XIII

16 4 18
                                    

Białowłosy, kiedy się obudził, zauważył, że nie jest u siebie, a tuż obok śpi Ray.

Rozpoznał więc, że jest w pokoju u swojego chłopaka. Wstał bezdźwięcznie i poszedł do jego szafki, szukając leków. Kiedy je znalazł, szybko zabrał je, połykając również znalezioną, jednak zdatną do picia wodą.

Uśmiechnął się lekko, widząc, jak to fioletowooki wybudza się ze swojego snu. Bynajmniej tak myślał przez jego jęk. Kiedy się odwrócił, jednak zobaczył, jak ten nadal śpi. Zdziwiony tym jękiem jedynie ucałował go w czoło, napisał jakąś kartkę, że poszedł do siebie, co potem zrobił.

Będąc już u siebie, zabrał się za przebranie. Co jak co, ale strasznie śmierdział narkotykami i alkoholem po upojnej nocy, jaka to miała miejsce aż i już wczoraj... Uśmiechnął się na samą myśl tego, jaki wstawiony był. Nie pamięta dużo, ale pamięta palenie marihuany, czego żałuję. Co on sobie pomyślał w ogóle...

Jęknął niezadowolony, patrząc w bok i siadając na łóżku. Żałował... Musi przeprosić Raya. Nie musiał jednak długo czekać, aż ten się zjawi. Zapukał charakterystycznie i podszedł do Normana, całując go w policzek na powitanie. Uśmiech pojawił się na ustach tej dwójki, kiedy odsunęli się od siebie po krótkiej chwili.

— Ray... — Zaczął w końcu wyższy, patrząc w dół. — Wybacz, że wczoraj tak się upiłem i paliłem... — Mruknął.

— To nic, byłeś pijany... — Odpowiedział jedynie mu Ray, głaszcząc jego policzki.

— Nie... — Jęknął. — Boję się, że wrócę do nałogu... Kiedyś już paliłem i... To żałosne. — Dodał szybko niebieskooki.

— Och. — Ciemnowłosy był, delikatnie mówiąc, zdziwiony. — Byłeś kiedyś uzależniony? — Dopytał.

— Tak... Jednak w liceum. Zostawiłem to cholerstwo za sobą i nie chcę do tego wracać. — Odpowiedział, odwracając wzrok i mocno łapiąc dłonie chłopaka.

— Rozumiem... Będę Cię może lepiej pilnował... Co Ty na to? — Spytał więc na to Ray, uśmiechając się znacząco.

— Z chęcią... Proszę Cię, Ray. — Poprosił wręcz błaganie wyższy.

— Spokojnie mój Normanku. — Uśmiech pojawił się na jego ustach, a on sam pogłaskał ukochanego po głowie.

— Jestem spokojny... Boję się. To tylko i aż tyle... — Mruknął cicho pod nosem niebieskooki.

— Nie musisz się już bać, rozumiesz? Nic Ci nie grozi. — Ciemnowłosy bierze w dłonie policzki drugiego.

— Naprawdę Ci dziękuję... — Nadal mruczał pod nosem, kiedy w jego oczach zalśniły łzy.

— Już, spokojnie. — Fioletowooki zaczął głaskać policzki swojego chłopaka, całując go w czoło.

— Dziękuję... — Jęknął złamanym głosem, patrząc w dół. Finalnie, rozpłakał się i przytulił niższego. — Potrzebowałem kogoś. Potrzebowałem Cię. Ray. — Dodał jedynie.

— Jestem tutaj dla Ciebie... — Uświadomił go ciemnowłosy, przytulając mocniej.

— Wiem... Nie opuszczaj mnie nigdy. — Westchnął, uspokajając się znacznie.

— Nie zamierzam nawet... Nawet jeśli wszyscy będą przeciwko nam, to i tak będę Cię kochał i wspierał. Nie opuszczę Cię, choćby miał skończyć się świat. — Uspokajał go Ray.

— Hej... Nie mów tak... Świat się przecież ot co nie skończy... — Wtrącił niebieskooki, patrząc zapłakany w oczy kochanka.

— Mówię tylko w teorii... — Westchnął cichutko, tym razem niższy.

— No dobrze... — Zaśmiał się pod nosem cicho Norman i odsunął się od młodszego chłopaka.

— Lepiej? — Spytał jedynie szczerze zaciekawiony.

— Tak... — Mówiąc to, wytarł ślady łez na swojej twarzy.

— Dobrze. Teraz proszę Cię, abyś wytłumaczył mi trochę monotoniczność funkcji, bo pewnie zrobisz kartkówkę... Oczywiście, jeśli chcesz i jesteś na siłach! — Poprosił ładnie fioletowooki.

— Zawsze mam ochotę na matematykę czy fizykę. Pociesza mnie, jak dziwnie to nie zabrzmi. — Oznajmił tylko wyższy.

— No dobrze... — Po tych słowach, wyjął z pliku kartkę i czekał, aż ukochany zacznie mówić.

Po chwili Norman zaczął mu tłumaczyć powoli, jednak spokojnie wymieniony wcześniej temat. Nie był jednak tak trudny, jak to Rayowi się zdawało. Uśmiechał się, słysząc jak bardzo dużo pasji ma w głosie jego chłopak, kiedy o tym mówi.

Sprawiało to, że ciemnowłosy co nie raz dostawał lekkich motylków w brzuchu. Te przyjemne, delikatnie trzepotanie skrzydeł podobało się mu. Z uśmiechem reagował na każdy z reguły matematyczny żart Normana... Podobało mu się takie uczenie.

Kiedy w końcu zakończyli, fioletowooki postanowił iść na ten moment do siebie. Norman oznajmił tylko, że idzie się przejść. Jednak nie poszedł do końca tylko po to... Skończył finalnie ze skrętem w ręce. Obiecał przecież, że nie będzie, ale najwidoczniej kłamał.

Nie czuł się z tym jednak dobrze, a wręcz przeciwnie. Paląc go, miał wręcz wyrzuty. Jednak przeszło mu, kiedy to substancja dostała się do jego organizmu. Z uśmiechem, wręcz w podskokach zapukał do Raya, który od razu poczuł, kiedy ten go przytulił.

— Nor, dlaczego znowu zapaliłeś? — Zapytał, zamykając drzwi i wpuszczając Normana, a wraz z nim ten smród do środka.

— Och Ray, kochanie... — Przedłużył ostatnią literkę w zdaniu, uśmiechając się szeroko.

[✒️] Le jardin de la tentation - NorRayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz