Szóstego grudnia dzieci biegną pod pięknie ozdobioną choinke i szukają prezentów. Liczą czy ciastek przypadkiem nie ubyło i sprawdzają czy szklanka z mlekiem dalej jest pełna. Otwierają zapakowane prezenty liczą, że dostaną to o co prosili w liście do Świętego Mikołaja. A przynajmniej tak to wyglądało w mojej wyobraźni i w filmach, bo ja tego nigdy nie doświadczyłam, ani moja siostra. Rodzice nie chcieli nawet byśmy wierzyli w Mikołaja, a już tym bardziej by świętować ten dzień. Dlatego kiedy dzieci w przedszkolu czy szkole chwalili się co dostali od "Mikołaja", ja i siostra mówiłyśmy, że nie wierzymy w niego i nic nie dostałyśmy. Kiedy byłyśmy młodsze chciałyśmy bardzo choć raz poczuć to, co te inne dzieci, ale rodzice się nie zgadzali. A teraz jesteśmy już przyzwyczajone, że to najzwyczajniejszy dzień, podczas którego nic nie dostajemy.
Wyszłam z mojego pokoju, tuż po tym jak wstałam i ruszyłam prosto do kuchni. Wzięłam sobie jedzenie, gdy Tony usiadł na krześle przy wyspie kuchennej w pomieszczeniu.
- Zrobisz mi kanapkę? - zapytał błagalnym wzrokiem i z maślanymi oczami, a ja przechyliłam głowę, unosząc jedną brew. - No proszę, za niedługo jadę do domu by dać rodzeństwu prezenty, a nie jestem jeszcze nawet ubrany.
- Dobrze, zrobię. - powiedziałam, wzdychając, a on wstał i podbiegł do mnie, obejmując mnie lekko, gdy kroiłam chleb.
- Dziękuje! - oderwał się ode mnie z uśmiechem, a następnie zmarszczył lekko brwi i spojrzał na mnie. - A ty nigdzie nie jedziesz?
- Nie, nie świętujemy tego dnia.
- Serio? No, ale w dzieciństwie na pewno świętowałaś. - zdziwił się, okrążając blat i stając przede mną.
- Nie, nigdy nie dostałam nawet prezentu tego dnia.
- Żartujesz? Nigdy? - upewniał się, niedowierzając, a ja przytaknęłam.
- Rodzice nie chcieli byśmy z Ericą wierzyły w niego, więc nie wierzyłyśmy. - wyjaśniłam krótko, następnie przeskanowałam chłopaka, który miał na sobie długie czerwone spodnie od piżamy i czarną luźną koszulkę. - Lepiej się ogarniaj i jedź do domu. - uśmiechnęłam się, a chłopak w ciszy wyszedł z pokoju. Przygotowałam mu i sobie śniadanie, a gdy chłopak już wychodził z prezentami, podałam mu kanapki i zamknęłam drzwi.
Mogłam być w końcu sama. Trochę chodziłam po domu, trochę zjadłam i trochę się nudziłam. Dlatego gdy poczułam wibracje w moim telefonie od razu odebrałam od nieznanego numeru.
- Halo, Karmo, jesteś potrzebna w fabryce. - mówił zaalarmowanym głosem jakiś mężczyzna. - To pilne.
- Zaraz będę. - a wtedy się rozłączyłam. Zabrałam torbę i broń z wazonu. Wsiadłam do auta i ruszyłam z miejsca. Jechałam zadowolona, że w końcu będę miała co robić, ale również przestraszona, co może mnie tam czekać. Wjechałam do lasu, ale przez zaspe z śniegu musiałam się zatrzymać i reszte drogi przejść na nogach. Schowałam pistolet do kieszeni mojej bluzy i ruszyłam na przód. Zatrzymałam się przed drzwiami, po tym jak usłyszałam krzyk. Schowałam się za metalowymi drzwiami i lekko się wychyliłam. Po środku stał Paul, który dyskutował z jakimś mężczyzną.
- Chce rozmawiać z Hadesem. - warknął blondyn.
- Nie ma Hadesa. Zaraz przyjedzie Karma i z tobą rozwiąże Twoje problemy, więc przestań drzeć pizdy. - uspokajał, tracąc cierpliwość jakiś łysy facet.
- Nie będę rozmawiał z tą kurwą! Ja chce rozmawiać z Hadesem, bo inaczej rozpierdole ci łeb. - chłopak kopnął jakąś beczkę, a ja zrobiłam skwarzoną minę. - Jakim prawem ta szmata przejęła posadę, którą miałem zagwarantowaną?! Niech tu przyjdzie a wybije jej tą robotę z głowy! - wtedy wyjął pistolet i go odbezpieczył.
CZYTASZ
Our Little Dream || SKOŃCZONA
RomanceMówi się, że konflikty między ludźmi są spowodowane zbyt wielką różnicą między sobą. Ale to nie prawda. Konflikty pojawiają się, gdy dwie osoby są zbyt podobne do siebie, bo wtedy dopiero dostrzegamy jak bardzo denerwujący jesteśmy. Ludzie są denerw...