Rozdział 14

171 11 6
                                    

Pov: Max

Znowu. Znowu to sie dzieję. Widzę jak El umiera przez jakąś maszynę. Nie mogę sie ruszyć. Zamarłam. Patrzę z przerażeniem jak z dziewczyny ucieka życie. Nie mogę tak stać, muszę coś zrobić. Nie pozwole znów na to. Popchnełam jednego z pracowników na ścianę i szybko wbiegłam do sali. Wyrwałam kabel od maszyny i szybko odczepiłam dziewczynę.

- El! El musisz z tym walczyć. Obudź się proszę nie mogę cię stracić. Nie znów. Proszę! - po mych słowach dziewczyna zaczęła się wiercić i walczyć. Muszę do niej mówić.

- El wiem, że jesteś silna, dzielna, masz wielką siłe. Wierzę w ciebie, dasz radę tylko proszę obudź się! - dziewczyna się coraz bardziej rozbudzała, jest już blisko. Muszę jej pomóc, łza poleciała mi po policzku. Obok mnie stał cicho nic nie mówiąc Doktor Marlon. Trzymałam El za rękę przytrzymujac jej głowę.

- El... proszę cię, nie zostawiaj mnie. Potrzebuję cię, jesteś moim szczęściem, moim życiem, moim wszystkim. Jesteś moim światem El. Kocham cie rozumiesz? Kocham cie i zawsze kochałam. - na te słowa dziewczyna gwałtownie się wybudziła trzęsąc się z przerażenia. Przytuliłam ją najmocniej jak tylko potrafiłam. Dziewczyna wtuliła się we mnie próbując się uspokoić. Przesuwałam ręką po jej głowię chcąc jej w tym pomóc. Podobnie jak ona byłam przerażona tą całą sytuacją. Odwróciłam się w stronę Doktora. Spojrzałam na niego swoim morderczym wzrokiem.

- Prawie ją zabiłeś idioto! Jak mogłeś! To jest jeszcze dziecko potworze! - nie mogłam wstrzymać nerwów. Miałam ochotę wydrapać mu oczy w tym momencie, gdyby nie to, że brunetka dalej była we mnie wtulona zrobiłabym to bez wachania.

- Wszystko było pod kontrolą młoda damo tylko ty tu straciłaś nad sobą panowanie. Przeszkodziłaś mi w doświadczeniu. - podszedł do mnie i spojrzał na mnie spod swych okularów.

- W dupie mam twoje głupie doświadczenia. Daj jej spokój do cholery. Ona tak dłużej nie wytrzyma. Nie dam jej więcej skrzywdzić! - ostatnie słowa wykrzyczałam mu prosto w twarz. Marlon się tylko uśmiechnął i wyszedł z sali, poczułam, jak dziewczyna mocniej się wtula w moją klatkę piersiową.

- Max... - odezwała sie po dłużej chwili bardzo słabym i zmęczonym głosem.

- Jestem tu spokojnie El. Nic ci już nie zrobią. Obiecuje. - muszę coś zrobić by ją stąd wydostać. Nawet za wszelką cenę. Ona nie może tu dłużej zostać.

- Dziękuję... tak się bałam... tak bardzo się bałam, to było przerażające. Ja nie mogłam się ruszyć ani nic zrobić... - dziewczyna opowiedziała mi wszystko. Tak bardzo było mi jej szkoda, nawet nie wyobrażam sobie jaki strach musiała tam czuć. Zaprowadziłam nas do sali. Tam siadłam z dziewczyną na łóżku po czym odrazu ją do siebie przytuliłam.

- Już nie masz się czego bać. Nic ci już nie zrobią, nie kiedy ja jestem obok. - spojrzałam na dziewczynę otulajac rękoma jej twarz i wycierajac kciukiem łzy.

- Kocham cie Max... bez ciebie bym nie dała rady. - spojrzała mi głęboko w oczy. Widać było jej wdzięczność i zaufanie do mnie. Jestem jej tak wdzięczna za wszystko. Za miłość i wsparcie, nie mogę pozwolić aby ktoś to zniszczył.

- Ja ciebie też El i to sie nie zmieni pamiętaj. Zawszę będę przy tobie. - dostrzegajac zmęczenie dziewczyny położyłam się wraz z nią na łóżku. Brunetka otuliła mnie rękoma w pasie i wtuliła sie w mój tors. Przytuliłam ją delikatnie do siebie. Przyznam, było bardzo konfortowo i przyjemnie. Nie sądziłam, że nawet w takim miejscu tak może być.
Zasnęłyśmy po czasie, dalej wtulone w siebie.

*rano*

Obudziłam się dość wcześnie. Zauważyłam, że drzwi od sali nie są zamkniętę. Wychyliłam lekko głowę i rozejrzałam się po korytarzu. Nie było nikogo, to idealna szansa na ucieczkę. Nie mogę jej zmarnować. Podeszłam do El i ją lekko szturchnęłam. Dziewczyna się przebudziła i na mnie popatrzyła zaspanym wzrokiem. 

- El musimy iść. To nasza szansa na ucieczkę, nikt nie pilnuje korytarza. - pomogłam jej wstać i podeszłam z nią do drzwi by pokazać korytarz. Po chwili wyszłyśmy obie.

- Jak chcesz to zrobić? Nawet nie wiemy gdzie wyjście. - powiedziała brunetka patrząc lekko zmartwiona na mnie. Złapałam ją za rękę.

- Spokojnie znajdziemy, a teraz chodź. - szłyśmy szukając wyjścia. Stresowałam się coraz bardziej. Co jeśli nas złapią? Przeze mnie El będzie mieć kłopoty. Nie chcę by sie tak stało. Nie jej.
Dotarłyśmy do samego końca kotyrarza. Znajdowała się tam drabina i właz prowadzący na powierzchnie, jednakże był on otwierany za panelu sterowania w sali obok.

- I co teraz? Jak to otworzyć, jestem za słaba by użyć mocy. - stwierdziła bezradnie dziewczyna.

- W sali obok jest panel sterowania tym włazem, wejde tam i go otworze, a ty tu poczekaj. - poszłam odrazu do sali. Nagle zza rogu wyszli ochroniarze. To pułapka. Kontem oka zobaczyłam przez szybe jak Marlon zbliża się do El z strzykawką. Przerażona podbiegłam do panelu. Pracownicy wzieli mnie siłą. Wyrywałam się z całych sił. Próbowałam dosiegnąć dźwigni odpowiadajacej za otwarcie włazu. Gdy już mnie odciągali w ostatniej chwili nogą przesunęłam dźwignie.

- El uciekaj! Szybko! - krzyczałam lecz dziewczyna stała przerażona w miejcu.

- Bez ciebie nigdzie nie ide! - odsuneła sie od Marlona, który dalej sie zbliżał w jej stronę.

- Zostaniecie tu obie. Nie skończyliśmy testów moja droga - powiedział meżczyzna łapiąc El za ramię.

- EL! PROSZĘ! UCIEKAJ! ZRÓB TO DLA MNIE I UCIEKNIJ! - nie było szans bym sie wyrwała. Zapłakana dziewczyna odepchnęła Marlona i wspieła sie szybko na drabinę wychodząc na powierzchnię. Poczułam jak wbijają mi coś w szyje. Obraz rozmazał mi się przed oczami, a ból tylko to wzmacniał. Po chwili zapadła ciemność. Zdążyłam tylko usłyszeć głos Doktora mówiący: "To będzie nasz nowy obiekt".

------------------------------------------------------------

I tak oto 14 rozdział dziś wstawiam. Nie poprawiałam narazie błędów. Pozdrawiam.

In the name of love ~ ElmaxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz