Louis
- Ty pierdolony skurwysynie - nabuzowany emocjami, rzuciłem się na Nicka.
Miałem powód, kurwa.
Nikt, powtarzam, nikt, nie ma prawa dotykać mojego Harry'ego, ani go uderzyć.
- Louis! - Sean krzyknął za mną, kiedy zadałem pierwszy cios w jego twarz. Trafiłem celnie w nos, który najprawdopodobniej złamałem.
Cóż, bardzo dobrze, bo zdecydowanie na to zasłużył.
Zranił mojego loczka kilkukrotnie. Pierwszy raz, kiedy uderzył go trzy lata temu; już wtedy go znienawidziłem, a teraz kiedy dowiedziałem się, że to przez niego go napadnięto i w dodatku na moich oczach popchnął Harry'ego, to przekroczył każdą możliwą granicę.
- Zapłacisz mi za to co mu zrobiłeś.
Zacząłem okładać go pięściami, nie zważając na krzyki i Seana, który próbował mnie odciągnąć dlatego, że w tamtym momencie nikt nie był w stanie mnie powstrzymać.
- Louis, zabijesz go - darł się za mną.
Nie zwracałem na to uwagi; niektóre ciosy był w stanie zablokować, ale większość i tak trafiała w jego twarz, bądź inną część ciała.
- Louis, Harry... Musimy mu pomóc - i to mnie powstrzymało. Momentalnie zaprzestałem bicia Grimshawa, i jak najszybciej podbiegłem do Harry'ego, który odzyskał świadomość, ale nie bardzo wiedział co się wokół niego dzieje.
- Umyj ręce - zaproponował Sean, a kiedy przeniosłem wzrok na moje dłonie zobaczyłem, że są brudne od krwi tego idioty.
- Zadzwoń na pogotowie - powiedziałem, idąc do łazienki. Umyłem dłonie i uklęknąłem przy zielonookim, a Jones zajął się Grimshawem. Nick ledwo szedł, ale Seanowi nie przeszkadzało to w tym, aby wyrzucić go za drzwi bez żadnych skrupułów. W czasie oczekiwania na pogotowie, cały czas próbowałem utrzymać Stylesa w stanie przytomności.
- Harry, patrz na mnie - starałem się żeby mój głos był opanowany i spokojny, ale nie było to łatwe.
Jego twarz była blada, a oczy co chwilę się zamykały, więc razem z Seanem przywracaliśmy go do świadomości, mówiąc do niego i potrząsajac lekko jego ramieniem.Po trzydziestu minutach przyjechała karetka. Byłem już cholernie zdenerwowany, bo ta pieprzona służba zdrowia powinna o wiele szybciej zjawić się na miejscu. Przecież przez te pół godziny mogło stać się coś o wiele gorszego.
Starałem się jak mogłem, aby nie naskoczyć na żadnego z tych facetów, którzy przyjechali.
- Musimy zabrać go do szpitala - oznajmił jeden z ratowników, podczas, gdy drugi z nich szykował nosze.
- Mogę jechać z wami? - spytałem, siląc się na grzeczny ton.
- Może jechać pan za karetką - odpowiedział ten, który przygotowywał nosze.
- Jasne - warknąłem - Jedziesz ze mną? - zwróciłem się do Seana, który pomagał ratownikom przenieść loczka na nosze.
- Jasne - odparł.
Poszedłem do pokoju Harry'ego, aby wziąć jego telefon i dokumenty, a następnie zaraz za ratownikami wyszliśmy z mieszkania.
Nie mogłem opanować emocji. Obraz upadającego na ziemię Harry'ego cały czas trwał w mojej głowie. Myśl, że teraz cierpi łamała mi serce i doprowadzało do szału.
- Może ja poprowadzę? - zaproponował Sean, kiedy drżącymi rękoma próbowałem otworzyć drzwi od auta.
- Do jakiego szpitala go zabierają? - spytałem, dając mu kluczyki.
CZYTASZ
Just fine // larry stylinson part 2✔
FanfictionHarry Styles wraca do Londynu po długiej nieobecności. Czy zapomniał o Louisie? Czy może jednak istnieje takie coś jak przeznaczenie? ∞ sequel Destroyed fanfiction. ©cover by @darrrow