🔥fifteen

4.1K 317 94
                                    

Harry

Po wyjściu od Nialla, postanowiłem udać się coś zjeść. Nie spotkałem nigdzie po drodze Louisa, a nie chciałem przeszkadzać mu w pracy. Kiedyś nie miałem z tym problemu, ale to było za czasów, kiedy tutaj pracowałem, więc mogłem wytłumaczyć to w sposób czysto zawodowy, a nie towarzyski. Zresztą nie widziałem nawet czy chciałby mnie widzieć. Przez te trzy dni nie zaszło miedzy nami zbyt wiele; tak naprawdę mało co rozmawialiśmy, ponieważ nasze godziny pracy nie pokrywały się i kiedy Louis był w pracy, ja miałem wolne; i na odwrót. Zresztą przy Seanie lepiej nie okazywać uczuć. Nie znałem go na tyle dobrze, aby móc stwierdzić czy toleruje homoseksualistów czy nie, a wolałem być ostrożnym i mieć dach nad głową.
Nick dzwonił do mnie trzy razy przez ostatnie dwa dni. Nasze rozmowy nie były jakieś kreatywne, po prostu jeden mówił, a drugi słuchał i tak na zmianę. Dowiedziałem się, że przedłużono mu umowę o pracę, a także w przyszłym miesiącu dostanie dwa tygodnie urlopu, ponieważ zbliżają się wakacje. Tak więc zapowiedział swój przyjazd za mniej więcej 8-9 dni.
Nie wiem czy to dobrze. To co jest między mną i Louisem niekoniecznie jest zdradą, ale jednak nie raz się całowaliśmy. A jeśli chodzi o zdradę to i tak do tego doszło mimo, że żaden z nas tego nie pamięta.
Nick nie może się o tym dowiedzieć. Moja relacja z Tomlinsonem jest niewyjaśniona i niesprecyzowana co budzi we mnie wiele obaw. Nie chcę stracić Nicka, bo to będzie cios poniżej pasa. Zależy mi na nim. Nawet nie chodzi tutaj o moje uczucia, ale nie chcę kolejny raz zranić go z tego samego powodu. Historia lubi się powtarzać, to zdecydowanie prawda.
Gdybym miał wybrać pomiędzy nimi, to nie wiem co bym zrobił. Rozum mówi, że Nick jest odpowiednią osobą dla mnie, natomiast serce zacięcie broni Louisa.

Wszedłem do pobliskiej knajpki, w której serwują jedzenie. Nie spojrzałem nawet na szyld; wystarczył mi duży napis 'food'.
Nie jadłem nic od wczorajszego obiadu i teraz mój żołądek domaga się posiłku.
Pomieszczenie było dość ciasne i zatłoczone. Była godzina 17, a w dodatku piątek, więc wiele osób już rozpoczęło swój weekend.
Spojrzałem za ladę w poszukiwaniu kogoś kto mógłby dać mi jakieś menu czy coś w tym stylu, aby wiedzieć co zamówić. W końcu, po kilku minutach cierpliwego czekania z zapleczu wyłoniła się wysoka blondynka na wysokich szpilkach i z dość dużym dekoltem. Kiedy tylko mnie zauważyła od razu pochyliła się na ladzie, eksponując swoje atuty.
Zmierzyłem ją spojrzeniem. Twarz miała nawet ładną. Delikatne rysy twarzy i duże, szare oczy. Gdyby tylko nie miała na sobie tak wyzywających ubrań i makijażu, zdecydowanie byłaby bardzo atrakcyjna, a w ten sposób wytwarzała tylko aurę dziwki wokół siebie.

- Co podać, przystojniaku? - zaszczebiotała, podając mi menu. W pierwszej chwili miałem ochotę uciec jak najdalej z tego miejsca, ale głód robił swoje, więc starałem się jak najszybciej zamówić swoje jedzenie.

- Skarbie... - przeciągnąłem głoski, zastanawiając się nad wyborem - Cheeseburgera z frytkami i colę - dodałem, posyłając jej najbardziej wymuszony uśmiech jaki tylko potrafiłem.

Dziewczyna posyła mi szeroki uśmiech, sięgając po notes i długopis.

- To wszystko? - upewniła się po spisaniu zamówienia.

- Tak - przytaknąłem, tracąc zainteresowanie jej osobą; blondynka widząc to, prychnęła pod nosem, zanikając mi z oczu.
Rozglądałem się po pomieszczeniu, w którym panował coraz większy tłum. Ludzie w większości pili alkohol, albo jedli jakieś fast foody, rozmawiając, i śmiejąc się wesoło.
Znalazłem wolny stolik w rogu lokum, tuż pod oknem, z którego widać było ruchliwą ulicę.
Przez kolejne piętnaście minut bezczynnie przeglądałem swój telefon, nie mając nic ciekawego do roboty.

- Proszę i smacznego - ta sama kelnerka, która przyjmowała zamówienie podała mi talerz z jedzeniem.
Podziękowałem jej, lekko się uśmiechając, po czym dziewczyna odeszła do swoich obowiązków.
Zabrałem się za jedzenie. Muszę przyznać, że w tej zwykłej knajpie mają lepsze jedzenie niż w jakichś sieciówkach typu McDonald czy inne takie. Oczywiście nie biorąc pod uwagę KFC, bo to moje ulubione miejsce z jedzeniem.
Gdy skończyłem posiłek, zostawiając na stole dwadzieścia funtów, wyszedłem na zewnątrz. Na moje nieszczęście nie wziąłem bluzy, ponieważ myślałem, że będzie ciepło, a tymczasem ewidentnie zbierało się na deszcz. Niebo pokrywały ciemne, burzowe chmury.
Oplatając swoje ciało rękoma przeklinałem w myślach, że nie kupiłem jeszcze nowego samochodu, odkąd przyjechałem do Anglii. Auto zdecydowanie ułatwiłoby mi poruszanie się po tym ruchliwym mieście.
W dodatku przez te ciemne chmury na dworze panował mrok.
Chcąc nie chcąc udałem się w stronę mieszkania, aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Od najbliższej stacji metra dzieliło mnie kilkanaście metrów, a pociąg, który jedzie w pobliże mojego miejsca zamieszkania odjeżdża dopiero za godzinę. W tym czasie zdążę dotrzeć na pieszo w wyznaczone miejsce.

Skręcam w ciemną alejkę, na której nie widać żadnej żywej duszy. Rozglądam się dookoła, mając złe przeczucia. Staram się to zignorować i iść dalej.
Po paru sekundach słyszę kroki, jakby ktoś za mną szedł.
To tylko jakiś człowiek, który również wybrał drogę na powrót do domu.
Dyskretnie zerkam za sobie i widzę dwie ciemne sylwetki podążające za mną.
Po niebie przechodzi grzmot, super.

Za chwilę pewnie zacznie padać.

I jak na złość dokładnie w tej chwili zaczęło padać.
Z jękiem irytacji, przyśpieszyłem kroku, na moment zapominając o dwóch osobach, które za mną podążały.

Sięgnąłem po telefon, aby sprawdzić godzinę: 18:47.

Odgłos kroków za mną stawał się coraz głośniejszy, a bicie mojego serca przyspieszyło.
Nie to żebym się bał- ja tylko się niepokoiłem, o tak.

Aby szybciej dojść do domu skręciłem
w lewo, w chwili, gdy mój telefon zaczął wirować.
Odebrałem połączenie przychodzące, nawet nie patrząc na to kto dzwoni.

- Halo? - mój głos brzmiał dziwnie nieznajomo.

- Harry? Wszystko w porządku? - to Louis.

- Tak - odchrząknąłem - Czemu dzwonisz?

- Zastanawiałem się, kiedy wrócisz do domu. Widziałem cię jak wychodziłeś z mojej redakcji i myślałem, że będziesz w domu jak wrócę - oznajmił.

- Poszedłem jeszcze coś zjeść. Niedługo będę, jestem niedaleko parku, więc...

W tamtej chwili poczułem jak ktoś wyrywa mi telefon z ręki i kończy połączenie, kiedy zacząłem krzyczeć.
Zamierzałem uciec, nie dbając o telefon, ale druga osoba chwyciła mnie za ramie, nie dbając o to, że cholernie boli.

- Puść mnie - warknąłem.
- Zamknij tę swoją pedalską buźkę, bo ja to zrobię - mężczyzna, który zabrał mi telefon zbliżył się bliżej mnie. Miał twarz osłoniętą kapturem, a na nosie duże okulary przeciwsłoneczne, które zasłaniały mu pół twarzy. Nie rozpoznawałem go ani z twarzy, ani po głosie czy tym jak się poruszał.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałem z pozoru spokojnie, bo w rzeczywistoacii strach paraliżował całe moje ciało.

- Na pewno nie chcę żebyś mi obciągał, kochasiu - zaśmiał się jeden na co ten, który mnie trzymał ryknął śmiechem.
Starałem się wyswobodzić z rąk kolesia, ale nagle obaj mnie zaatakowali. Pierwszy z nich wymierzył mi cios prosto w szczękę, natomiast drugi przewrócił mnie na ziemię. Czułem jak krew wzbiera mi się w ustach, chciałem krzyczeć, ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu.
Po kilku kopnięciach w nogę i twarz, zadali ostateczne uderzenie w brzuch.

- Spróbój cokolwiek powiedzieć glinom ty mała kurwo, a cię zniszczę - po tych słowach obaj oddalili się ode mnie.
Ból był tak silny, że z trudem łapałem powietrze, modląc się żeby ktoś mnie tutaj znalazł.

Just fine // larry stylinson part 2✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz