🔥sixteen

3.9K 333 103
                                    

Louis

- Poszedłem jeszcze coś zjeść. Niedługo będę, jestem niedaleko parku, więc... - nagle coś mu przerwało. Po drugiej stronie słuchawki słyszałem głośny szum i głos jakiegoś mężczyzny, a potem głośny krzyk Harry'ego i przerwano połączenie.

Przestraszyłem się.

Harry bez powodu by się tak nie rozłączył i w dodoatku nie krzyczałby. Coś musiało się wydarzyć, do cholery.

Może przesadzam, ale lepiej chyba to sprawdzić, bo potem nie wybaczę sobie jeśli coś mu się stało.

Założyłem na ramiona kurtkę i wziąłem parasol, poniewaz na zewnątrz zaczął padać deszcz i zanosiło się na poważną burzę.

Właśnie dlatego zadzwoniłem do Harry'ego; widziałem go dzisiaj w mojej redakcji, ale nie zdążyłem go zatrzymać. Zdziwiłem się więc, kiedy nie było go w mieszkaniu. Myślałem, że udał się prosto do domu, bo pogoda nie zwiastowała niczego dobrego, a on przecież nie ma samochodu; komunikacja miejska też nie jest zbyt dostosowana do tej dzielnicy.

- Sean! - zwołałem chłopaka, który leżał rozłożony na kanapie, grając w fifę.

- No? - podniósł na mnie wzrok, zatrzymując grę.

- Możesz pójść ze mną sprawdzić czy z Harry'm wszystko w porządku? - poposiłem go cicho.
Nie chciałem iść tam sam, bo nie wiadomo co może wydarzyć się po drodze, a w dwójkę zawsze bezpieczniej.

Po krótkim streszczeniu Seanow tego co się wydarzyło, zgodził się z moimi podejrzeniami i razem ze mną wyszedł z domu.

- Mowił, że jest niedaleko parku, tak? - Jones spojrzał na mnie.

- Tak, tak powiedział - przytaknąłem.

- To rzeczywiście był niedaleko - mruknął pod nosem, idąc w jakimś określonym kierunku. Podążałem za nim, gdyż sam nie za bardzo znałem tę okolicę i wołałem się nie zgubić, oraz jak najszybciej odnaleźć Stylesa.
Próbowałem dzwonić do niego wielokrotnie, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa.

Moje zdenerwowanie rosło z każdą chwilą, kiedy przemierzaliśmy ciemną drogę przez park. Sean oświetlał drogę latarką w swoim telefonie, abyśmy mogli cokolwiek zobaczyć.
Kiedy mieliśmy już skręcać, nagle usłyszałem czyjś głos. Ktoś jakby cicho krzyczał, albo jęczał z bólu, nie wiem jak to dokładnie zdefiniować.
Szturchnąłem Seana w ramię, wskazując miejsce w pobliskich krzakach skąd dochodziły odgłosy.
Po cichu zbliżyliśmy się do tego miejsca, wyłączając światło.
Kiedy zauważyłem jakąś postać leżącą na ziemi, od razu wiedziałem, że to Harry.

- Kurwa - zaklnął Sean, z powrotem włączając światło.
Twarz Harry'ego była w nienajlepszym stanie. Pod jednym okiem widać było, że ktoś mocno mu przywalił, z wargi jak i łuku brwiowego leciała krew.
Skulony Harry kurczowo trzymał się za brzuch, widocznie bardzo go bolało.
Jak najszybciej przykucnąłem obok niego, delikatnie dotykając jego twarzy.

- Harry... - odgarnąłem mu włosy z czoła i spojrzałem w jego oczy. Widać było, że cierpi i z trudem zachowuje świadomość.

- Zadzwonię po karetkę - odezwał się Sean, klękając obok mnie.

- N-Nie - Styles wydusił z siebie. Jego oddech był płytki i urywany.

- Hazz, musi to zobaczyć lekarz - powiedziałem surowo.

- L-Lou.. nie... p-proszę - wymamrotał.

- To co robimy? - odezwał się Jones.

- Nie wiem... Musimy wziąć go do domu i opatrzyć te rany - powiedziałem.

Just fine // larry stylinson part 2✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz