-37-

324 6 0
                                    


Matka już wie. Nie wiem w jaki sposób się dowiedziała, czy może jestem na tym etapie kobiecych zmagań, że widać po mnie wszystko. Wie, że to JK, wie, że jestem w ciąży, nawet ogłoszenie jest nie zdziwiło. Jedyne co od niej usłyszałam to :

– On nigdy nie pozwoli abyście byli szczęśliwi – i doprawdy nie musiałam dopytywać kogo miała na myśli.

Stosunki między nami poprawiły się. Od momentu, kiedy miałyśmy okazję porozmawiać szczerze i na każdy temat poprawiło się. Nagle poznałam moją matkę, nie jako mamę, ale jako kobietę, której odebrano siłą dziecko i zapłacono za milczenie. Której nikt nie przeprosił, nikt nie pocieszył. Potraktowana jak najgorszy śmieć przyjęła pozę starej wariatki dla swojego bezpieczeństwa. Ale przede wszystkim mojego. Jedyne czego nie mogła znieść to Jordy. Świadomość, że jest żywym dowodem na krętactwa ojca JK. Jordy jako pamiątka. Kochała małego na swój sposób, ale strasznie bolał ją jego widok.

Teraz do tego znowu byłam w ciąży i znowu z nim.

Matka płakała.

– Czy to jakieś przekleństwo? Czy ty jesteś skazana na tą rodzinę? Ile może znieść jedna osoba w imię czego – miłości ?

– Tak mamo, miłości

– Kochanie, przecież was tak mało jest w tej miłości. A teraz jesteście dorośli i nadal was w niej nie ma. Jesteście dwójką przypadkowych ludzi, których coś połączyło i nadal łączy, albo ciągnie do siebie, ale to wszystko. Nie uważasz, że to trochę mało aby budować przyszłość ?

– Przepadło mamo, ja przepadłam

– Wiem kochanie – mama pogłaskała mnie po ręce na pocieszenie – ale musisz być silna. Tym razem znowu masz dla kogo – bo maleństwo. Pomogę ci. Damy radę.

Spojrzałam na nią. Jak bliska mi się stała, jak ciepłą i kochającą okazała się być osobą. Potrzebowałam jej przez te wszystkie lata.

Mama od pewnego czasu nie wygląda jak stara zmurszała staruszka. Jakby przez sam fakt naszej obecności, mojej i Jordy'ego przybyło jej sił, a ubyło lat. Nagle plecy nie były tak zgarbione, ręce nie trzęsły się tak mocno, głowę podnosiła dumnie do góry. Rozglądała się ciekawie po ulicach szukając możliwości pokazania wszystkim, jakie zmiany w niej zaszły.

– Chcesz iść na ten bankiet ? - pyta mnie ostrożnie

– Nie i nie pójdę

– A ja właśnie bym poszła na twoim miejscu – uśmiecha się szeroko i ... złośliwie ?

– Czyżbyś miała mamo jakiś plan ?

– Tak i ty mi pomożesz w jego realizacji, a także Jordy i Mark o ile się zgodzi, ale to nie powinien być problem – nadal się uśmiecha.

To chyba jej długo planowana zemsta.

***

W dniu bankietu Mark przyjechał nas odebrać. Nie był zbyt przekonany do pomysłu mamy, ale stwierdził, że w sumie mała afera jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Więc czemu nie, będzie moją osobą towarzyszącą, z przyjemnością.

Stanął w drzwiach ogromnie przystojny, świeżo ogolony z podciętymi włosami wg ostatniej mody. Wyglądał niesamowicie. Uśmiechnęłam się na jego widok. Chociaż nie zauważył, bo stał w szoku widząc mnie w drzwiach.
Przyznam się szczerze, zaszalałyśmy z mamą.

Wybrałyśmy się do metropolii na zakupy specjalnie na tą okazję. I wyglądałyśmy szałowo. Obie w wąskich sukienkach, ja srebrnej, mama czarnej. Jedyne co różniło sukienki to długość. Mama wyglądała w swojej ogromnie wytwornie i elegancko. Długa do ziemi sukienka z opadającym ramieniem i z delikatnie odsłoniętymi plecami. Podobnie jak moja, z tym, że mojej długość sięgała do pół uda. Postanowiłam zaszaleć i prowokować, więc wybrałam krótszą wersję.

Zbrodnia miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz