wybawienie | 6

159 17 1
                                    

POV: Paul
Martwiłem się, jak w takich warunkach dam radę komfortowo mieszkać we własnym domu. Przede wszystkim był to czas, którego wyczekiwałem i na którego temat miałem pewne wyobrażenia, cała idea Richarda mieszkającego u mnie w sposób w jaki sobie to wyobraziłem legła jednak w gruzach i to przez moją własną głupotę. O dziwo dość szybko zrobiło się pomiędzy nami względnie normalnie. Myślę, że miał on podobne zdanie o tym, co zaszło i zwyczajnie nie chciał psuć czasu, który miał potencjał na bycie przyjemnym. Po niedługiej chwili wróciłem do domu ciągnąc walizkę w jednej ręce i z dość dużych rozmiarów torbą zawieszoną na ramieniu.
- Muszę przyznać, że dość solidny bagaż jak na dwa tygodnie- zaśmiałem się niezręcznie.
- Pomóc ci?- Krzyknął Richard z góry.
- Jakbyś mógł.
Zszedł na dół i wziął ode mnie walizkę, po czym wniósł ją po schodach ze zdecydowanie większą łatwością niż ja byłbym to w stanie kiedykolwiek zrobić. Nowa sypialnia w której miał spać była dużo bliżej mojej niż gościnna, którą dzieliło całe piętro i salon. Kiedy weszliśmy do pokoju usiadł na łóżku zamiast zacząć się rozpakowywać.
- Paul...- powiedział zamyślony nie patrząc się na mnie.
- Tak?- Bylem zaniepokojony zachowaniem Reesha.
- Co to tego co powiedziałeś wcześniej- nic nie mówiłem, popatrzyłem się na niego tylko lekko wystraszony, że mogę zostać skonfrontowany.- Na prawdę tak myślisz?- Kontynuował.
- Nie wiem dokładnie o czym mówisz, ale nic co ci powiedziałem nie było kłamstwem- właśnie sam skłamałem, dokładnie wiedziałem o czym mówi.
- No z tym wiesz...- popatrzył się na mnie, po jego głosie dało się łatwo poznać, że nie mówi się mu o tym prosto.
- Nie, nie wiem Richard- powiedziałem oschłym tonem. Oczywiście, że wiedziałem, chciałem to usłyszeć z jego ust.
- Nie mogłeś być szczery- popatrzyłem się na niego lekko zdenerwowanym wzrokiem, w końcu zarzucał mi kłamstwo.- Mnie nie da się kochać.
Nic nie odpowiadając zaśmiałem się tylko cicho, lecz tak na prawdę, mimo to, że brzmiało to jak coś, co powiedziałby zbuntowany nastolatek, zraniło to lekko moje uczucia. Po chwili jednak uświadamiając sobie jak niedojrzała i żałosna była moja reakcja, zmusiłem się do odpowiedzenia czegoś mądrzejszego.
- Tak jak ci już powiedziałem Reesh, nie okłamałbym cię w żadnej kwestii, a na pewno nie z czymś takim.- Powiedziałem lekko ignoranckim, zmuszonym tonem. - Jak dla mnie powinnismy skończyć ten temat- postanowiłem stanowczo.
- Nie planowałem go ciągnąć, właściwie chciałem ci powiedzieć, że Till dzwonił przed chwilą.- Zmiana tematu momentalnie znacznie rozluźniła atmosferę w sypialni.
- Tak? Co chciał?
- Generalnie to zaprasza nas znowu do Grindelwald.
Odetchnąłem ciężko na myśl o ponownym wyjedzie z domu, chciałem zaznać chociaż kilku dni spokoju.
- Szczerze nie jestem zaskoczony, ale...
- Po jego głosie dało się poznać, że nie bardzo mamy wybór- powiedział przerywając mi w połowie zdania.
- Ehh- westchnąłem z jeszcze większym rozczarowaniem. - Dobra to kiedy?
- Dzisiaj.
- Dzisiaj?! Chyba oszalał.
- Właściwie to nie mamy długo jeżeli chcemy lecieć z chłopakami, jak się nie pospieszymy pozostanie nam tylko Flake.

   Grindelwald to malownicza miejscowość w Szwajcarskich Alpach. Till kupił tam pewien czas temu posiadłość, ale teraz stało się już to tradycją, że od czasu do czasu wszyscy się tam spotykamy na urlop. W zespole panuje demokracja, więc to, że akurat ja jeden nie mam obecnie ochoty wyjeżdżać nic nie zmienia, jeżeli zjawia się pięciu to i szósty musi. Jest to jedna z wielu niewypowiedzianych, lecz jednak obowiązujących w zespole zasad. To tylko dzięki nim udaje nam się nieprzerwanie od tylu lat pozostać bez znacznych sprzeczek, więc chcąc nie chcąc, musiałem się do nich stosować, z resztą jak nie ciężko się domyśleć, po takim czasie zupełnie tego nie podważałem i robiłem to automatycznie. Posiadłość nie znajduje się w samym Grindelwald. Z uwagi na to, że jest to dość popularny kierunek turystyczny, jestem przekonany, że nawet tam nie zaznalibyśmy pełnego spokoju. Willa stała na odludziu, można powiedzieć, że otoczona była niewielką polaną, a wokół rósł dość gęsty las. Do samego Grindelwald nie było aż tak daleko, dało się ten dystans przejść na nogach, mimo, że nie była to najkrótsza wyprawa. Dom stanowił także świetną bazę wypadową na wędrówki górskie, których miłośnikiem był nie tylko sam Till, ale i większość zespołu. Zazwyczaj wybieramy się tam prywatnym samolotem, nie ma potrzeby marnować czasu na dłuższą przejażdżkę samochodem. Flake jedyny nie lubi latać, więc kiedy nie jest to konieczne stara się tego nie robić.
Zostawiłem więc Richarda, który jakby nie patrzeć był już spakowany i poszedłem sam zająć się własnym bagażem. Dopiero, kiedy myśl o tym, jak bardzo nie mam ochoty teraz wyjeżdżać udało mi się odrzucić na drugi plan, zorientowałem się jakim wybawieniem była dla mnie na prawdę ta niespodziewana wycieczka. To, że na chwilę zapomniałem o tym, co miało miejsce przed momentem, nie wymazywało tych wydarzeń z kart mojej historii. Jak gdyby nie patrzeć, to dzięki temu do pewnego stopnia nie muszę martwić się o to, jak niekomfortowo będzie teraz z Richardem, bo w towarzystwie na pewno się to unormuje. Jedna kwestia pozostawała jeszcze do załatwienia- myślałem wkładając ubrania do torby. Muszę porozmawiać z Reeshem, chyba lepiej żeby inni nie wiedzieli co wydarzyło się pomiędzy nami. Była to sytuacja nadzwyczaj ciężka, ponieważ niektórzy z nas, mimo, że pozornie tolerancyjni nie czuli się komfortowo w bezpośrednim towarzystwie pary jednopłciowej. Wiedziałem to z doświadczenia, nie raz kiedy przyprowadziłem Carlosa- mojego byłego chłopaka, kończyło się to nieprzyjemnymi sytuacjami. Nigdy nie był atakowany otwarcie, ale dało się wyczuć niechęć do jego osoby jaka wisiała momentami w powietrzu. Myśle, że sprawa byłaby bardziej napięta, z racji, że obydwoje jesteśmy członkami zespołu. Nie żebym podejrzewał Richarda o to, że kiedy tylko zobaczy chłopaków zacznie im opowiadać wydarzenia z dzisiejszego dnia, ale i tak chciałem z nim porozmawiać, aby wiedzieć na czym stoimy. Richard był dość skrytą osobą, im większe towarzystwo, tym większa maska, za którą skrywał swoją prawdziwą, wrażliwą i delikatną osobowość.
Po niedługiej chwili pakowaliśmy już walizki z powrotem do samochodu, tym razem tak jak wcześniej sobie zażyczył pozwoliłem mu usiąść za kierownicą. Nie bałem się, Reesh był lepszym kierowcą od nas wszystkich razem wziętych, zawsze wsiadając z nim do auta czułem się bezpiecznie. Ruszyliśmy, musiałem go delikatnie poinstruować jak wyjechać z mojego odludzia, ale nie minęło długo, zanim znaleźliśmy się na autostradzie, jadąc z niemałą prędkością.
- Reesh, mam jeszcze jedną sprawę- powiedziałem nieśmiałym głosem, ale wiedziałem dobrze, że muszę to jak najszybciej załatwić.
- Tak?- Spojrzał się na chwilę na mnie, ale szybko odwrócił wzrok z powrotem na drogę. Dzięki temu, że nie mogliśmy załapać bezpośredniego kontaktu wzrokowego, czułem się bezpieczniej mówiąc o nie do końca komfortowych tematach.
- Wiesz, że nie powinniśmy mówić chłopakom?
- Na spokojnie- powiedział łagodnym głosem.- Lepiej mów to sam do siebie, to nie ja tutaj bywam gadułą- uśmiechnął się delikatnie. Miał rację od czasu do czasu (często) zdarzało mi się powiedzieć więcej, niż powinienem. Nie minęło długo, zanim znaleźliśmy się w umówionym miejscu, o dziwo, prawie na czas.

paulchard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz