W końcu się doczekaliście..
Enjoy guys!
Zoe
☆☆☆
Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu, przez chwilę nie wiedząc gdzie tak naprawdę jestem. Kiedy moje oczy przystosowały się nieco do nagłego światła rozejrzałam się rozpoznając gabinet pielęgniarki szkolnej. Na stołku obok mnie siedziała Liv nerwowo trzęsąc nogą, a zaraz obok niej Leo z twarzą schowaną w dłoniach. Chwilę nie odzywałam się jeszcze, nie zwracając niczyjej uwagi i przypominając sobie ostatnie wydarzenia, których byłam nijak świadoma.
- O matko Maddy. Napędziłaś mi takiego stracha... nie rób tak więcej - zawołała moja przyjaciółka, podchodząc do łóżka, na którym leżałam. Stała tak z troską w oczach, trzymając kurczowo za moje ręce.
- Jezu dziewczyno. Wiedziałem, że źle zrobiłem, puszczając cię samą do tej pieprzonej łazienki, przepraszam - odparł skruszony Leo, jakby naprawdę był zawiedziony swoim zachowaniem mimo że tak naprawdę wcale nie zrobił niczego złego. Sama tego chciałam.
- Nic mi nie jest - wykrzesałam te słowa mimo, że czułam się strasznie osłabiona.
- Nieprawda. Ledwo mówisz- odparła Liv. - Powinnaś pójść do domu. Prawda proszę pani? - zwróciła się tym razem do pielęgniarki, która wróciła do gabinetu.
- Prawda - mruknęła kobieta, delikatnie się do mnie uśmiechając. - Wasza wychowawczyni już zadzwoniła do twoich rodziców, masz zwolnienie do domu. Niestety żadne z nich nie mogło po ciebie przyjechać.
- Tym razem nie puszcze jej samej, muszę ją odwieźć - oświadczył stanowczo, jakby pielęgniarka mogła wiedzieć o jego poczuciu winy. Spojrzała się na niego tylko lekko zdezorientowana tym wyznaniem i zajęła się przekładaniem jakiś rzeczy w szafce. - Zadzwonię do rodziców, mama powinna zgodzić się mnie zwolnić - tym razem zwrócił się do mnie i Liv.
- Leo bez przesady... - próbowałam protestować, jednak od razu mi przerwano.
- Nawet się nie wydurniaj - i tym zdaniem najwidoczniej zakończył jakąkolwiek dyskusję ze mną, bo nie czekając na niczyją reakcję, skierował się do drzwi wyjściowych, przykładając do ucha już dzwoniący telefon. - Halo? Mamo, bo... - to ostatnie słowa, które usłyszałyśmy przed lekkim trzaśnięciem drzwiami.
Liv dalej stała nade mną przerażona. Pamiętam jak przez mgłę to co stało się zanim znalazłam się u pielęgniarki, ale coś co utkwiło mi w pamięci to słowa Harrego o moim bracie. Obiecał mi coś i nie dotrzymał danego mi słowa.
- Chodź laska, wracamy do domu - usłyszałam, po kilku minutach, głos wchodzącego z powrotem Leo.
Powoli podniosłam się, stając na nogach. Leo przesadnie opiekuńczo asekurował każdy mój ruch. Czułam się już w porządku i mogłam normalnie chodzić. Gdybym się uparła, nie musiałabym wracać do domu. Jednak wiedziałam, że jakakolwiek próba dyskusji nie ma absolutnie żadnego sensu.
***
- Przepraszam - szepnął Leo, gdy siedzieliśmy w ciszy przy wyspie kuchennej.
- Nie masz za co, to nie...
- Nie moja wina... pierdolenie. Obiecałem. Cholera jasna dałem słowo tobie i twojemu bratu, że nie zostaniesz sama nawet na sekundę, że nie dam cię skrzywdzić, a po raz kolejny zawiodłem.
- Leo ja nie chciałam żebyś szedł za mną do tej pieprzonej łazienki, jestem za to odpowiedzialna, więc przestań pieprzyc o swojej winie - uniosłam się lekko.
CZYTASZ
I still hate you but...
RomanceWciąż cię nienawidzę, ale... no właśnie ale. Podobno miłość zawsze wygrywa ze złem i nienawiścią. Podobno. Umówmy się nikt tak naprawdę w to nie wierzy. Masa problemów to po prostu szara rzeczywistość człowieka, więc kto dałby sobie wepchnąć mit o c...