XV

12 2 22
                                    

— Ray... Ja... Przepraszam. — Norman ujął dłonie ukochanego w te swoje. — Znowu to zrobiłem... — W jego oczach było widać żal. — Przyznaję, lubię być na haju, ale musisz mnie odciągnąć. Nie chcę na żadną terapię... Już byłem raz i jak widać, nic nie dały. — Westchnął, kończąc wypowiedź i prawie się znowu rozpłakując.

— No dobrze... Skoro tak mówisz. Postaram się, ale musisz mi dać wyrzucić wszystkie skręty lub inne rzeczy, które kupiłeś do palenia. Zapalniczkę też, tak będzie lepiej. — Wytłumaczył mu niższy.

— Poczekaj. — Mówiąc to, wstał i wyjął z kieszeni jeszcze jeden skręt. Okłamał ukochanego, zostawiając jeden. Jednak był on ją czarną godzinę... Nie zamierzał go, ot co sobie zapalić. — Mam tylko to.

— Na pewno? — Zapytał, ufając mu na słowo. Wiedział, że może mu zaufać.

— Na sto procent. — Zapewnił, oddając mu po chwili też i zapalniczkę.

Fioletowooki wyrzucił te rzeczy do kosza, siadając po chwili na łóżku.

— Chcesz się przytulić? — Spytał. Mimo iż nie lubił przytulania, z Normanem wyglądało to inaczej... O wiele.

— Mogę. Będzie mi lepiej z tą myślą... — Westchnął głośno, opierając się o ramię ciemnowłosego i przytulając się do niego, starając się nie złamać. Nie może sobie znowu na to pozwolić. 

— To tylko i wyłącznie Twoja decyzja, czy chcesz. — Łagodny uśmiech wkradł się na usta Raya, kiedy to wyższy uśmiechnął się lekko.

— Wiem... — Mruknął cicho białowłosy, zamykając oczy.

— Chcę, aby tak było już zawsze. Tylko ja i Ty. — Zaczął Ray, jednak przerwał mu krzyk zza drzwi. — Oraz święty spokój... — Dodał ciszej.

— Ja też Ray... Jednak Ty nadal jesteś uczniem, a ja nauczycielem. Muszę uczyć Was, natomiast Ty i reszta... — Urwał. — Chyba rozumiesz. — Dodał jedynie po chwili.

— Rozumiem... — Fioletowooki westchnął głośno, próbując się jakoś uspokoić przez niekończące się teraz piski dziewczyn i krzyki. — Co może się dziać? — Zapytał.

— Może mysz... — Jęknął Norman, wtulając się w tors ukochanego.

— No dobrze. Może masz rację. — Ciemnowłosy spojrzał na drzwi, które były szczelnie zamknięte. — Za niedługo idź się przebrać Nor, śmierdzisz ziołem... — Dodał.

— Dobrze... To zaraz. — Zaśmiał się cichutko, całując swojego chłopaka w brodę, na co wymieniony chłopiec się zarumienił. Kochał czułości od swojego kochanka, czego nie krył.

— Ta marihuana, czy cokolwiek paliłeś, okropnie śmierdzi... Pewnie tak samo smakuje. Jak mogłeś to w ogóle palić, fuj. — Skomentował niższy.

— Nie przesadzaj. Nie smakuje tak źle... — Przedłużył ostatnią literkę ostatniego słowa, śmiejąc się cicho i chwilkę pod nosem.

— Będę przesadzał, ot co! — Znowu uniósł się Ray.

— No weź... — Westchnął jedynie wyższy.

— Żadne „no weź"! Śmierdzi i nie smakuje. To tyle. — Powiedział pewnym siebie głosem, jednak tak naprawdę tej pewności miał tyle, co nic...

— No dobrze, już idę... — Jęknął, unosząc się i powolnym i zmęczonym krokiem wychodząc.

Szedł spokojnie, mijając i witając się z kilkoma uczniami. Nie zwracał jednak na to uwagi, wchodząc powoli i wybierając czym prędzej ubrania, które po chwili ubrał. Koszula, szary sweterek bez ramion i czarne spodnie. Popatrzył na swoje odbicie na chwilę w lustrze, uśmiechając się do siebie ciepło.

Kiedy w końcu skończył całą czynność, poszedł znów do Raya, siadając na jego łóżku. Uśmiechnął się do niego, który leżał i patrzył coś w telefonie. Przez nagły uśmiech telefon spadł mu prosto na twarz, przez co cicho stęknął z bólu. Popatrzył wrogo na wyższego, który zaśmiał się cicho na ten widok.

— Nienawidzę Cię. — Mruknął cicho fioletowooki, patrząc z wrogością.

Wtedy Norman zawisnął nad Rayem i położył się obok, po chwili oznajmiając:

— Pachniesz jak wanilia... — Westchnął cicho w szyję ukochanego, przez co przez ciało niższego przeszedł przyjemny dreszcz.

Czując na szyi oddech kochanka, mruknął w pewnym momencie, obrócił się przodem do niego, całując go krótko.

— Nie podoba Ci się uczucie oddechu na szyi? — Zapytał białowłosy, żartując.

— Podoba się... — Mruknął pod nosem cichutko. — Po prostu... To wydaję się takie... Dziwnie seksualne? — Pytał sam siebie, opierając brodę o dłoń.

Nie zauważył, kiedy Nor znowu był nad nim, całując delikatnie, ale też nie seksualnie jego szyję, łapiąc jedną dłonią jego policzki, na które też po chwili się rzucił z pocałunkami. Potem zakończył swoją małą wycieczkę na ustach, po czym profesor z uśmiechem położył się na klatce piersiowej drugiego. Młodszy uśmiechnął się lekko, głaszcząc go po głowie.

Mija im tak przyjemnie kilka godzin, aż do wieczoru. Wtedy profesor proponuję wspólny spacer. Więc założyli odzież wierzchnią chwilę i wyruszyli. Poszli klasycznie do parku... Nauczyciel starał się przetłumaczyć jakkolwiek Rayowi, jak to działa kondensator i inne pierdoły o nim. Jak był nie pod wpływem narkotyków, był o wiele milszy, słodszy i ogólnie lepszy. Fioletowooki kochał właśnie takiego Normana.

[✒️] Le jardin de la tentation - NorRayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz