•26•

994 19 25
                                    

Następny dzień Vanessa rozpoczęła w znakomitym humorze pomimo wczesnego przebudzenia. Godzina piąta nie była dobrą porą do wstawania po tak późnym położeniu się spać, ale żeńskiej części dorosłych to w żadnym stopniu nie przeszkadzało w spokojnym piciu kawy przy wyspie kuchennej.

- Damon ma urodziny już za trzy dni - zauważyła Helene.

- A tata ma urodziny za dwanaście dni. Jak ten czas leci... - dodała Odette.

- Może zrobimy im łączone przyjęcie? - zaproponowała szarooka, a pozostałe kobiety ochoczo przystanęły na jej pomysł.

Po wypiciu kawy zabrały się za przygotowanie śniadania, ubrań dla siebie i dzieci oraz obudzenie maluchów.
Chciały porozmawiać o organizacji przyjęcia, ale w tym samym czasie do kuchni wszedł Damon. Podszedł do narzeczonej i złożył krótki pocałunek na jej czole.

- Ja, Moran i Charles jedziemy załatwić transport towaru. Nie będzie nas do późna - oznajmił i podszedł do ekspresu, aby zrobić sobie kawę.

- Jakiego towaru? - zapytała Kaya.

- Amfetamina - odpowiedział krótko, obserwując reakcje bliskich mu kobiet. Każda z nich była zdziwiona.

- O której wyjeżdżacie? - dopytywała ciemnoskóra.

- Po śniadaniu.

- Jadę z wami! - krzyknął Vincent, który wszedł do kuchni z wielkim uśmiechem na twarzy - O co chodzi?

- Transport towaru.

- Świetnie - klasnął starszy mężczyzna w dłonie.

- Czyli jedynymi mężczyznami w tym domu do końca dnia będą Hugo i Rune? - sarknęła Helene.

- Oni są jeszcze dziećmi! - oburzyły się jednocześnie Kaya i Vanessa.

- Jaka synchronizacja - skomentowała Odette.

Zaśmiali się wszyscy. Po jeszcze chwili rozmowy, dołączył do nich Charles i mężczyźni udali się do gabinetu Vincenta, aby omówić szczegóły akcji, która była bardzo skomplikowana. Musieli zadbać o każdy szczegół, aby nie ściągnąć na siebie uwagi policji.

- Czasami mam wrażenie, że to są jeszcze dzieci - odezwała się po chwili Helenę z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Ale nieświadomie dali nam cały dzień na omówienie szczegółów przyjęcia - zauważyła Vanessa.

Tymczasem w gabinecie Vincenta rozmowa zeszła na zupełnie inny tor niż ten, którym pierwotnie się toczyła.

- Macie dwoje dzieci i trzecie w drodze. To już jest wystarczający argument - stwierdził starszy mężczyzna.

- Nie czuję się na siłach, aby już teraz planować ślub - powiedział Damon.

- A kiedy będziesz na siłach? Kiedy będzie w dziewiątym miesiącu ciąży i przed ołtarzem zacznie rodzić, czy wtedy, gdy cały jej czas będzie poświęcała opiece nad noworodkiem? - mruknął Charles.

- Nie pomagasz braciszku - wyznał sarkastycznie Damon, obserwując łobuzerski uśmiech na twarzy swojego brata.

- Czyli wszystko załatwione. Rozmawiacie ze sobą i organizujemy weselicho w przyszłym miesiącu - stwierdził uradowany Vincent i klasnął w dłonie.

- Ale tato...

- Będziemy pić! - wykrzyknął Moran.

- Wróćmy może do spraw zawodowych, co? - zapytał Damon, który już się poddał.

- Nie wiem, co chcesz tutaj ustalać. Robimy to starą, dobrą metodą twojego ojca. Bierzemy dwa zespoły ochroniarzy, spotykamy się przy starych magazynach i transakcji dokonujemy w jednym z nich. Transport odbędzie się w dwóch odrzutowcach. W jednym z nich będziecie wy... - tu przerwał i pokazał na swoich synów - A w drugim ja i Moran.

- To może się udać - skomentował blondyn.

- Nie jestem przekonany...

- Ty ostatnio do niczego "nie jesteś przekonany" - powiedział siwowłosy, robiąc cudzysłów z palców - Vanessa cię zmienia i niestety na gorsze. Jesteś tak wytresowany, że już prawie nic z dawnego ciebie nie zostało. Jak ta kobieta nad tobą zapanowała, skoro nawet twoja matka tego nie potrafiła?

- Zwykły pantofel - powiedział Moran, udając kaszel.

Charles zaczął dusić się ze śmiechu i po chwili leżał na podłodze, zwijając się z bólu przepony. Vincent śmiał się tak mocno, z sprawie spadł z krzesła, na którym siedział.
Damon obserwował ich i powoli kręcił głową, mrucząc pod nosem coś w stylu jak dzieci. Uśmiechnął się tylko i wyszedł z gabinetu, by porozmawiać z narzeczoną, która przy wyspie kuchennej wciąż rozmawiała o czymś zawzięcie z jego matką, siostrą i szwagierką. Chciał dyskretnie podsłuchać, o czym mówią, ale kobiety zauważyły go zdecydowanie za szybko i nerwowo przerwały rozmowę.

- Co kombinujecie? - zapytał podejrzliwie.

- Nic takiego. Po prostu... No wiesz... Damskie rozmowy. Nie zrozumiesz - zbyła go szybko Vanessa.

- Musimy porozmawiać - powiedział stanowczo w stronę szarookiej i złapał ją za rękę. Poprowadził ją do sypialni, w której spali i zamknął za nimi drzwi.

- O co chodzi? - zapytała spokojnie kobieta, wciąż popijając kawę, którą trzymała w dłoniach.

- Mój ojciec chce wyprawić nam ślub... W przyszłym miesiącu.

- Ślub? Jak cudownie - zaczęła entuzjastycznie, ale po przetworzeniu jego dalszych słów uśmiech zszedł jej z twarzy - W przyszłym miesiącu? Ja nie mam jeszcze sukni. Gdzie my znajdziemy salę w jeden miesiąc. Trzeba zająć się tym jak najszybciej, jeśli chcemy zdążyć do przyszłego miesiąca. Ale ja zdążę przytyć! Gdzie ja znajdę suknię na takiego wieloryba jak ja? Co tak patrzysz? Musimy się tym zająć! Jak najszybciej! Przecież za parę miesięcy ja już nawet nie zmieszczę się w swoje spodnie, a co dopiero suknia ślubna! - potok słów wręcz wylał się z jej ust i gdyby nie ręce Damona, które zatrzymały się na jej ramionach i delikatnie nią poteząsnęły, prawdopodobnie nigdy nie przestałaby mówić.

- Czyli... Nie masz nic przeciwko?

- Żartujesz sobie? Czekałam aż w końcu wielki hrabia Ramiréz stwierdzi, że zechce mnie poślubić. Mnie, a nie wieloryba.

- Musisz przestać nazywać się wielorybem.

- To jak? Słonica, czy hipopotam? - zapytała, udając desperację, ale po chwili wybuchnęła śmiechem.

- Czasami mnie przerażasz - stwierdził Damon.

- Lecisz na to - uśmiechnęła się do niego i wyszła z pokoju. Uradowana pobiegła do kobiet w kuchni, by opowiedzieć im o rozmowie z narzeczonym.

Damon westchnął głęboko i poszedł do gabinetu ojca, powiedzieć mu, że Vanessa zgodziła się na jego desperacki i szalony pomysł. Vincent ze szczęścia wybiegł z pomieszczenia i wyściskał przyszłą synową.

- Z tą rodziną jest zdecydowanie coś nie tak. Ale jeszcze nie wiem co - stwierdziła Vanessa, tkwiąc wciąż w objęciach starszego mężczyzny.

- Dlatego tu pasujesz - oznajmiła spokojnie Odette, a szarooka rzuciła jej gniewne spojrzenie - No co? - wzruszyła ramionami i spojrzała na swoją mamę, która ledwo powstrzymywała śmiech.

Life In MafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz