-27-

426 9 0
                                    


Nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Czułem się trochę jak intruz. Nie miałem wyjścia, musiałem usiąść z tyłu. Siadłem za nią, bo mogłem w bocznej szybie oglądać jej twarz.

Jordy prowadził. Włączyli jakąś muzyczkę, coś tam szumiało w radiu. Podśpiewywali razem rytmicznie. Zrobiło się tak przyjemnie. Patrzyłem na jej odbicie. Na prosty nos i ślicznie wykrojone usta, które jeszcze rano były dla mnie. Aż poczułem dreszcz na wspomnienie tej przyjemności. Przymknąłem oczy delektując się chwilą. Kiedy je otworzyłem i znowu spojrzałem ona patrzyła w odbiciu na mnie. Cholera, przyłapała mnie. Uśmiechnąłem się przepraszająco. Nie zareagowała, ale odwróciła głowę w kierunku Jordy'ego.

Patrzyła na syna długo i z miłością. Czuć było, że tylko on dla niej się liczy. Poczułem zazdrość. Chciałbym, aby kiedyś tak na mnie spojrzała. Ale jak na swojego mężczyznę. Tego jedynego i na zawsze. Chcę tego ... właśnie to do mnie dotarło. Chcę aby to była ona.

Chłopak mocno koncentrował się na jeździe. Widać, że zależy mu na prawku. Na skrzyżowaniu rozgląda się uważnie w obie strony, przed siebie, i znowu lewo prawo. Szybki rzut okiem i jedzie.

Sofie zauważyła coś na jego twarzy. Wyciąga dłoń w jego stronę, w stronę jego twarzy ... czoła. Grzywka, chodzi o grzywkę. Och te matki, zawsze to robią ... patrzę i nie mogą uwierzyć – Sofie chce przesunąć grzywkę z oczu chłopaka aby mu nie przeszkadzała i aby zobaczyć jego oczy. Chłopak w tym momencie odrzuca głowę na bok z mruknięciem – Zostaw – i Sofie zawisa w tym niespełnionym geście. Lekko zawstydzona i smutna. Widzę ten gest i nie mogę uwierzyć.

Z ust wyrywa mi się szept

– Abi -

***

Jak uderzony przez grom z jasnego nieba, jak porażony prądem, jak biorący udział w stłuczce samochodowej, jak roztrzaskujący się w samolocie, jak skaczący bez spadochronu, jak przejechany przez walec i tratowany przez stado dzikich bawołów – tak właśnie się czuję po odkryciu czegoś tak oczywistego. Kiedy miałem to cały czas przed oczami a nie widziałem. Kiedy wszystko był tak jasne i czytelne a ja nie rozumiałem. Kiedy wszystko wokół mnie mówiło coś tak oczywistego a ja nie i nie ... kiedy Mark mi dawał sygnały a ja nie i nie ... kiedy ona ... kiedy Abi ... kiedy ...

złapałem się za głowę i ścisnąłem mocno. Poczułem jak boli mnie skóra pod palcami. Chciałem krzyczeć. Pomstować na swoją głupotą ... miałem wszystko przed oczami ... jaki ze mnie kretyn.

Wyczułem zmieszane spojrzenia na sobie. Podniosłem głowę. Sofie i Jordy patrzyli na mnie ze zdziwieniem z przednich siedzeń. Rozejrzałem się, staliśmy na parkingu.

– Wszystko dobrze ? - zapytała

– Taaak – ale chyba nie brzmiałem przekonująco.

Wysiadamy z auta. Stojąc przed samochodem poprawiam ubranie na sobie, rozglądam się na boki, rzucam uważne spojrzenie na Sofie. Sofie czy Abi ? Rany, jak mam się teraz czuć z tą zmianą. A może to nie zmiana? A może cały czas czułem, że wiem, że poznaję ...

Stoi obok mnie, wygląda tak dziewczęco. Nie wygląda jak matka ... MOJEGO SYNA ... cholera ... jak mam to rozumieć? Co mam zrobić ? Czy oni wiedzą – kurcze, głupie pytanie, jasne, że wiedzą. Ona wie, a on ? To jest mój syn. Patrzę na chłopaka. Duży, rosły, silny. Faktycznie, podobieństwo jest uderzające. Wygląda jak jak w tym wieku.

A Sofie jak jego koleżanka. Trochę starsza, ale jednak koleżanka. Bo Sofie jest tak różna, że nie mogę się doszukać w nim jej cech. Wziął wszystko po mnie. Jestem dumny z syna, udał mi się – uśmiecham się szeroko, na co Sofie patrzy zdziwiona. Macham do niej ręką uspokajająco, aby odwrócić jej uwagę. Daję znak, abyśmy już ruszyli do sklepu.

Jordy dopada wózka i zawiesza się na przednim pręcie pod nogami jadąc na wózku. Typowy dzieciak, chociaż sam bym tak zrobił. Sofie idzie nieznacznie przed mną, ja za nią jak na sznurku obserwując ją uważnie i dopatrując się podobieństwa do młodej Abi. Włosy ma podobne, chociaż może troszkę ciemniejsze i bardziej kasztanowe. Piegi ma te same, piegi nic się nie zmieniły. Zauważyłem to nawet dzisiaj rano, jak ją obserwowałem. Usta ma te same, ciało ... zmieniło się. Teraz jest kobiece. Krągłe, pełne. Nie mogą się powstrzymać i oblizuję usta. Sofie założyła krótkie spodenki i klapki. Wygląda jak typowa amerykańska dziewczyna. Ślicznie. Przyśpieszam kroku i zrównuję się z nią, Próbuję ją objąć, ale moją niezdarną próbę kwituje zmarszczeniem brwi i prychnięcie. Odsuwa się lekko.

Ok, zwolnijmy, ale to i tak ja ustalam tempo.

Zakupy przebiegają sprawnie. Widać, że mają w tym doświadczenie, żadnych niepotrzebnych gestów, posunięć i wyborów. Sofie dodatkowo wybiera jeszcze rzeczy potrzebne do ryby i wysyła młodego po napoje. Mnie zleca alkohol.

– Co lubisz ?

Spogląda na mnie z uwagą.

-Cokolwiek, chociaż szczerze wolę słodkie rzeczy. Może drinki, nie wiem ... zaskocz mnie – uśmiecha się uroczo.

Kiwam głową ze zrozumieniem i odchodzę w regały.

Wracamy do auta. Młody zachwycony wrzucił jeszcze do samochodu zestaw sztucznych ogni i małe petardy. No tak, na śmierć zapomniałem, że to jutro będzie 4 lipca. Petardy. Postrzelam z młodym zrobię mu frajdę.

Po powrocie do chaty Sofie zabiera się za przyrządzanie ryb. Na szczęście Mark oczyścił już okazy i czekały na przygotowanie. Część na grilla w foli z ziołami, część do smażenia w panierce. Będzie pycha.

Młody z Markiem przygotowuje stół, Sofie zajmuje się jedzeniem w kuchni, ja pilnuję grilla. Rodzinna atmosfera. Mógłbym tak żyć. Odpowiada mi to. Jest mi dobrze, z wiedzą, że to są oni. Uśmiecham się do swoich myśli słysząc jak Jordy śmieje się z Markiem a Sofie im wtóruje.

Ale nagle mój uśmiech gaśnie. Przypominam sobie rozmowę z ojcem, jaką odbyłem jakiś czas temu, praktycznie zaraz po powrocie. To był horror. Dobrze czułem, że nie powinienem się pokazywać w domu. Wiedziałem, że to źle się skończy, ale nie przypuszczałem, że aż tak źle.


Zbrodnia miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz