Rozdział 8

237 21 21
                                    

Pov: Max

Wychodząc z łazienki zobaczyłam El przytuloną do Hoppera. Uśmiechnęłam się na ten widok. Miło jest ją znów z nim widzieć, widać, że ich relacja poprawiła się na lepsze. Nie przeszkadzajac im poszłam do pokoju Eleven. Rozejrzałam się chwile zauważając butelke po Coca-Coli, która była przez nas używana do wspólnej zabawy w wakacje. Odczułam przyjemne ciepło na sercu z tego powodu. Zachowała tą butelke z myślą o mnie. Ona jest taka kochana, zrobiłabym dla niej wszystko. Jest jedyną osobą do której nie zachowuje się jakbym miała życiowy uraz. Jest poprostu wyjątkowa. Wziełam butelkę do ręki spogladajac na nią gdy usłyszałam głos za plecami.

- widzę, że przegladasz rzeczy. - odwróciłam się do niej, oczywiście witajac mnie swoim słodkim ciepłym uśmiechem

- tak, jestem lekko zaskoczona, że trzymasz nawet tą butelkę. - chciałam się dowiedzieć co ją do tego skłoniło.

- wiesz ta butelka przypominała mi o momencie w którym byłam najszczęśliwsza, z tobą. - odparła po czym spojrzała na mnie wyczekując reakcji. Czy ona właśnie powiedziała, że przy mnie jest najszczęśliwsza? Może sie przesłyszałam, ale mam nadzieję, że nie. Uśmiechnęłam się i usiadłam na łóżku, a dziewczyna obok mnie.

- jak tam z Mike'm? - zaczęłam nowy temat, chce się dowiedzieć ile się zmieniło od ostatniej walki z Vecną.

- nie jesteśmy już razem. W końcu dostrzegłam, że nic między nami nie ma, a ja czuję coś do innej osoby. - byłam w szoku. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi od El, uszczęśliwiło mnie to i jednocześnie zasmuciło. Czuje coś do kogoś innego i tym kimś napewno nie jestem ja.

- cieszę się, że w końcu to dostrzegłaś. Mike nie był ciebie wart. Tylko cie ograniczał. A co do tego kogoś
Musi być ogromnym szczęściarzem. - odparłam ukrywajac swój smutek

- naprawdę tak myślisz? - spojrzała na mnie swoimi pięknymi czekoladowymi oczami wyczekująco.

- tak, według mnie jesteś idealną dziewczyną i napewno bedzięsz najlepsza - mimo całego bólu chce by była szczęśliwa, jest moją najlepszą przyjaciółką i kocham ją ponad wszystko.

Brunetka chciała coś powiedzieć lecz usłyszeliśmy krzyki dobiegajace z salonu. El i ja szybko wstałyśmy i pośpieszyłyśmy do salonu. Wbiegając tam dostrzegłam Hoppera, który walczy z demodogiem wgryzajacym mu się w rękę. Byłam przerażona całą tą sytuacją. El mocami odrzuciła demodoga krzycząc, muszę jej jakoś pomóc, a w walce to ja za dobra nie jestem biorąc pod uwagę mój ostatni popis podczas walki z Vecną. Podbiegłam do Hoppa wcześniej zabierając apteczke z półki. Naszczęście nie była jeszcze schowana po opatrywaniu El. Szybko opatrzyłam mu rękę i pomogłam wstać.

- dzięki młoda... cholera jasna zaraz będzie ich wiecej - powiedział nerwowo spoglądajac przez okno.

- EL! musimy uciekać! Teraz! - krzyknęłam do niej a dziewczyna kończąc walke z Demogorgonem nabijajac go na ostre rogi głowy jelenia powieszonejnna ścianie pomogła mi wyjść szybko z Hopperem z chaty.

- tato, jak masz zamiar prowadzić z tą ręką? - Spytała zmartwiona El.

- niech odpoczywa, ja poprowadzę - oznajmiłam pewna siebie, po moim ostatnim popisie w 1984 myślę, że uda mi się poprowadzić samochód Komisarza.

- Że co do cholery? - nie mogło zabraknąć dobrze znanej mi reakcji Hoppera na takie typu sytuacje. El wciągnęła go siłą na tyły wsiadajac wraz z nim, a ja siadłam za kółkiem próbując odpalić auto. Hopper spojrzał przez szybe na zbliżające sie demodogi.

- jedź - odparł lekko zirytowany.

- musi odpalić. Narazie ten rzęch sie nie chce ruszyć. - stres i nerwy wzieły góre, dlaczego akurat w takich momentach wszystko się musi psuć. Hopper był coraz bardziej zdenerwowany tak samo jak El i ja.

- Max!!! Jedź!!! - krzyknął na cały samochód, aż w końcu odpalił i odrazu wcisnęłam gaz do dechy.

- w ostatniej chwili. - powiedziała El wzdychając z ulgą. Niestety spokój nie potrwał długo. Za nami goniło nas dalej stado demodogów. Naciskałam pedał gazu najmocniej jak tylko było to możliwe. Dojechaliśmy nad urwisko. Mniejsze od tego głównego gdzie podobno El uratowała Mike'a podczas skoku, ale nadal było wysokie.

- droga sie skończyła. - Znów strach i panika opanowały moje ciało. Wpakowałam nas w pułapkę. Wysiedliśmy szybko patrząc na zbliżające sie stado demodogów. Hopper wyciągnął z bagażnika swoją strzelbę.

- zrobimy tak, wy uciekacie a ja je odognie, zgubie je w lesie i wróce tu. Wy schrońcie się u Harringtona. Jest najbliżej. - obie przytaknęłyśmy na te słowa po czym pobiegłyśmy w drugą stronę. Za nami pobiegło pięć demodogów. Strach narastał za każdym razem gdy usłyszałam ich dźwięk. Stało się najgorsze co mogło się nam przytrafić. Dobiegłyśmy do końca uriwska. Nie było innej drogi. Już po nas.
El spojrzała w dół patrząc na wode po czym zwróciła się do mnie.

- musimy skończyć. - powiedziala stanowczo patrząc w moje oczy. Czy ona oszalała? A co jeśli teraz też zginiemy. Co jeśli tylko jedna z nas przeżyje. Nie ma mowy. Całą mną ogarnął strach.

- Nie El nie dam rady. To się nie uda. - nagle El złapała mnie za ręce opaltajac nasze palce i patrząc mi głęboko w oczy. Poczułam spokój który promieniował z El. Patrzyłam jej w oczy jakby czas stanął.

- Max. Zaufaj mi. Skaczemy razem. Nic ci sie nie stanie. Jestem tu z tobą. - jej słowa dały mi pewności siebie. Nie ufam nikomu bardziej niż jej i wiem, że El teraz wie co robi. Pozostaje mi tylko jedno. Pójść za nią gdziekolwiek nas poprowadzi. Zacisnęłam jej rękę i podeszłyśmy szybko na skraj urwiska. - gotowa? - spojrzała na mnie z troską a ja przytaknęłam. Policzyłyśmy razem do 3 słuchając odgłosu zbliżajacych sie demogrogonów, dzieliło nas niewiele. Skoczyłyśmy.

------------------------------------------------------------

Proszę nie bić, możliwe że pojawi się dziś jeszcze jeden rozdział. Pozdrawiam z pieskiem. <3

In the name of love ~ ElmaxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz