•35•

1.4K 18 58
                                    

- Pańska żona... U pańskiej żony zauważyliśmy niepokojącą zmianę skórną. Postanowiliśmy ją przebadać.

- Niech pan, do cholery, nie przedłuża.

- Ta zmiana skórna okazała się być rakiem skóry. Bardzo złośliwym - odparł z bólem w głosie lekarz. Musiałby być ślepy, żeby nie zauważyć jak szaleńczo zakochany był brązowooki.

Damon, gdy to usłyszał, opadł ciężko na krzesło. W głowie zaczęło mu się kręcić. Nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa.

- Co... Co to dla niej znaczy? - zapytał. Nie potrafił złożyć składnie zdania, a co dopiero kotłujących się myśli.

- Jest dla niej szansa. Nikła, ale jest.

- Zrobię wszystko - mówił brunet.

- Pan nie może tu nic zrobić. Musi pan ją przenieść do innego szpitala na chemioterapię. My nie mamy takiej możliwości.

Po policzkach Damon płynęły strumienie łez. Wplótł dłonie we włosy i płakał. Nie mógł nic więcej. Poczuł na swoich plecach delikatny dotyk.

- Ty płaczesz? - zapytała leżąca na szpitalnym łóżku brunetka.

- Jestem niesamowicie szczęśliwy. No wiesz... Dzieci... - było widać, że kłamał, ale Vanessa nie dociekała.

Może gdyby wtedy zapytała nie doszłoby do tej tragedii.

Przytuliła go tylko, a on powiedział jej, że przenosi ją do innego szpitala. Leżała w tym jednym łóżku już przez tydzień. Dzieci mogły zostać wypisane i trafić do domu.

- Nie mogę się doczekać aż w końcu skończą mi te wszystkie badania, a ja będę mogła być z wami wszystkimi w domu - uśmiechnęła się delikatnie.

Damona zranił ten widok. On wiedział, że ona po prostu nie ma już siły na szerszy uśmiech. Ale Vanessa dalej nie zapytała, dlaczego nie wróci do domu. Nie zapytała, dlaczego robią jej te wszystkie badania. Nie dociekała, dlaczego wszyscy z personelu i jej mąż posyłali jej tak współczujące spojrzenia.

A może nie doprowadziłoby to do tragedii.

Brunet spakował rzeczy jej i bliźniąt oraz zadzwonił do Lucasa, aby, po wypisaniu ze szpitala maluchów, zawiózł je do domu, gdzie czekała już cała rodzina. Nikt nie miał prawa odwiedzać sali z inkubatorami. Damon zakazał odwiedzania Vanessy, gdy lekarzy nie było w pobliżu. Wszyscy z utęsknieniem czekali na wielki powrót mamy i jej dzieci.

Nie wiedzieli, że w najbliższym czasie doczekają się tylko bliźniąt.

Vanessa z wielkim trudem podniosła się z łóżka. Z wielkim trudem pokonała drogę do samochodu.

Myśli Damona krążyły tylko i wyłącznie wokół choroby Vanessy. Lekarz powiedział, że jest światełko w tunelu, a on miał zamiar trzymać się tej myśli jak boi ratunkowej. Napawał się tą myślą, jak spragniony wodą, choć wiedział, że to mogły być tylko puste słowa.

Powinien wtedy skupić się na drodze. Nie powinien zaprzątać tym sobie głowy, gdy prowadził. Jego obowiązkiem było zadbanie o bezpieczeństwo swoje i swojej pasażerki.

Jednak nie zrobił tego. Nie zauważył ciężarówki, która zjechała na ich pas. Ostatnie co słyszał to pisk opon, przerażony krzyk Vanessy i uderzenie, które zmiażdżyło mu nogi. Które zabiło jego żonę. Które przedziurawiło mu aortę. Żył, gdy się wykrwawiał. Żył, gdy winny wypadkowi kierowca uciekał z miejsca zdarzenia. Ale jego wzrok stawał się mętny. Kilka minut później w czarnym Audi R8 były dwie zmarłe osoby. Rodzice czwórki dzieci.

Znaleziono ich po kilkunastu minutach, gdy ktoś przejeżdżał tą mało ruchliwą drogą. Może, gdyby ten ktoś pojawił się parę minut wcześniej, tych dwoje nadal by żyło. Może choć jedno z nich nie opuściłoby swoich dzieci.

____________________________________________
Epilog + rozdział dodatkowy i to już będzie koniec.
Jak ja mam to zakończyć? Jakimi słowami? Chyba tego nie przeżyję 😭

Life In MafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz