Rozdział 28

120 10 15
                                    

Pov: El

Doktor jak i mordercy zaczeli powoli iść w naszym kierunku, Max z Dustinem cofali się spowrotem w stronę pustych korytarzy z których niedawno uciekaliśmy. Są tylko dwie opcje, albo jakimś cudem stąd uciekniemy, albo zostaniemy przez nich zabici.

- Eleven, nie musimy tak tego kończyć. Twoi przyjaciele nie muszą umierać jeśli pójdziesz z nami. To tylko kwestia czasu kiedy cie dopadniemy, więc chyba lepiej się poddać moje dziecko. - Słowa Marlona nieco mnie zaskoczyły, ale i dały też do myślenia. Chodzi im tylko o mnie, nikt inny nie musi ginąć, a to znaczy, że jeśli zajmą się mną reszta będzie bezpieczna.

Sporzjałam na Max swoim porozumiewawczym wzrokiem, a ona już po chwili znała moje zamiary.

- El nie, nie oddam cie im. - Ponownie trzymając mnie na rękach zrobiła krok do tyłu patrząc na zagrożenie naprzeciwko nas.

- Max, to jedyne wyjście. Nie chce by coś się wam stało, nie pozwolę na to by was dotkneli.

- Uciekniemy razem, ciebie też nie dotkną, nie ma nawet opcji. - Położyłam dłoń na policzku dziewczyny, która patrzyła na mnie przepełnionymi smutkiem i strachem oczyma. Jeśli ktoś nie widział takiej Max to nie wie co to prawdziwy ból wewnętrzny. Nie mogłam jednak ryzykować ich żyć. Nie mogę pozwolić by stało się to co rok temu.
Po chwili patrzenia się na nią w ciszy stanęłam na ziemi odwracając się do Doktora i zabójców kiwając głową na zgodę potwierdzajacą, że zgadzam się na  zabranie mnie jedynej.
Spowrotem odwróciłam się do rudowłosej i chłopaka, którzy patrzyli na mnie z ogromnym smutkiem.

- Uciekajcie najszybciej jak możecie, nie próbujcie mnie ratować. Ani wy, ani nikt inny. - chłopak pochylił głowę w dół zasłaniajac swoją twarz, która już przedtem była przepełniona łzami, a Max milo wszystko dalej nie chciała ustąpić.

- Nie. Nie oddam im cie. Słyszycie skurwysyny?! NIE ODDAM JEJ! - serce rozrywało mi się na pół kiedy widziałam Max w takim stanie. Jej ręce się trzęsły i była już bliska płaczu. Nie mogę na to dłużej patrzeć. Podeszłam do dziewczyny łapiąc ją za ręce i przybliżając się na tyle, że nasze twarze dzielił zaledwie centymetr. Spojrzałam prosto w niebieskie oczy Max, które będąc zaszklone jeszcze bardziej dodawały swego uroku. Ta chwila była pełna uroku i piękna pomijajac drugi plan z tymi dupkami (El i nauka słownika Max Mayfield część 3) lecz nie mogła trwać za długo. Nie urywając kontaktu wzrokowego z dziewczyną położyłam dłoń na jej klatce piersiowej.

- Przepraszam Max, kocham cie. - to mówiąc odepchnęłam ją razem z chłopakiem mocami na drugi koniec korytarza wywalajac na nich wózek z szpitalnym praniem.

- EL! NIE! PROSZĘ CIE NIE RÓB TEGO MI ZNOWU! PROSZĘ! - słowa Max zadawały mi wewnętrzny ból, który coraz bardziej wywoływał u mnie płacz i byłam niezdolna do jakiegokolwiek ruchu póki nie poczułam czyjejś ręki na ramieniu, a dokładniej ręki Marlona Brennera. Odwróciłam się już zapłakana w jego stronę spogladając na jego twarz bez żadnej emocji.

- To był mądry wybór dziecko. Dobrze się tobą zajmiemy, obiecuję. - po tych słowach poczułam ból wbijającej się w szyję igły. Obraz przed oczami zaczął mi się powoli rozmazywać, a ostatnie co usłyszałam przed zaśnięciem to Max krzyczącą moje imię głosem pełnym rozpaczy.

***

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy, w białym pomieszczeniu przywiązana do jakiegoś fotela. Po chwili domyśliłam się gdzie jestem, było to to samo podziemne labolatorium, do którego zostałam porwana w raz z Max. Obraz dalej mi jeszcze trochę rozmazywał się momentami, lecz mogłam dostrzec różne stoliki z jakimiś rzeczami, jak przyżądy do operacji, komputer i wielką komorę stojącą przede mną. Nikogo jednak tu nie było nie licząc mnie. Co oni chcą zrobić?

Nie musiałam zbyt długo czekać na jakiekolwiek oznaki życia, po 15 minutach do sali wszedł Doktor Marlon ze swoimi strasznymi zabawkami, postaciami z horrorów. Podszedł do mnie ciągle utrzymując kontakt wzrokowy i zaczął gładzić moje policzko co wywoływało u mnie gniew, zgorszenie i odraze. Odsunęłam głowę od jego ręki na co ten się uśmiechnął.

- Powielasz zachowania swojej przyjaciółki widzę, interesujące. Mam dla ciebie pewną niespodziankę moje dziecko. - Marlon z uśmiechem patrząc na mnie wyjął coś przypominajace kask na głowę z przyczepionymi do niego kablami, które były podłączone do fotela. Zaczęły mi się trząś ręce na myśl o tym jak ten kask może działać. Doktor założył mi go po chwili na głowę kucajac przy mnie i łapiąc mnie za prawą rękę, którą odrazu zabrałam.

- Co mi chcesz zrobić...? - spojrzałam na niego kątem oka próbując użyć jakkolwiek mocy, dopiero teraz przypomniałam sobie o fakcie, że tu one nie działają.

- Ja? Nic złego. Poprostu cię ulepszę moja droga. Zrobię z ciebie przepiękną, nową maszynę do zabijania na moje polecenie. Będziesz moim nowym dziełem, córką którą stworzyłem najlepiej jak umiałem. Moim najlepszym wyznalazkiem. Będziesz słuchać tylko mnie bo tylko o mnie będziesz pamiętać. - przerażona słowami  Marlona zaczęłam sie wyrywać z fotela próbujac jakoś się uwolnić. Ten jednak się tylko uśmiechnął i odwrócił idąc w stronę komputera.

- NIE! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU POTWORZE! - krzyczałam chcąc jakkolwiek się stąd wydostać. Przecież on chce mi wyprać mózg. Zapomne o wszystkich których kocham, zapomne o Max... Nie chce, nie mogę na to pozwolić.

- Freddy jakbyś mógł ją trochę uspokoić. - powiedział Marlon spoglądając na gromadkę morderców.

- Oczywiście doktorku. - To mówiąc Krueger podszedł do mnie dotykając mojej ręki swoją całą poparzoną pełną blizn dłonią przez co się wzdrygnęłam, a drugą z przyłożył mi obok twarzy, lecz zamiast rękawicy z szponami, była rekawics z wieloma strzykawkami, co jeszcze bardziej mnie przerażało, cała się trzęsąc poleciała mi łza z oczu spływajaca po moim policzku, którą po chwili starł Freddy. - Spokojnie malutka, zaraz się będziemy świetnie bawić. - Nie zdążyłam nawet nic odpowiedziec bo natychmiastowo wbił we mnie jedną z strzykawek opróżniajac fiolkę z tajemniczym serum.

Przez dłuższy czas czułam tylko ból od igły, lecz po chwili on minął, a zastąpiło go dziwne uczucie lekkości i beztroski, które zaczynało mnie całą przepełniać. Spojrzałam na Freddyego uśmiechając się do niego pociesznie.

- Jaki słodki obślizgły ślimaczek, Fredek będziesz. - spojrzałam na resztę zgromadzonych uśmiechajac sie jeszcze szerzej, jakie fajne misiaczki.

- Ty będziesz Jasiek Vorbargengun, ty Bedziesz Michał Pietruszka, a ty będziesz Charlie Rzeżucha. Oooo a ty będziesz Doktorek kocham młode ekspedjentki. - po powiedzeniu tego zaczęłam sie głośno śmiać na całą sale, a reszta miała miny jak do srania co mnie bardzo bawiło.

- Chyba złe serum jej dałeś Freddy. - powiedział Marlon spogladajac na mnie a ja zaczęłam sie śmiać jeszcze głośniej.

- PROFESORZE SŁOŃ, NIE PRZEKUPIŁAM TEJ STARSZEJ PANI ZA NOCLEG PIETRUSZKĄ! MICHAŁ SIE NIE ZGODZIŁ. - spojrzałam swoim zabójczym wzrokiem na Michała, który po chwili i tak zamienil się w kolejną padaczkę śmiechu.

- No super poprostu. - Powiedział doktor pełny zdenerwowania, który jeszcze bardziej mnie bawił.

In the name of love ~ ElmaxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz