Ja, Tony, Max i Scott. Tą grupą mieliśmy wyjechać do Houlton, prawie pięćset kilometrów od Burlington.
Czekała nas długa podróż i wiedziałam, że aż tyle w jednym aucie z Harrisem bym nie wytrzymała, więc postanowiłam wziąć ze sobą jeszcze Maxa i Scotta. Wszyscy już byliśmy pod kamienicą, w której miaszkałam z Tonym i wpakowywaliśmy nasze najpotrzebniejsze rzeczy do bagażnika oraz mieliśmy już wsiadać do auta, lecz nagle na plecy Maxa wskoczyła Erica.
- A ta tu czego? - spytał Tony, zamykając bagażnik.
- Muszę ją o coś poprosić. - wyjaśniłam, podając mu torbę. Chłopak na widok tego bagażu spojrzał na mnie zły, że nie dałam mu ją wcześniej, a ja tylko się uśmiechnęłam wrednie. - Pakuj i nie gadaj, a ty zejdź z jego pleców, bo go połamiesz, a ja potrzebuje go całego.
- Niszczyciel dobrej zabawy. - warknęła cicho i zeszła z pleców chłopaka, który lekko się zaśmiał. Chwyciłam dziewczynę za ramię i odciągnęłam ją na bok. Jednak nie zaczęłam tematu, którego chciałam podjąć, a jedynie patrzyłam na jej przenikliwy wzrok pomieszany z lekką błagalnością. - Mogę jechać z wami? - palnęła szybko, na co ja prychnęłam.
- Nie ma opcji.
- Po co jedziecie do Houlton? Ja też chce. - złożyła ręce jak do modlitwy i przyłożyła je do ust.
- To se kurwa chciej. A ja mam dla ciebie lepsze zadanie. - powiedziałam, a dziewczyna przewróciła oczami.
- Tak?
- Chce byś zapytała się mamy lub taty w jakim szpitalu się urodziłam. - oznajmiłam szybko.
- To se kurwa chciej. - uśmiechnęła się wrednie, a ja uniosłam brwi.
- Erica. - warknęłam
- No ale po co? - jęknęła, wyrzucając ręce w powietrze
- Po prostu cię o to proszę. - westchnęłam cicho.
- W takim razie jadę z wami. - założyła ręce na klatce piersiowej, a ja głośno prychnęłam.
- W takim razie możesz se pójść po lizaczka lub smoczek, moja mała, dzielna, dziewczynka. - poklepałam dziewczynę po czubku głowy jak małe dziecko, mimo że dziewczyna była o parę centymetrów wzrostu wyższa ode mnie.
- Pieprz się. - fuknęła cicho.
- A ty wypierdalaj pytać, w którym szpitalu się urodziłam. - przewróciła oczami i odeszła na bok, by zadzwonić, a ja czekałam. Po paru minutach podeszła do mnie z powrotem i podała mi adres, na co ja jej podziękowałam.
Później brunetka poszła do Maxa i po cichu o czymś z nim rozmawiała podczas gdy ja i Scott upewnialiśmy się czy na pewno wszystko wzieliśmy.
Niespodziewanie koło nas pojawił się Max i szybko zapytał:
- Ile przygotowaliście kanapek?
- Chyba dwadzieścia. - odpowiedział Scott spoglądając na mnie by się upewnić, a ja pokiwałam głową.
- Tak mało?! - zszokował się Max.
- Na naszą czwórkę wychodzi po pięć kanapek na jedną osobę. - zauważyłam zdziwiona jego reakcją.
- Ja zjem z piętnaście. - powiedział szybko.
- A to prawda akurat. Ale spokojnie, zatrzymamy się na jakiejś stacji i kupimy tam jakieś przekąski. - powiedziałam.
- Ale to zajmie czas i zabierze pieniądze. Pójdźcie może zrobić więcej kanapek. - zaproponował szybko.
- Co? Ale to też zabierze czas. - zaznaczył Scott.
CZYTASZ
Our Little Dream || SKOŃCZONA
RomanceMówi się, że konflikty między ludźmi są spowodowane zbyt wielką różnicą między sobą. Ale to nie prawda. Konflikty pojawiają się, gdy dwie osoby są zbyt podobne do siebie, bo wtedy dopiero dostrzegamy jak bardzo denerwujący jesteśmy. Ludzie są denerw...