24

151 8 0
                                    

Enjoy guys!

Zoe

☆☆☆

- Planujesz coś na jutro? - spytała mnie Liv, kiedy wraz z Leo siedzieliśmy w rogu korytarza, czekając na ostatnią, piątkową lekcję.

- Nie wiem, raczej nie - odpowiedziałam.

- Serio? - spytała z niedowierzaniem.

- Nie mam ochoty na te całe urodziny - wzruszyłam ramionami.

- Może pójdziemy jutro na imprezę? - spytała rozentuzjazmowana. - Nie urodzinowo - dodała na swoją obronę, widząc moją minę.

- Po co Liv? Nie chce mi się - mruknęłam niechętnie.

- Maddy wcale nie masz przez ten tydzień humoru, nie mogę już na to patrzeć - spojrzała na mnie zmartwiona, ale ja się nie poddawałam. - No dobra jak nie na imprezę, to może zakupy. Hm? - mruknęła chyba widząc jakąś nadzieję. - Zakupy to jest to. No dawaj.

- Niech ci będzie - westchnęłam, uśmiechając się lekko.

Kocham ich.

- Leo?

- Ja odpadam, ale bawcie się dobrze - uśmiechnął się. - A teraz spadam laski, bo mam zwolnienie - puścił do nas oczko, zrywając się z podłogi. - Fryzjer wzywa kochane - cmoknął do nas.

- Ty zdrajco - Liv teatralnie otworzyła usta w oburzeniu, a ja pokręciłam na nich głową. - Módl się żebyś chociaż wyglądał gorąco.

- Nawet jeśli nie to będzie wasza wina - wzruszył ramionami. - Lecę.

Chłopak faktycznie odszedł, znikając za chwilę za rogiem. Mi i Liv wcale nie zostało zbyt wiele przerwy, bo za minutę zadzwonił dzwonek rozpoczynający lekcję.

***

Wyszłam ze szkoły od razu po skończeniu lekcji. W drodze powrotnej zahaczyłam o pare sklepów, więc do domu wróciłam po zdecydowanie dłuższym czasie niż zamierzałam. Kiedy weszłam do swojego pokoju, zastałam tam już czekającego na mnie Gabriela, rozłożył się na łóżku, zajmując całą jego długość i czekając jak pieprzony król. Po dzisiejszym dniu naprawdę czułam się jak rozjechany kot, a przez tego gnojka musiałam zaliczyć spacer po połowie miasta.

- Dłużej się nie dało? - jęknął, patrząc z rozbawieniem na moją minę.

- Nie denerwuj mnie nawet - zagroziłam mu palcem. - Zażyczyłeś sobie pieprzone żelki, które sprzedają tylko w jednym sklepie i to wcale nie w najbliższym. Nie dało się wybrać innych? - spytałam z wyrzutem, rzucając w jego stronę torbę z zakupami.

- Te są najlepsze. Podziękujesz mi, jak ich spróbujesz.

- Nie sądzę - westchnęłam.

- I jak? Urodziny zorganizowane? - spytał, grzebiąc w przyniesionej przeze mnie siatce.

- Co wy macie z tymi urodzinami? - wyrzuciłam, zbierając rzeczy z toaletki i podłogi by zająć czymś ręce.

- Są tylko raz w roku - zauważył, wzruszając ramionami. - Ale jeśli nie chcesz to okej - uniósł ręce w geście poddania się.

I still hate you but...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz