Epilog.

15 4 14
                                    

— Ray! Spóźniliśmy się! — Krzyknął Norman, budząc Raya, który to ledwo co wstał po nocowaniu w spokoju swojego chłopaka.

— Co? — Spytał, zrywając się. — Cholera, moja frekwencja! Idę się ogarnąć, Tobie też radzę... — Dodał, wstając i wybiegając wręcz z pokoju.

Szybko ubrał nowe ubrania, założył wcześniej przygotowany plecak i wybiegł do szkoły, widząc jeszcze po drodze idącego Normana... Jednak Ray nie szedł, a biegł na pierwszą lekcję. Białowłosy niby szedł szybciej, jednak nie był to bieg, a trucht. 

Mimo to wbiegł na salę gimnastyczną zdyszany, przepraszając za spóźnienie, usiadł obok niećwiczącej Emmy. Uśmiechnął się lekko, tłumacząc jej sytuację, która to nastąpiła. Usłyszawszy ją, rudowłosa zaczęła się śmiać, chichocząc potem przez dłuższy czas.

— Naprawdę Cię to śmieszy?! — Uniósł się, odwracając się bardziej w jej stronę.

— Tak! — Odpowiedziała, chichocząc.

— Żałosne... — Skomentował jedynie Ray.

— No ej! Nie jestem żałosna. To wy jesteście śmieszni... — Obroniła się Emma, odwracając głowę w bok i udając przez chwilę obrażoną.

— A to w takim razie przepraszam... — Fioletowooki przewrócił tylko oczami, patrząc na nią.

— I dobrze! — Uśmiechnęła się ciepło, na co ciemnowłosy uderzył dłonią o twarz. Żyje z idiotami.

— Nie odezwę się już... Tak będzie lepiej. — Oznajmił chłopak i odsunął się nieco od przyjaciółki.

   Nastała matematyka. Lekcja, której to Ray się obawiał. Jednak był piątek, więc będzie miał wolne przez najbliższe dni po lekcjach. Ciemnowłosy zasiada do ławki, czekając na dzwonek. Jednak przed nim pojawia się Norman. Są w klasie tylko oni.

— Och! Dzień dobry panie profesorze... — Mruknął, patrząc zza zeszytu, w który pusto się wpatrywał.

— Jesteś ze mnie dumny, że już kilka dni nie palę? — Zapytał.

— Tak... Nie wie pan jak. — Odpowiedział, uśmiechając się szeroko.

— To miłe... A jak z Tobą? Też paliłeś tamtego dnia... Tyle pamiętam. — Powiedział, łapiąc się za głowę.

— Też dobrze. Raz już rzuciłem palenie, nie mam potrzeby, aby palić, a wtedy to był zwykły, głupi wybryk. — Oznajmił, uśmiechając się lekko, jednak wtedy rozbrzmiał dzwonek. — Powodzenia w tym zoo! — Zażartował, chichocząc cicho pod nosem.

— Dzięki... Przyda się. — Uśmiechnął się, odchodząc i podchodząc do tablicy, gdzie to zapisał temat, kiedy klasa się wypełniła, a obok niższego zasiadła zielonooka.

📖

— Ray, no chodź! — Pośpieszył Norman, ciągnąc Raya z jego pokoju, kiedy ten nieudolnie starał się ubrać. 

— Zaczekaj... — Westchnął cichutko, zakładając płaszcz. Mimo stycznia nadal było strasznie zimno na dworze...

— No dobrze. — Odwrócił wzrok, rozglądając się i kiedy ciemnowłosy nareszcie wyszedł, to wyższy pocałował go czule w usta.

— Mam dość tego ukrywania... — Zaczął Ray. — Pocałuj mnie, teraz kiedy to wszyscy mogą nas zobaczyć! — Dodał.

— Nie możemy... — Urwano mu.

— Gdzieś to mam! Błagam, Norman... — Łzy zabłysły w jego oczach, sam nie wiedział czemu.

— No... No dobrze. — Białowłosy przysunął ich do ściany i rozglądając się przed tym, pocałował na dłużej swojego ukochanego.

Kiedy to w końcu skończył pocałunek, dał drugiemu wyjść i popędzili dalej, tam, gdzie mieli iść, czyli parku. Niebieskooki strasznie się podekscytował wyjściem z kochankiem, nie wiedząc właściwie czemu... Jednak cieszył Raya widok jego szczęśliwego chłopaka.

Pobiegli chwilkę nawet, a uśmiechy nie miały końca. Liczyli się teraz oni i ich splecione w jedność palce. Nic nie mogło im rozdzielić tej chwili. Kiedy znaleźli się w parku, zaczęli spacerować i rozmawiać o właściwie wszystkim.

Wszystko zdawało się być takie wspaniałe...

Nawet jeśli dzieliło ich sześć lat różnicy. Nawet jeśli byli uczniem i nauczycielem. Mimo to, ich miłość nie miała granic. W tym przypadku sięgnięcie po zakazany owoc skończyło się dobrze, a bycie w ogrodzie cholernej pokusy utwierdzało ich w tym przekonaniu.

Koniec.

[✒️] Le jardin de la tentation - NorRayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz