sen | 3

196 18 5
                                    

POV: Richard
  Usłyszałem podświadomie w stanie półprzytomności jak ktoś usiłuje dostać się do autokaru. Nie wiem ile czasu minęło, ale na dworze ściemniało się powoli, a Paul leżał w pozycji identycznej do tej w której leżał, gdy zasypiałem. Nie wiedząc czemu tak zareagowałem, może w tamtym momencie wydało mi się to odpowiednia rzeczą do zrobienia, ale resztki zdrowego rozsądku kazały mi kopnąć lekko Paula. Ten najwidoczniej obudzony przez to prędko przeskoczył na sąsiednie łóżko, w ostatnim momencie udając przed chłopakami, że śpi, wiec i ja zdecydowałem się pójść w jego kroki.
POV: Till
Wchodząc do autobusu Paul z Richardem, których swoją drogą nalegałem aby zabrać z nami, lecz Schneider wszystkimi możliwymi siłami sprawił, aby mogli oni zostać razem w autobusie, obydwoje zdawali się spać jak zabici. Dziwne było tylko to, że Richard był w łożku Paula, a Paul w łóżku Richarda.
Odwróciłem się w stronę Flake i ironicznie, na wpół żartem, wytykając śpiące królewny palcem z uśmiechem na ustach spytałem:
- Ty co tu się do cholery wydarzyło?
Ten nie odpowiedział, popatrzył się tylko w kierunku, w którym wskazywał mój palec i uśmiechnął się do siebie. Paul z Richardem byli zawsze jak dzieci w rodzinie, mieli najgłupsze pomysły, zawsze trzeba było ich pilnować i ponadto świetnie się ze sobą dogadywali.
POV: Paul
Ouuu... było blisko. Nie wiem jakim cudem Reesh zareagował, zdawało mi się, że śpi jak kamień. Ja oczywiście nie zmrużając nawet oka nie chciałem marnować ani sekundy tej cudownej chwili, w której obiekt mojej adoracji leżał prosto w moich ramionach, spiąć jak małe dziecko. Nie wiem ile czasu minęło, ale dla mnie było to jak pięć minut, moje serce biło szybciej niż powinno, od środka rozrywalo mnie te ciepłe uczucie, które tylko nasilało
się, gdy go głaskałem, oczywiście delikatnie tak, aby pod żadnym pozorem się nie obudził.
Gdy usłyszałem komentarz Tilla, po jego barwie głosu dokładnie poznając jaki wyraz twarzy zrobił w tamtym momencie, oraz delikatne zaśmianie się Flake, sam ledwo co wytrzymywałem, by nie wybuchnąć śmiechem. Może i udało mi się w porę zareagować, lecz co faktem, leżałem na łóżku Richarda centralnie plecami do niego, podczas kiedy on w identycznej pozycji leżał na moim. Musiało wyglądać to ciekawie.
Gdy chłopcy dali sobie spokój, chyba udając, że wierzą, że faktycznie śpimy, wtuliłem się w drugą poduszkę Richarda, która pachniała dokładnie jak on i tym razem faktycznie zasnąłem.

Był lipcowy dzień, późny wieczór, więc powoli robiło się coraz zimniej. Przechadzałem się samemu, lecz z nim po parku, długimi, sprawiającymi wrażenie nierealnych alejami. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, w parku w zasięgu wzroku byliśmy zupełnie sami. Drzewa były u szczytu swojej zieloności, lecz dało się wyczuć, ze powoli przekwitały. Park był dość gesty, zapuszczony, wiec nie było w nim wielu funkcjonujących latarni, robiło się coraz ciemniej. Jedyne co było słychać prócz delikatnego stąpania dwóch osób po żwirze, to rozmaite insekty i jakiekolwiek inne niewielkie organizmy zamieszkiwały o tej porze roku te bajeczne miejsce. Zwolniłem i złapałem go za rękę.
- Dzięki tobie mogę poczuć się, jakbym miał znów 14 lat i doświadczał swojej pierwszej w życiu miłości- powiedziałem na wpół poważnie, na wpół żartem, lekko śmiejąc się pod nosem nie odwracając wzroku od porywającej swym wyglądem urody tego miejsca. Richard nie mówiąc nic zatrzymał się wraz ze mną w jego ręce pośrodku wąskiej parkowej ścieżki, w której jakiekolwiek pozostałości dziennego światła słońca zasłaniały łączące się u góry korony drzew po obydwu stronach alejki. Bałem się spojrzeć w jego stronę. Nie puszczając mojej ręki położył swoją drugą na mojej talii przytulając mnie mocno. Wyrwałem delikatnie swą druga rękę z jego objęć, aby używając obydwóch ramion móc wtulić się jak najmocniej w niego. Po chwili spędzonej w ten sposób oddalił się lekko, tylko na tyle, by moc spojrzeć mi głęboko w oczy. Tym razem nie uciekałem wzrokiem, ten moment pochłaniał mnie tak mocno, że nie miałem jak myśleć o tym, co wypada, a co nie, czy czego się wstydzę. Jego oczy były wręcz smutne, przepiękny głęboki błękit i lekko opadające powieki były hipnotyzujące. Miał bardzo poważna minę, jego twarz nie niosła ze sobą na pierwsze wrażenie żadnych emocji. Gdyby wpatrzeć się w jego magicznie odbierającą mi siły twarz dłużej, można było jednak dostrzec nutę zaangażowania, pasji i nieustępującego smutku połączonego z samotnością. Przynajmniej tyle dało się wyczytać z jego intensywnego, pełnego uczuć, wrecz nierealnego spojrzenia. Zamknąłem oczy tylko na chwile, by moc jeszcze mocniej oddać się chwili, a następna rzecz którą poczułem ułamki sekundy później to jego miękkie usta wprost na moich. Wtulilem się jeszcze mocniej w czarnowłosego i przechylilem głowę, aby moc oddac pocałunek.
Kiedy już miałem to zrobić otworzyłem oczy, po to aby przed sobą ujrzeć ścianę naszego busu koncertowego i poduszki Richarda. Przetarłem odruchowo usta, tak jak gdybym chciał się czegoś pozbyć.
- Co do cholery- powiedziałem barzo cichym głosem do siebie odzyskując powoli przytomność.
  Kiedy już w pełni odzyskałem świadomość i zrozumiałem, że to co właśnie się wydarzyło nie było niczym więcej niż wytworem mojej podświadomości w postaci snu byłem sam sobą zażenowany. Rozumiem, że jesteś pełen podziwu i lekko zauroczony Richardem ale kurwa Paul, na prawdę?- Powiedziałem sam do siebie w myślach prowadząc dyskusje ze swoją podświadomością. Jesteś dojrzałym mężczyzną, a nie gówniarzem w podstawówce, który zakochał się w koleżance z klasy. Wiem dobrze, że to co zrobiłem było idiotyczne, ale jak gdyby nie patrzeć to nie tak, że miałem kontrole nad tym. Podobno sny są wyrazami naszej podświadomości, ekranizacją myśli, na które poświęcamy, czy to świadomie, czy nie, długie godziny każdego dnia.
- Żałosne, Paul- powiedziałem znów sam do siebie, na wpół prześmiewczym tonem, tym razem na głos i powolnymi ruchami począłem wytaczać się z łóżka Richarda. Nie patrząc przed siebie w obawie złapania kontaktu wzrokowego z kimkolwiek innym, kto mógłby być w busie, powolnym lecz ostrożnym krokiem zmierzałem ku łazience. Czułem niewyobrażalny wstyd, mimo, że nie zrobiłem nic nie na miejscu. Tak żałośnie zakochać się w kimś, kto był twoim przyjacielem, a zarazem współpracownikiem od długich lat, wręcz niewyobrażalne. Wchodząc do łazienki i kierując się ku toalecie przypomniała mi się rozmowa, którą zainicjował Till pewien czas temu. Mówił on o tym, jakie szczęście mamy, że Rammstein składa się z samych mężczyzn, dzięki czemu nie utworzą się związki, które swoim rozpadem łatwo mogłyby doprowadzić do upadku zespołu. Podał nawet jako przykład dwa zespoły które znał w latach młodości, których to przyczyną końca kariery były nieudane miłości. Załamałem się swoim zachowaniem jeszcze bardziej - fenomenalnie, brakuje jeszcze żebym w stylu głupiego, zbuntowanego trzynastolatka zepsuł coś w zespole. Rammstein to całe moje życie, gdyby nie on nie byłbym wart nic, przynajmniej takim myśleniem kieruję się mimowolnie od lat.

paulchard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz