XVII

12 3 23
                                    

Nastała środa. Oznaczało to jedno... Aż dwie matematyki z rzędu. Ray westchnął jedynie, Siedział też po prostu na swojej ławce. Czekał na ten szatański przedmiot. Chociaż bardziej obchodził go Norman. Ten przystojny profesor totalnie zawrócił mu głowę.

Jego twarz, włosy, ta cholerna, lekko obcisła koszula z jednym odpiętym guzikiem... To wszystko zawracało mu głowę. Uśmiechnął się rozmarzony, kiedy podbiegła do niego Emma.

— A Ty co taki rozmarzony? — Zapytała, lekko podekscytowana tym, co powie jej przyjaciel.

— Nie... To nic takiego. Zamyśliłem się. — Westchnął cicho, siadając do ławki. Po chwili też zadzwonił wyczekiwany przez ich dwójkę dzwonek.

Norman wstał, z lekkim uśmiechem zamykając salę. Kiedy sprawdził obecność i wszyscy, którzy to mieli się spóźnić dotarli, zaczął spokojnie prowadzić pierwszą z matematyk. Dzisiaj mieli odczytywanie własności funkcji na podstawie jej wykresu... Ray starał się chociaż udawać, że coś rozumie.

— Dobrze. Do tablicy pójdzie Ray. —  Powiedział z tym swoim uśmiechem, a chłopak wstał. 

Podszedł i nie wiadomo czemu trzęsącą się ręką złapał marker i powiedział prosto z mostu:

— Ja nic nie umiem... 

— To chodź, pokaże Ci, że nie ma się czego bać. — Odpowiedział Norman, wstając i podchodząc wraz z ciemnowłosym do tablicy.

Wtedy białowłosy spokojnie powiedział, co to ma zrobić jego chłopak. Więc ten grzecznie się posłuchał i przepisał, co ten mu podpowiedział. Po kilku chwilach więc jakoś mu się udało zrobić całe zadanie. Odszedł dumny z siebie od tablicy...

Usiadł do ławki, nie mogąc uniknąć swojego rumieńca. Kochał go i coraz mniej podobało się mu krycie tego. Skoro patrzył, jak to inni całują się na korytarzu, czemu on sam nie mógł? Dlatego, że są homoseksualistami? Może dlatego, że on i Norman to uczeń i nauczyciel?

Westchnął cicho, nie chcąc już dłużej o tym myśleć. Odwraca wzrok, patrząc na zeszyt, w którym przepisuję coś z tablicy... Uśmiech pojawia się na ustach wyższego, kiedy to siada przy biurku, tłumacząc dalej ich dziesiejszy temat. Uśmiechnął się lekko, mówiąc o jego ukochanej matematyce. Nie ukochanej bardziej jednak, niż to jest Ray.

Zerkając co nie raz na siebie nawzajem, mija resztą lekcji i wybija dzwonek. Niższy wychodzi z sali z przyjaciółką, rozmawiając w międzyczasie o różnych, szczerze nic nie znaczących i nie wnoszących do ich żyć drobnostkach. Bynajmniej tak myślał Norman. Tak naprawdę rozmawiali o nikim innym, jak profesorze.

📖

Norman doszedł jakoś do pokoju swojego chłopaka. To był jedyny jego ratunek, narazie... Szedł dziwnie zadowolony, jednak każdy, kto go mijał, myślał, że to dobry humor, a nie jakieś tam narkotyki... W końcu ulubiony profesor nie mógłby... Właśnie. To niedorzeczne.

Uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy pukał. Otworzył mu zmęczony dniem w szkole Ray, który zobaczywszy go, od razu wpuścił, jednak kiedy przytulając go na powitanie, poczuł smród marihuany, zezłościł się.

Odsunął go od siebie i mocno uderzył w policzek z liścia. Po tym ujął jego policzki i popatrzył mu prosto w oczy.

— Dlaczego znowu? Było tak dobrze do cholery jasnej... — Warknął jedynie fioletowooki, widocznie zły.

— Ała... Ray, kochanie... — Mruknął tylko niebieskooki, uśmiechając się szeroko, sam nie wiedząc właściwie czemu...

— Żadne kochanie! Działasz mi na nerwach! — Podniósł głos jedynie, odsuwając się znacznie od chłopaka.

— No weź... Hej! Co robisz? — Zająkał się na trzecim zdaniu, widząc, jak to niższy wyjmuję z szafki e-papierosa.

— Skoro Ty palisz, to ja też mogę! — Krzyknął znowu fioletowooki, zaciągając się chwilę po swoich słowach.

— Nie wracaj do nałogu. Błagam Cię, tak bardzo Cię kocham... — Mruknął pod nosem Norman.

— Nie wtrącaj się. Zamknij się już. — Powiedział, zamykając drzwi i siadając na jego kolanach. — Jesteś idiotą, słyszysz? Idiotą! — Dodał, unosząc głos.

— Ja... — Urwał mu ukochany, jednak fioletowooki go nie słuchał.

— Zamknij się! — Mówiąc to, pocałował go dość namiętnie, kładąc jedną dłoń na jego barki.

— Ray. — Próbował jakkolwiek wydusić z siebie wyższy, jednak bez skutku, bo drugi skutecznie urywał każdą, chociażby głoskę, którą mówił pocałunkiem.

— Bądź cicho, Jezu. — Przeniósł się z pocałunkami na szyję, co nie raz wręcz gryząc ją delikatnie, na co słyszał tylko ciche pomruki ze strony drugiego.

— Ray... — Jęknął jakoś, zabierając chłopaka od swojej szyi, za włosy.

— Zostaw mnie... — Mówiąc to, znowu zaciągnął się papierosem, wypuszczając pachnące owocami powietrze prosto w jego twarz.

— Owocki.... Zjadłbym. — Mruknął pod nosem uspokojony niebieskooki, całując ukochanego chwilę w usta i puszczając jego włosy.

— Nie mam owoców... — Mruknął jedynie nadal zdenerwowany nim chłopak.

— Ray... Daj mi chmurę. — Poprosił ładnie wyższy.

— Nie dam Ci nic. Już i tak jesteś naćpany. Nie wystarczy Ci to? — Zaczął, już mając się zaciągać, co przerwał mu nikt inny, jak mężczyzna pod wpływem narkotyków, który to go pocałował.

— Nie pal... To niezdrowe. — Nie słuchając, powiedział jedynie bezmyślnie.

— Oboje palimy i jesteśmy dorośli. — Wytłumaczył cicho Ray.

— Ja nic nie palę... — Mruknął cicho profesor.

— A marihuana którą śmierdzisz? — Spytał wręcz ironicznie ciemnowłosy.

— Ja nic nie palę! — Uniósł się wyższy.

[✒️] Le jardin de la tentation - NorRayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz