-38-

313 5 0
                                    


Kiedy na schodach zapanował lekki chaos, Mark zarządził wejście na przyjęcie. Zlecił Jordy'emu opiekę nad babcią, lekko nadając mi kierunek wejścia do posiadłości. Ruszyliśmy w stronę szczytu schodów. Po wstąpieniu do holu udaliśmy się w kierunku świateł porozpalanych w sali jadalnej.

Na schodach nadal panował rwetes. Słychać było syczący i kapiący jadem głos seniora Moore oraz piszczący głosik rozhisteryzowanej blondyny. JK jednak był podobny do matki. Oboje milczeli.

Pozostała część przyjęcia odbyła się we względnym spokoju. Co prawda, cała rodzina Moore była wybitnie rozdrażniona i rzadko kiedy miała okazję do miłych odruchów wobec swoich gości, ale zgromadzeni mieszkańcy postanowili nie przejmować się nastrojami w posiadłości, tylko jeść i pić za darmo.

Impreza w ogrodzie była równie przyjemna. Petardy, figura z lodu, bar zastawiony wszelakimi trunkami i czterech barmanów na każde życzenie mieszkańców. Tylko narzeczonych nigdzie nie było widać.

Czasami z daleka widziałam mamę JK jak przystawała i przyglądała się Jordy'emu z nikłym uśmiechem. Popatrywała także na mnie, ale wydawało się, że nie kojarzy mnie zupełnie.

W rozmowy zaproszonych gości wdarł się w pewnym momencie wrzask dobiegający z gabinetu Pana domu

– Jak to kurwa możliwe !? Jak to się stało !? Wyjaśnisz mi !! -

– Chyba nie muszę ci wyjaśniać skąd się biorąc dzieci?

– Nnie bądź bezczelny gówniarzu. Zajebię cię ! Pożałujesz !! Jak długo chciałeś to jeszcze ukrywać

– To mój syn, nie rzecz. Ma na imię Jordy. Nie ukrywałem go. Sam dowiedziałem się niedawno

– Może nie twój ? Sprawdziłeś ?

– Chyba żartujesz ? Ślepy jesteś ? Jakim cudem mógłby nie być mój ??

– Kurwa !! jak mogłeś mi to zrobić !! jak mogłeś ??

– Jak mogłem zrobić co ? Zakochać się w dziewczynie i przespać się z nią ? Co to ma wspólnego z tobą ?

Nastała cisza. I w ogrodzie i w gabinecie.

Wszyscy patrzyli na mnie, czujnie, bacznie, rozpoznając mnie. Jordy też był mocno lustrowany. Najwięcej frajdy miała z tego moja matka. Stała między nami z kieliszkiem szampana i śmiała się w głos. Matka miała swoją zemstę.

Spojrzałam na Jordy'ego. Wzruszył ramionami, dając mi znak, że jest mu to zupełnie obojętne. Ale minę miał smutną. Dlaczego się smucił ?

Ciszę w gabinecie przerwało trzaśnięcie drzwi balkonowych, które zostały mocno i gwałtownie otwarte.

W drzwiach stanął ojciec JK który zmierzył wzrokiem cały ogród gości. Wszyscy zamarli obserwując jego karykaturalną postać kiedy rozglądał się po ogrodzie, szukając kogoś. Znalazł. Ściągnęło mnie jego wściekłe spojrzenie. Patrzył na mnie wrogo i ze złością. Machnął ręką w moim kierunku, ale postanowiłam nie reagować. Kiedy ponownie zamachał również nie zareagowałam, wręcz odwróciłam się do niego plecami wdając się rozmowę z Markiem. Długo nie minęło jak poczułam na moich plecach wściekłe oddechy ochrony Moore.

– Panno O'Maley prosimy z nami.

Spojrzałam ostrożnie na Marka. Kiwnął głową potakująco. Sprawiał wrażenie spokojnego, więc postanowiłam sprawdzić jak się sprawy mają. Ruszyłam za ochroniarzami.

Weszłam do gabinetu rozglądając się uważnie. Na środku stała kanapa i dwa fotele. Na jednym z nich siedział już JK, ja skierowałam się do drugiego. Przyglądał mi się uważnie, kiedy przechodziłam obok niego, próbował delikatnie dotknąć mojej dłoni, ale szybko ją usunęłam.

Senior siedział na kanapie również obserwując mój przemarsz między nimi.

Widząc nasze reakcje uśmiechał się nieprzyjemnie.

Gdy zasiadłam w fotelu podano drinki. Wyglądało jak przygotowania do rozmów biznesowych. Muszę być czujna i ostrożna.

– Kiedy już zebraliśmy się tutaj, pora porozmawiać - stary cmoknął przez zaciśnięte zęby.

Niestety sytuacja mocno się skomplikowała. Szczerze nie spodziewałem się takiego zakończenia wieczoru. Abigail twoja matka umie szokować.

– O tak, kobiety w naszej rodzinie szokują mężczyzn takich jak wy – odparłam z powagą na twarzy. Moje oczy nie wyrażały nic, no może odrobinę złości.

– Tak tak ... Abigail, Abigail – stary dalej cmokał. Nagle zrobiło mi się całkiem nieprzyjemnie. Patrzył jakby mnie rozbierał wzrokiem. Fuj, wstrętny, obleśny staruch

Ładnie wyrosłaś, kto by się spodziewał po tej wyobcowanej dziewczynie takich efektów – znowu poczułam jego spojrzenie na moim ciele. Szczerze pożałowałam, że moja sukienka jest tak krótka.

– Przestań robić to co robisz – głos JK mroził. Lekko pochylił się w fotelu w kierunku ojca, i przeszywał go wzrokiem.

Stary wyglądał, jakby zupełnie nic sobie nie robił z groźby zawartej we wzroku młodego. Oparł się wygodnie o oparcie kanapy i sięgnął po cygaro, nie spuszczając oczu z moich nóg.

– Taka szkoda Abigail. Taka szkoda ...

Zaczęło mnie to mocno denerwować. Poczułam drżenie rąk, więc splotłam je ze sobą, aby nie było widać jak jestem zdenerwowana. JK wyciągnął do mnie dłoń, aby mnie wesprzeć. W tym momencie skorzystałam. Spletliśmy swoje dłonie na oczach starego, który widząc to przestał być taki zrelaksowany.

– Dobra, więc skoro tak, przystępujemy do interesów.

Abigail – czego chcesz ? -

Spojrzał na mnie uważnie. Moja twarz nie wyrażała nic, więc drążył dalej

– Rozumiem, że twój nieoczekiwany powrót razem z tą niespodzianką w postaci twojego syna ma jakiś większy cel. Więc pytam czego chcesz ? Albo ile chcesz ? Wiesz, że wszystko ma swoją cenę. Podaj ją tylko.

Patrzyłam, na niego przymrużonymi oczami. Byłam wściekła i złość rosła we mnie z każdą chwilą bardziej i bardziej.

– Może to Pana zdziwi, ale nie jestem taka jak moja matka. Nie szukam zemsty, nie życzę ludziom źle. Nawet ludziom, którzy mi wyrządzili krzywdę – przełknęłam ślinę i uścisnęłam bezwiednie dłoń JK. Spojrzał nie mnie, jakby na coś czekając.-

Więc nie. Nie mam ukrytych zamiarów, jak również niczego od Pana nie chcę. Niczego nie potrzebuję. Do tej pory żyłam bez Pana pomocy i dalej tak będzie. Więc nie – niczego nie chcę. A najmniej Pańskich brudnych pieniędzy.

– To akurat jest nieprawda. Gdyby tak było nie przyszłabyś tu dzisiaj. Gdyby tak było nie dowiedziałbym się o tym wszystkim. Taki miałaś plan. Aby narobić zamieszania i ugrać coś dla siebie.

– Dla Pana informacji, to był pomysł mojej matki, nie mój. I szczerze rozumiem czemu chciała to zrobić. Nikt z was do dnia dzisiejszego nie przeprosił jej za to, co jej zrobiliście. Nikt nie wyjaśnił, dlaczego musiała stracić córkę na tak długi czas, nikt nie wytłumaczył, co wami dziady powodowało, że tak paskudnie pogrywaliście sobie z życiem innych ludzi. Więc rozumiem, co nią powodowało, że zrobiła to co zrobiła. Chciała zobaczyć lęk w Pańskiej twarzy. Strach i obawę – to było widać.

– Za co niby przepraszać ? Co wyjaśniać ? O czym ty mówisz dziewczyno ? - senior zrobił ogromne oczy, zaskoczony tym co mówiłam.

– Za to co działo się w celach pod posterunkiem. Co zrobiliście tym wszystkim dziewczynom. W rezultacie co zrobiliście tej biedaczce która zmarła, za co zapłacił również Pański syn – spojrzałam szybko na JK -

I pewnie tak mogłabym skończyć i ja, gdyby nie Mark, w którym obudziły się ludzkie uczucia. Bo podejrzewam, że w Was nadal ich nie ma.

To jest jedyne czego chcę. Aby prawda ujrzała światło dzienne. Aby wszyscy dowiedzieli się prawdy o tym procederze. Aby żaden z was nie pozostał bezkarny. Chcę zobaczyć wasz upadek.

JK spojrzał na mnie mocno i zdecydowanie. Chciał coś powiedzieć, ale jednak milczał nadal. Wyglądał jakby coś mu leżało na sercu. Coś analizował, nad czymś się zastanawiał.

Zbrodnia miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz