-24-

463 11 0
                                    


Poranki są jak morderstwo. Na żywym organizmie ludzkim. Na człowieku. Na mnie. Zawsze miałam problem z porannym wstawaniem, dlatego wybrałam wolny zawód i pracę w Barze wieczorami. Tylko dla spania w środku nocy o 9 rano.

Ale dzisiaj jest inaczej,

Już od dłuższego czasu leżę w łóżku na plecach z ręką podłożoną pod głową. Nade mną otwarte szeroko okno, słychać szum jeziora, ptaki, drzewa i stłumione głosy od frontu. Przezornie Mark dał mi pokój z tyłu domu. Okno wychodzi więc i na las i na jezioro. Pod oknem stoi graciarnia, murowana szopa na narzędzia. I Szopa na drewno. A ja mam czas niepokojona przed nikogo pomyśleć. O wszystkim. O nim najwięcej. O nas ? Czyżby ? Nie jestem pewna czy o nas. Ale że o nim to tak.
W głowie przewijam ciągle i ciągle wczorajszą scenę z jeziora i nie wiedząc czemu cały czas się uśmiecham. Ale jeżeli to się stało, to co to znaczy ? Kim dla siebie jesteśmy. Tylko dwójką ludzi, którzy się pożądają, których tak mocno ciągnie do siebie nie wiedząc dlaczego. Wiem dlaczego. Bo między nami jest chemia. Czuję to jak mnie dotyka. Jego oddech wystarczy. Zadrżałam. Boję się pomyśleć co byłoby gdybyśmy ... – och zamknij się ty rozpustna kobieto ! Wtulam głowę w poduszkę i krzyczę z radości bezgłośnie. Ale to było takie dobre ... takie dobre ...

Wolałam wstać, zrobiło się dziwnie. Nie mogę przestać się uśmiechać. Twarz mnie boli od uśmiechania. Jeżeli kiedyś dojdzie między nami do seksu mogę go nie przeżyć.

Aaaaaa – krzyczę w środku.

Wchodzę pod prysznic aby ostudzić moje spragnione ciało. To trochę pomaga.

Kiedy już jestem prawie gotowa łapię za klamkę od drzwi i już mam wychodzić kiedy ....

drzwi otwierają się z impetem i wpada na mnie męskie ciało. Szybko zamyka za sobą drzwi jedną ręką, jednocześnie drugą przyciągając mnie do siebie. Nie panuję nad tym co się dzieje, do końca nie wiem co się dzieje, ale czuję na sobie jego usta. Parzą mnie i są takie słodkie. Takie dobre. Przygniata mnie do ściany. Napiera na mnie biodrami, mając wolne ręce dotyka mnie jak oszalały. Pośladki, biodra, żebra, piersi ...- aaaaa – pomrukuję. Całuje tak, że zapiera dech w piersiach.

- Zwolnij – szepczę uśmiechając się

– Nie – chrypi w moją szyję

Jest jak w gorączce. Łapie moją twarz w obie dłonie i wpija się w usta. Jak spragniony, łapczywie mnie pochłania. Całuje brodę, żuchwę, szyję. Czuję, że będę miała malinkę, bo szczypie mnie fragment skóry pod jego ustami. Jest tak dobrze. Dotykam szerokich ramion, barków, nie mogę go objąć, jest taki masywny. Przejeżdżam dłonią po plecach, obejmuję go w pasie. Kiedy staram się objąć jego pośladki napiera mocniej biodrami na mnie

– Sssss .. - syczę przez zęby czując jak jest podniecony. Baaaardzoooo, aż boli.

Czuję jak zjeżdża ustami w stronę obojczyka. Ciągnie za materiał koszulki robiąc sobie dostęp do gołego ciała. I całuje mnie prosto w obojczyk. A ja idiotka chichoczę jak podlotek

Podrywa głowę do góry i patrzy na mnie w dziwnym napięciu.

– Mam łaskotki – wyjaśniam dotykając lekko dłonią miejsca w które przed chwilą mnie pocałował. Uśmiecham się do niego

Jego oczy stają się wielkie i czarne jak smoła. Nie drgnie mu żaden mięsień na twarzy. Zastygł wpatrując się we mnie. W moje oczy, w moje piegi. Coś dzieje się w nim, w środku. Coś przeżywa. Widzę to w oczach, bo twarz jest jak z kamienia. Tylko żuchwa pracuje, zaciska zęby.

I po chwili wypada z pokoju zostawiają mnie samą z niepewnością i bólem w podbrzuszu.

Co to było ? Aaaaaa .....

***

Po dłuższej chwili ostrożnie zeszłam na dół. Bałam się go tam spotkać, ale jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Kuchnia była pusta. Rozluźniłam napięte ze stresu ramiona i wzięłam sobie kawę.

Na stole w kuchni znalazłam liścik z pożegnaniem od chłopaków i ... blondyny ? Dziwne. Wyjechali do pracy, może przyjadą w przyszłym tygodniu. Blondyna zabiera się z nimi bo nudno. Wzruszyłam ramionami.

Z kubkiem kawy wyszłam na taras aby zorientować się w sytuacji. Powitał mnie Mark siedzący na schodkach. Usiadałam obok niego.

– Jak tam ? -zapytał z troską i uśmiechem

–A dobrze – odpowiedziałam z uśmiechem szturchając go całą sobą

– Spałaś ? Lub raczej czy się wyspałaś ?– łypnął uważnie

Wolałam nie odpowiadać. Spojrzałam na Marka czekając aż sam coś powie. Kiwnął głową.

–Czyli słyszałeś ? - znowu kiwnął głową

– Więc wiesz? – zapytałam patrząc w jezioro – znowu kiwnięcie

– A on ?

– Teraz chyba już wie. Jeżeli nie to mocno się musi domyślać, bo wybiegł z domu jakby mu ktoś pieprzu nasypał na ogon. Co się stało ?

– Aaaaa nic .... - leciutko się uśmiechnęłam – Gdzie jest teraz ?

– Zabrał Jord'ego na ryby. Musiałem się wymówić ze wspólnego wyjścia bo tak na mnie patrzył, jakby chciał mnie zabić. Więc co się tam stało ? - wskazał głową piętro domku

– Naprawdę nic – ale boję się, że zastosowałam kurację szokową.

Mark odstawił kubek obok siebie i odwrócił się przodem do mnie opierając się o drewnianą balustradę plecami.

– Więc skoro jesteśmy sami i wszystko zaczyna się wyjaśniać, skoro jest JK – może czas szczerze porozmawiać ?

Nie wiem czy chciałam odbywać taką rozmowę. I nie chodziło tu o Marka, ale o wszystkich innych również. Nie chciałam jej odbywać z kimkolwiek. Chciałam, aby wszystko pozostało takie jak było. Przecież jest dobrze jak jest – pomyślałam

– Przecież jest dobrze jak jest – powiedziałam głośno i poczułam jak płyną łzy po moim policzkach.

– Abi ? - Mark nachylił się do mnie. A ja zapłakałam jak dziecko ...

– Oj, ty głupia dziewczyno – poczułam jak przytula mnie do siebie. 

A ja miałam ten czas aby wypłakać wszystkie żale.

Zbrodnia miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz