Przerażeni zawarliśmy w bezruchu, a jakiekolwiek logiczne myślenie, o ile można powiedzieć, że wcześniej występowało, w tamtym momencie odeszło od nas całkowicie. Słyszeliśmy jak cztery pary butów, bynajmniej tak nam się zdawało, wchodzą do domu nie mówiąc nic do siebie, ale przecież nie musieli, dobrze wiedzieliśmy kim są przybysze. Nie byliśmy w stanie zebrać się na jakikolwiek ruch, wiec po prostu zamrożeni trwaliśmy w pozycji, w jakiej byliśmy jak nasz spokój został zakłócony. Patrzyliśmy się sobie prosto w oczy, obydwoje z przerażonym wyrazem twarzy, byliśmy zwyczajnie zszokowani. Może pomyślą, że jest późno i zdążyliśmy zasnąć?- Myśl przemknęła mi przez głowę. Potem przypomniałem sobie o swojej koszulce, która skończyła na schodach, w końcu z łóżka nie było tam za daleko. Powolnym ruchem starając się wydać jak najmniej odgłosów delikatnie zsunąłem się z blondyna, co on wcześniej zasugerował gestem dłoni. Kucnąłem przy łóżku i będąc skupiony na zapinaniu swojego paska, jak i zarówno przemyśleniach jak wybrnąć z tej sytuacji nawet nie zorientowałem się, że na dole zrobiło się podejrzanie cicho. Popatrzyłem się z powrotem na łóżko, Paul chyba przybrał taktykę udawania, że go tam nie ma, bądź śpi, bo bezczynnie leżał na boku plecami do mnie, przykryty kołdrą i zasypany poduszkami, nie szukał w pośpiechu, niczym ja swoich ubrań. Był on zawsze spokojny, może ta sytuacja nie była najlepszym przykładem, ale mimo to sprawiał wiecznie wrażenie, w pozytywny sposób ignoranckiego. Brał na siebie to, co miał mu do zaoferowania los, nie walczył z tym. O ile może nie była to najbardziej przedsiębiorcza i rozwijająca postawa, to czasami patrząc na wewnętrzny ład, który zdawał się w nim panować, spokój którym promieniował na wszystkich dookoła, pojawiała się we mnie iskierka zazdrości. We mnie, który przejmując się każdą najmniejszą niedoskonałością, zawsze paranoicznie rozważając każdy możliwy scenariusz wydarzeń nie był w stanie w pełni zaznać spokoju.
Westchnąłem głęboko, lecz cicho, dalej będąc zestresowanym sytuacją, która nastąpiła przed momentem. Rozejrzałem się po podłodze dookoła siebie, nigdzie nie będąc w stanie zlokalizować górnej części swojej garderoby, na dworze znów rozbrzmiał donośny huk grzmotu. Akurat wtedy patrzyłem w stronę Paula, zauważając jak mimowolnie wzdrygnął na skutek gwałtownego dźwięku, nie spał. Najchętniej poszedłbym go przytulić, ale głośna drewniana podłoga sprawiała, że każdy gwałtowny ruch wzmagał możliwość niepożądanego zwrócenia na siebie uwagi. Powoli, dalej starając się nie wydać żadnego głośnego dźwięku począłem podnosić się z przyklęku i spojrzałem w stronę schodów, po przypomnieniu sobie obrazu mojej zrzucanej koszulki lecącej w tamtą stronę.
Zamurowało mnie. Trójka mężczyzn stała tuż pod schodami i mimo, że nie należały one do najkrótszych, wciąż czułem jakby naruszali skrajnie moją przestrzeń osobistą stojąc metry dalej. Rzecz wiadoma, że nie byli to przypadkowi mężczyźni, był to nie kto inny jak Till, Chris oraz Flake. Stali ze zmieszanymi minami wpatrzeni we mnie jak w obrazek. Musiałem wyglądać żałośnie, strasznie, lub komicznie, a najlepiej wszystko na raz. Moje włosy były rozczapierzone, pasek nieudolnie przed momentem zapięty w ciemności i zmieszaniu. Przede wszystkim byłem bez koszulki. Mój wygląd nie pozostawiał żadnej istocie myślącej wiele do dopowiedzenia na temat tego, co robiłem przed momentem. Upokarzające.
Wpatrując się we mnie chyba nie zamierzali niczego powiedzieć, a wbrew przeciwnie, oczekiwali wyjaśnień. Momentalnie zezłościłem się, częściowo na nich, że wrócili, a częściowo na siebie, że znów znalazłem się w takiej sytuacji. Oczywiście wtedy nie analizowałem przyczyn swojej złości, tylko agresywnym krokiem ruszyłem w stronę swojej koszulki leżącej w połowie schodów, na która musieli patrzeć się towarzysze zanim pojawiłem się ja. Gdy schyliłem się po nią, starając się nie łapać kontaktu wzrokowego z nimi usłyszałem głos Tilla:
- Co jest do cholery?- Brzmiał na zdenerwowanego, ale także zaskoczonego, z resztą nie można się mu dziwić. Nie odpowiedziałem nic. Popatrzyłem się na niego tylko ze zgorzkniałą miną i zacząłem wchodzić po schodach z powrotem na górę jednocześnie zakładając koszulkę, czułem, że gdybym zszedł na dół w dalszym ciągu byłbym atakowany. Gdy byłem już prawie na górze ten nie poddając się pytał dalej:
- Co zrobiłeś?- W dalszym ciągu nie powiedziałem nic, tylko załamałem się wiedząc, że nie da za wygraną.- Najpierw zostajesz w domu, wykłócasz się, a teraz się puszczasz?- Powiedział z delikatnym zawahaniem, ale zarazem złością. Zamurowało mnie.
- Że co robi?- Odezwał się zza moich pleców głos Paula i wtedy już wiedziałem, że kłótnia jest nieunikniona.
- Paul?- Z jakiegoś powodu Till zdawał się być zdziwionym, że był on tam.- Nie no chyba sobie ze mnie żartujecie, co wam w ogóle przyszło do głowy?
- Co ci do tego?- Niepewnym, lecz zdenerwowanym głosem powiedział Paul.
- Co mi do tego?!- Wykrzyczał.- Nie no kurwa to muszą być jakieś żarty.- Odwrócił się w stronę towarzystwa, chyba poszukując wsparcia, lecz jedyne co oni zdążyli zrobić to odsunąć się na bezpieczną odległość. Wzruszył ramionami.
- Tak, dokładnie to co powiedziałem, co ci do tego?- Powiedział już pewniej coraz bardziej zły Paul wstając do niego, co spowodowało, że Till się obrócił w naszą stronę.
- Paul uspokój się, proszę cię.- Powiedziałem jakkolwiek próbując zatrzymać kłótnie, ale jednocześnie odsuwając się do tyłu i przepuszczając Paula, aby mógł podejść do Tilla. Nakręcił się on przeraźliwie, będąc jeszcze dość mocno pijany, czego o dziwo nie było po nim widać, nie umiał wyznaczyć granic. Widząc pewność siebie z jaką Paul do niego podchodził, Till począł się śmiać, co jeszcze bardziej zdenerwowało Paula.
- Czemu nigdy nie możesz mnie wziąć na poważnie?
- Ja? Przecież jestem bardzo poważny- powiedział podśmiewając się pod nosem ignoranckim tonem.
- Na prawdę nie rozumiem. Jestem dorosłym człowiekiem co ci do tego co robię, kogo kocham, jakie mam poczucie humoru, co ci do czegokolwiek na mój temat? Wystarczy, że obchodzi cię jak gram na gitarze, mimo, że i tak jak zawsze muszę kurwa wszystkim ustępować, w szczególności tobie- wykrzyczał. Będąc bardzo emocjonalnym w tym momencie załamywał mu się głos, a język plątał.
- Paul, czy ty jesteś pijany?- Powiedział Till, mocno poważniejąc po takiej przemowie Paula, lecz jednak wciąż z lekką domieszką prześmiewczego tonu.
- Powtórzę się jeszcze raz- podszedł do niego i agresywnie złapał go za koszulkę patrząc się mu w twarz- co ci kurwa do tego?!- Wykrzyczał.
Widać było, że Paul nie chciał bójki, tylko w zbyt emocjonalny i bardzo ekspresywny sposób podszedł do sytuacji. Taki był już jego styl bycia, albo był zupełnie cicho nie umiejąc nigdy upomnieć się o swoje, ani wyrazić swojej opinii, albo kiedy wszystko się w nim przelewało wybuchał niczym wulkan i dochodziło do sytuacji pokroju tej. Till myśląc, że ten się na niego rzuca odepchnął go z całej siły, sam prawie spadając przy tym ze schodów na których stał. Paul poleciał, stało się tak, że poleciał prosto na mnie. Widząc siłę, z jaką to zrobił samemu zdenerwowałem się niewyobrażalnie. Till był ponadprzeciętnie silnym człowiekiem, był wysoki i dobrze zbudowany, drobny i niski Paul w porównaniu z nim nie miał zdanych szans. Traktowanie go z całej siły, nawet jeżeli chciał go odepchnąć, skutkujące w blondynie przewracającym
się na mnie było oczywistą przesadą. Paul siedząc na podłodze popatrzył się pytającym, ale smutnym wzrokiem z dołu w moją stronę, potem na swoją rękę, która chyba bolała go od upadku, bo się za nią trzymał. Moment później tym samym, lecz bardziej zdenerwowanym spojrzeniem zerknął na Tilla. Widok go w takim stanie na podłodze, sprawił, że zagotowała się we mnie krew i nie wytrzymałem w utrzymaniu względnie spokojnej postawy.
- Zwariowałeś?!- Podszedłem do niego omijając zbierającego się Paula.
- Skacze do mnie- wskazał na niego głową- to czego się spodziewa? Miałem pozwolić mu mnie uderzyć?
- Idioto, dobrze wiesz, że nic by ci nie zrobił- stuknąłem się w czoło na znak tego jak bardzo nie na miejscu była reakcja Tilla.
- Dobrze widziałem, najebał się to teraz jest agresywny- powiedział mocno ignoranckim tonem, z pogardą. Podszedłem do niego i jedną ręką popchnąłem, aby sprawić żeby ten poszedł na dół.
- Już, kurwa, zostaw nas w spokoju!- Skierowałem rozwścieczonego Tilla z zażenowanym wyrazem twarzy w dół schodów.
- Żebyś wiedział, zostawię!- Machnął ręką wykonując dziwny gest, tak na prawdę nie wiadomo co chciał pokazać. Zszedłszy, a wręcz zbiegłszy, po schodach szarpnął za klamkę jeszcze nie zakluczonych drzwi wejściowych, wyszedł i trzasnął nimi za sobą nawet nie oglądając się w tył.
CZYTASZ
paulchard
FanfictionDwóch gitarzystów popularnego zespołu zakochuje się w sobie, lecz wszystko zdaje się być przeciwko ich wspólnemu szczęściu. Czy uda im się pokonać rozmaite przeszkody i żyć razem? !!! Książka nie powinna być wykorzystywana jako źródło informacji na...