Rozdział 1

535 32 13
                                    

*14 marca 1987 Hawkins Indiana*

Pov: El

Minął niecały rok od ostatniej walki i zniknięcia Vecny. Wiemy, że cały czas gdzieś on tam jest.
Hawkins pokryły ciemne chmury z drugiej strony i miasteczko już nie jest takie samo, a mieszkańcy którzy nie wyjechali żyją w strachu lub starają sie walczyć z potworami z drugiej strony. Hopper, znaczy mój tata wspiera mnie jak tylko może, ale nie będę sie oszukiwać. Odkąd Max jest w śpiączce dzień za dniem jest tylko gorzej. Próbuje coś wymyśleć, chce znów uratować to miasto, ale coś blokuje mi drogę. Siedząc obok łóżka szpitalnego Max z zamysłów wyrwał mnie tata.

- Hej młoda, długo nie wracałaś chciałem sprawdzić czy wszystko okej - Powiedział ściagając z głowy swój ulubiony kapelusz.

- Hej... wszystko okej poprostu, straciłam wyczucie czasu - Odpowiedziałam chcąc uniknąć dalszych pytań ze strony Hoppera co nie poszło po myśli.

- Martwię sie o ciebie dzieciaku, cały czas tu siedzisz i prawie z nikim nie rozmawiasz. Nawet z Mike'm - Spojrzał na mnie swoim troskliwym wzrokiem, wiem, że sie o mnie martwi. Jest kochanym i najlepszym ojcem jakiego mogłam mieć, ale nie mam ochoty ostatnio na żadne rozmowy.

- Mike byłby ostatnią osobą do której poszłabym pogadać. Zerwaliśmy miesiąc temu - Odpowiedziałam oschle unikając kontaktu wzrokowego ze starszym.

- Czemu nic nie mówiłaś? Myślałem, że pomiędzy wami wszystko okej - patrzył na mnie zdziwiony i ciekawy sytuacji.

- Okłamywał mnie, nie wspierał przez ten czas i obraził Max. Pozatym, Will się przed nim otworzył i wyznał że woli chłopców, a ten go poprostu zlał i powiedział, że go to nie obchodzi. Powinnam być wściekła na Willa bo pewnie przez ten cały czas podkochiwał sie w Mike'u, ale... szkoda mi go. Jest dla mnie jak brat i nie chce go widzieć smutnego... za dużo przeżył by być tak traktowany - po wypowiedzeniu tego trochę mi ulżyło. W końcu mogłam sie komuś wyżalić, a mój tata zawsze był dobrym słuchaczem i wiedziałam, że mam w nim wsparcie.

- To słodkie, że sie tak troszczysz o Willa El. Jesteś naprawdę wspaniałą i kochaną dziewczyną, a Mike dostanie rewolwerem w dupe - zaśmiał sie lekko co odwzajemniłam.

- Może w końcu by mu coś sie rozjaśniło w głowie - odpowiedzialam po czym znów spojrzałam na Max, a uśmiech zniknął z mojej twarzy.

- Spokojnie El. Max jest silna. Wybudzi sie zobaczysz. Niedługo to znów bedzie popylać na tej desce jak oszołom - próbował mnie pocieszyć ale pomimo to caly czas pozostawał we mnie niepokój. O nikogo wcześniej poza właśnie Hopperem sie tak nie martwiłam. Jest moją najlepszą przyjaciółką i oddałabym za nią życie. Czasami sie jednak zastanawiam czy to normalne, że czuje sie przy niej bardziej komfortowo i szczęśliwsza niż z Mike'm. Może powinnam w końcu z kimś o tym pogadać. Spojrzałam na komisarza, który próbował sie ze mną ponownie porozumieć.

- El no ile można do ciebie mówić - spytał lekko zmartwiony.

- Przepraszam, zamyśliłam się - odpowiedziałam spogladając na niego ponownie, a ten założył spowrotem kapelusz.

- Nie szkodzi, a teraz chodź. Jest już późno, a dziś piątek. Musimy w końcu nadrobić Policjantów z Maiami i kupilem nam co nie co do jedzenia - odparł i sie do mnie uśmiechnął. Spojrzałam chwile na Max i również wstałam.

- No dobrze. Dobranoc Max - to mówiąc wyszliśmy z sali kierujac sie w stronę wyjścia szpitala.

Minute potem w sali Maxine jedno z oświetleń zaczęło szybko migotać. Znów sie zaczyna.

-----------------------------------------------------------

Koniec 1 rozdziału nie sprawdziałam czy są błędy więc mogły sie pojawić z góry przepraszam. Mam nadzieję, że sie wam podoba, a rozdziały będą publikowane co weekend ze wzdlęgu na szkołę. Pozdrawiam miłego dnia/nocy.

In the name of love ~ ElmaxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz