku sekundach usłyszał chrząkanie Nialla i zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Zawstydzony i zdezorientowany odsunął się ode mnie, mamrotając przeprosiny, i wrócił na swoje miejsce obok Zayna, który posłał mi dziwne spojrzenie.

Horan usiadł obok mnie i podał mi piwo. Patrzyłem na niego, bo byłem pewien, że coś powie, ale on aktualnie cieszył się z gola dla swojej drużyny. Ja jakoś nie zwracałem w tamtej chwili uwagi na mecz i wynik na boisku, bo byłem zbyt pochłonięty własnymi myślami.

Może to chore, ale kiedy Lou mnie przytulił to poczułem się tak dziwnie, nie wiem.
I nazywam go Lou nawet w myślach. Damn.

To jest takie dziwne.

Po trzech latach spotykam go, jesteśmy razem na meczu i zachowujemy się tak naturalnie jakby nic się nie stało.

Cóż, w tamtej chwili już podjąłem decyzję co do mojego powrotu do Anglii. I wcale Louis nie był żadnym powodem, dla którego postanowiłem tutaj wrócić.

Just fine // larry stylinson part 2✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz