X

15 4 7
                                    

Po skończonej kolacji i rozdaniu sobie prezentów wszyscy zadowoleni rozmawiali przy stole. Ray był naprawdę zadowolony miłą atmosferą i tym, jak nadzwyczaj dobrze przyjęli ich relację. Wtedy ten przypomniał sobie, że muszą już się zbierać, więc poszli z powrotem do swoich akademików.

Kiedy dotarli tam, a bardziej do pokoju Normana, to zaczęły się nagle każde z jęków niższego, jak to nie chcę iść do swojej matki. Jednak musi, aby wiedzieć, skoro nie chciał do niej pisać... Jak trzeba, to trzeba. Jest wręcz zmuszony, by tam iść.

Westchnął głośno, kiedy niebieskooki powiadomił go, że musi tam iść, jednak z nim. Nie będzie więc sam. Tyle, chociaż z tego dobrego... Chociaż co on tam gada. Nie zmienia to niczego, poza tym, że Isabella będzie musiała patrzyć na ich parę i wraz ze znikomą nadzieją powiedzieć, że przecież jest okej! Akceptuję ich mimo wszystko.

Tak... Nie będzie. To zbyt oczywiste i piękne, aby to mogło być prawdziwe. Z zamyśleń zabiera go uśmiech i słowa jego ukochanego chłopaka:

— Ray. Nie warto się tym tak martwić...

— Nie prawda! Wiem lepiej przecież. Byliśmy już u niej, powinieneś widzieć, Nor. — Odpowiedział chamsko fioletowooki i odwrócił swój wzrok.

 — Jak najbardziej wiem. Isabella nie wydaję się taka zła, ale... Fakt, znasz ją od dziecka. Może być zupełnie innym człowiekiem. — Westchnął niebieskooki, jednak nie tracił nadziei.

— Dokładnie. Nie znasz jej. — Dodał Ray i rzucił się na łóżko, bo do tej pory stał nad Normanem.

— No dobrze... Zobaczy się jutro... — Jęknął tylko pod nosem białowłosy.

📖

Nastał kolejny dzień. Ray załamany i zestresowany właśnie wciskał na siebie koszule, starając się wyglądać elegancko. Co mu średnio wchodziło... W końcu już nie idzie do obcych ludzi, a dobrze znanej mu własnej matki. Westchnął z dużą ulgą, kiedy to w końcu zapiął wszystkie guziki materiału.

Wtedy uśmiech pojawił się na ustach niższego, który jedynie dumny z siebie wyszedł na dwór, gdzie czekał na niego jego kochanek. Ruszyli więc spokojnym krokiem, idąc tak do jego domu... Ray uśmiechnął się lekko, widząc spokojny, pocieszający uśmiech na twarzy niebieskookiego. W końcu, po dziesięciu minutach, trafili pod nie upragniony dom.

Fioletowoooki zapukał charakterystycznie, na co otworzyła mu Isabella w fartuchu. Akurat coś gotowała, bo doszedł do nich też zapach.

— Hej mamo, przyszliśmy na świąteczną wizytę... — Przywitał się tymi słowami niższy, uśmiechając się lekko.

— Wejdźcie... — Zaczęła. — Na wstępie. Przemyślałam to, udało mi się to w myślach zaakceptować... Mam na myśli... Was zaakceptować. — Pokazała wzrokiem na nauczyciela, a potem syna.

— Och, to bardzo dobrze! — Zaczął ciemnowłosy, zasiadając na sofie, gdzie obok usiadł jego chłopak.

Białowłosy uśmiechnął się do dwójki lekko, całując młodszego w policzek.

— Tak wyszło... — Mruknęła Isabella. — Wybaczcie, że na początku nie wiedziałam. Zachowałam się... Nie miło. Nie powinnam wtedy w ogóle czegokolwiek mówić. — Dodała.

— To nic! Ray się tak strasznie stresował... — Zażartował z ukochanego białowłosy, śmiejąc się pod nosem.

— To nie jest śmieszne! — Krzyknął Ray, słysząc śmiech tej dwójki.

— Jest! — Odpowiedział przez śmiech niebieskooki.

— Może trochę macie rację... Oczywiście nie do końca! — Podsumował jedynie na to niższy.

— No dobrze, mój Ty złośniku. — Zażartował ponownie Norman.

Wtedy ciemnowłosy, widocznie zawstydzony, schował twarz w dłoniach, jednak przed tym popatrzył wrogo na nadal rozbawioną nim dwójkę. Czuł się okropnie, ale bawiło go nieco samo zajście. Dziwny przypadek z niego.

Kiedy kończą się śmiechy, zaczyna się normalna rozmowa przy sałatce jarzynowej, którą męska część towarzystwa dostała od matki fioletowookiego.  Rozmowa trwa w najlepsze, kiedy w końcu nastaje mrok.

Wtedy miło żegnają się z straszą kobietą i dziękując za miło spędzony czas, idą do dobrze znanego im akademika. Jako iż trafiają tam o dwudziestej drugiej, Ray siada na łóżko, te w pokoju, należące do nikogo innego, jak to jego ukochanego Normana. Wyższy pochodzi do niego jedynie, siadając obok i ujmując jego żuchwę całuje go.

Kiedy ciemnowłosy oddaję, pocałunek robi się gorętszy i pełni namiętnej pasji z dwóch stron... Nie przeszkadza im to. Jednak białowłosy kładzie jedną z dłoni na udo wyższego, jedną zostawiając nadal na żuchwie ukochanego. Kiedy odsuwają się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza, niższy przewraca ich na łóżko, znowu całując swojego chłopaka. Tym razem ich pocałunek jest dość delikatny.

Kiedy znowu odsuwają się od siebie, Ray kładzie się obok i wtula się w bok swojego ukochanego. Zadowolony tak, stara się zasnąć, co po chwili mu się udaje.

— Ray... Nie możesz tu zasnąć, to będzie dziwne, jak rano... — Urwał, patrząc na śpiącego chłopaka. — Och... Zasłużyłeś sobie, śpij kochanie... — Dodał jedynie, całując go w czoło na dobranoc i nakrywając kołdrą, równie kładąc się spać.

[✒️] Le jardin de la tentation - NorRayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz