17

257 11 17
                                    

Enjoy guys!

Zoe

☆☆☆

- Maddy unikasz mnie? - usłyszałam za sobą, gdy grzebałam w szafce w poszukiwaniu podręcznika od biologii.

- Co? - odparłam nerwowo, nawet się nie odwracając i dalej przekładając rzeczy w szafce mimo, że znalazłam już to czego szukałam. - Nie.

- Pisałem do ciebie i dzwoniłem, a ty nic. Martwiłem się, że coś się stało. Albo że co gorsza on...

- Przestań - ucięłam ostro.

- Maddy co się dzieje? - nie odpowiedziałam. - Cholera możesz się do mnie odwrócić? - podniósł ton, łapiąc mnie za przedramię i obracając w swoją stronę bez żadnego problemu, bo mój lekki opór w porównaniu do siły, której użył nie był żadną przeszkodą. Patrzyłam na niego pusto. - Co się z tobą dzieje? - powtórzył ciszej.

- Nic.

- Oh błagam, znam ten ton. Co zrobiłem?

- Gabriel wbij to sobie do głowy. Nie obchodzi mnie co robisz, ani czym się martwisz. Tak samo jak ty nie przejmujesz się mną i moimi problemami. Transakcja wymienna - uśmiechnęłam się sarkastycznie.

Dostrzegłam w jego oczach to jak bardzo go zawiodłam, że dotknęły go te słowa i że się ich nie spodziewał, jednak szybko zakrył jakiekolwiek oznaki bólu i żalu zaskoczeniem.

Co panie naczelny dupku pierwszy raz ktoś jest o krok przed tobą w robieniu z niego pośmiewiska?

- Co cię ugryzło? - odparł, nie odpuszczając.

- Znajome co? Może to co ciebie po tamtej imprezie Ethana, po wieczorze u ciebie czy po każdym innym wydarzeniu, w którym wykazywałeś jakiekolwiek pokłady normalności w stosunku do mnie? - zirytowałam się, pytając retorycznie. - Sory Gabriel ale nie dam się tak wiecznie traktować i wykorzystywać.

- Daj spokój...

- Daj spokój? - powtórzyłam z niedowierzaniem. - To jedyne na co cię stać? Poproszenie mnie o zmiecenie wszystkiego pod dywan? Nie stać cię nawet na cholerne przepraszam? Świetnie Gabriel, tylko pogratulować.

- Maddy wiesz, że nie o to mi chodziło - odparł jakby zmęczony moim zachowaniem.

- Nie? A o co? - złapałam go za język. - Lecz się, bo masz jakieś pieprzone rozdwojenie jaźni i sam dobrze wiesz o czym w tym momencie mówię i dlaczego się tak zachowuje. Nie rozumiem cię Gabriel... i chyba nawet nie chce rozumieć - wyrzuciłam mu. - Trzymaj się ode mnie z daleka. Żegnam - trzasnęłam drzwiczkami od szafki, zamykając je i ostentacyjnie odeszłam.

Usłyszałam za sobą tylko jak chłopak w złości kopnął w szafkę. Zero szacunku. Do czegokolwiek. I mimo iż miałam poczuć satysfakcję, to wciąż nie mogłam przestać myśleć o tym zawodzie w jego oczach. Jakbym zrobiła coś do mnie niepodobnego, jakby miał na coś nadzieję, którą doszczętnie zniszczyłam swoimi słowami.

Pieprzony hipokryta.

To wszystko jest żałosne. On jest żałosny w tym co mi robi, a mimo to to ja mam poczucie winy. Mam pieprzone poczucie winy przez to że próbowałam się tylko bronić, przed kolejnym upokorzeniem... i bólem. Nienawidzę tej cholernej nadmiernej empatii.

Uczucia do dupy.

***

Siedziałam na stołówce przy jakimś mocno oddalonym w kąt stoliku pijąc od niechcenia jakiś sok, który kupiłam w sklepiku. Było mi lekko słabo, bo tak naprawdę nie tknęłam dzisiaj nic do jedzenia, ale jeszcze jest bez tragedii, a ja nie mam apetytu. Dalej myślę nad tą całą sytuacją z Gabrielem, unikał mnie dzisiaj od tego incydentu przy mojej szafce. Nie dziwię mu się, ale wciąż nie mogę przestać myśleć o tym, że on naprawdę miał czelność liczyć na "miłość i uwielbienie" z mojej strony.

I still hate you but...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz