POV: Paul
Nie przemyśleliśmy jednego- przyjechaliśmy z Richardem obydwoje moim samochodem, co musiało wyglądać dość dziwnie i nienaturalnie. Nie przejmując się zbytnio komentarzami, zaginając rzeczywistość próbowaliśmy wmówić reszcie, jak to dużo wygodniej było mi odebrać Richarda (do którego mam zupełnie nie po drodze). W końcu pytania ustały, chwilę się z nas pośmiali, lecz też szybko zapomnieli o temacie.*Po całej podróży, w posiadłości w Grindelwald, rankiem pierwszego dnia pobytu.*
POV: Till
Usłyszałem dźwięk, huk przewracania się czegoś, po czym na chwile nastała cisza, która szybko została przerwana przez jęk z bólu. Szybkim krokiem zaniepokojony podążyłem za dźwiękiem. Był to nie kto inny jak oczywiście Paul. Leżał na podłodze trzymając się za nogę z przewróconym taboretem obok niego.
- Oli! Chodź tu na chwilę.- Krzyknąłem do Oliviera, który akurat był w zasięgu wzroku. Paul patrzył się na mnie śmiesznym wzrokiem. Nie chciałem wyśmiewać go w każdej sytuacji, w jakiej tylko się znalazł, jeszcze pomyślałby, że nie traktuję go poważnie. Szczerze, gdyby nie ta właśnie przeszkoda wybuchłbym już dawno śmiechem. Leżąc tak na podłodze wyglądał komicznie, do tego rzucał mi spojrzenia sam wyglądając, jak gdyby miał zaraz dostać ataku śmiechu.
- Co żeś znowu zrobił? - powiedziałem do leżącego jak najlepiej usiłując ukryć rozbawienie w swoim głosie, chyba nieskutecznie.- Oli chodź, przeniesiemy go.
- Próbowałem pomóc, ale jak zawsze nie dosięgałem do górnej półki, wiec wziąłem krzesło, ale i ono nie wystarczyło, stanęłam na palcach i no.- popatrzył się powoli na swoją nogę sam mając uśmiech na twarzy.
Chwyciliśmy go razem z Oliverem i bez problemu podnieśliśmy kładąc na kanapę w pokoju obok. Paul był na prawdę niewielki w porównaniu z nami, więc kiedy było nas dwóch nie było najmniejszego problemu żeby go zabrać.
- Gdzie Richard ze Schneiderem? Jeżeli chcemy dojść na czas przydałoby się, żeby wrócili- powiedziałem lekko podirytowany.
- Słuchajcie, ja chyba nie dam rady pójść, mam wrażenie, że jest skręcona- powiedział Paul nieśmiałym głosem oglądając swoją kostkę.
Popatrzyliśmy się na niego i jego nogę wraz z Oliverem podczas kiedy do domku wrócili Richard z towarzyszem.
- Paul, wszystko okej? Co się stało?- powiedział zmartwiony Richard podchodząc do Paula, nie zwracając uwagi na to, że jest w butach pokrytych w błocie i kurtce. Klęknął przy nim uważnie oglądając jego nogę.
- Spadł z krzesła, kiedy łaskawie zdecydował się w końcu pomóc, teraz to on wymaga pomocy- powiedziałem jednocześnie mierząc zażenowanym wzorkiem błotniste ślady, które bezmyślnie zostawił za sobą czarnowłosy.
POV: Richard
Spojrzałem się w górę na podirytowanego Tilla.
- Jak gdyby to była jego wina? Nie przesadzaj.
- Nie wiem co z nim zrobicie, ale ja nie mam zamiaru psuć sobie wakacji- powiedział Till jeszcze bardziej zły, odwracając się aby wyjść z pomieszczenia.
- Idźcie gdzie chcecie, ja zostaję, nie mam zamiaru zostawiać Paula samego- spojrzałem się na niego, a ten posłał mi delikatny uśmiech przez ból, na co też się uśmiechnąłem.
Minęło może piętnaście minut, później jeszcze dyskutowałem z Tillem i innymi, cały czas broniąc do upadłego dobra Paula, w końcu doszliśmy do porozumienia. Miałem zostać z nim na dwie noce w naszym domku letniskowym, kiedy inni wybierali się na wędrówkę z namiotami. Szczerze cieszyłem się, w głębi i tak nie lubiłem tych wycieczek, ani nie miałem ochoty w nich uczestniczyć. Chłopcy po pożegnaniu się z nami wyruszyli. Zamknąłem drzwi wejściowe, po czym stanąłem przy oknie tuż obok nich i oglądałem jak moi koledzy powoli znikali w głębinach lasu. Nie była to nasza pierwsza wycieczka tego typu, mimo to za każdym razem powracała do mnie, niczym mantra, ta sama myśl. Co jeżeli coś się stanie i nie wrócimy? To nie tak, że zabijałem się na codzień powolnie rozmaitymi substancjami, nie wcale. Jednak bardziej przerażała mnie idea śmierci w takich warunkach, a nie smierć sama w sobie. Był to lekko nierealny strach, ale jednak wybieranie się na dwie noce na zupełnie bezludne tereny nie było najbezpieczniejszą aktywnością. Myślę, że to przez naszą sławę i ciągły kontakt z ludźmi z nią związany, byliśmy tak głodni bezludzi, natury i odosobnienia. Przynajmniej niektórzy z nas byli, nigdy nie rozumiałem zajawek moich przyjaciół, ale mimo to uczestniczyłem w najróżniejszych dziwnych aktywnościach jakich się podejmowali żeby nie wydawać się dziwnym i nie skończyć jako piąte koło u wozu. Taka była przykra rzeczywistość, często zmuszałem się do robienia różnych rzeczy, żeby nie odrzucać ludzi od siebie. Cieszyłem się, że tym razem nie muszę uczestniczyć w wyprawie, mimo to myślę, że lepiej byłoby, gdybyśmy wszyscy mieli nie wrócić. Mój zespół był dla mnie jak prawdziwa rodzina, której nigdy nie miałem, nie wyobrażam sobie żyć bez nich.
Wróciłem do kanapy na której siedział Paul, robiąc coś na telefonie. Zupełnie nie zwracał uwagi na moją obecność w pomieszczeniu. Siedzieliśmy tak przez chwilę, po czym zdecydowałem się przerwać ciszę.
- Nie masz czasami ochoty rzucić wszystkiego i ustatkować się z kimś w jakimś domu na odludziu, prowadzić spokojne życie...- powiedziałem bez emocji. Paul oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na mnie jak gdybym powiedział coś skrajnie dziwnego.
- Zdradzić ci tajemnicę?- Zapytał zmieniając temat głosem sugerującym, że na jego twarzy namalował się uśmiech. Spojrzałem się na niego i zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć ten wstał z kanapy. Właśnie - wstał i to bez najmniejszego problemu. Podskoczył kilka razy w miejscu jak dziecko. Na początku zmieszany, po chwili zrozumiałem o co mu chodzi.
- O ty..- powiedziałem lekko zabawnym głosem wstając do niego. Udał swój upadek po to, by nie musieć iść na wycieczkę i zostać ze mną, jednocześnie zwalniając też mnie.
- Zadowolony?- Spytał dumny z siebie.
- Dalej nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie- odpowiedziałem poważnie, lecz z uśmiechem.
- A co, sugerujesz coś?
- Nieee, zwykłe pytanie- powiedziałem uśmiechając się do niego.
- To teraz przez następne nie wiadomo ile, dopóki ci debile nie wrócą, możesz mieć swój okres próbny- odwzajemnił uśmiech, tylko, że jego był dziesięciokrotnie bardziej uroczy niż mój.
- Chętnie- usiadłem z powrotem na kanapie.
W dalszym ciągu wypełniała mnie pewnego rodzaju pustka, odkąd tu przyjechałem, zacząłem kombinować, jak się napić. Oryginalnie miałem zwyczajnie poczekać do wieczora, ale, że zostałem z jedynym Paulem, stwierdziłem, że nie ma szans na to, że zauważy. Przy pierwszej okazji, kiedy Paul wyszedł do innego pokoju, udałem się do swojej walizki w której była moja zaufana flaszka. Mieliśmy tonę alkoholu w domu, ale z racji, że Paul był akurat w kuchni musiałem zadowolić się własnymi zasobami. Wziąłem kilka porządnych łyków. Pierwsze zawsze wchodziły najprościej. Moment później próbowałem powtórzyć to, co zrobiłem przed chwilą, ale poczułem, jak wszystko co zjadłem dotychczas podchodzi mi do gardła. Jakoś to przeżyłem w końcu biorąc później jeszcze dwa łyki, po czym zakręciłem w pośpiechu butelkę i wsadziłem tam, skąd ją wziąłem.
- Reesh, a ciebie gdzie wcięło?- Usłyszałem piękny głos dobiegający z pomieszczenia obok.
- Jestem, jestem, o zrobiłeś mi herbatkę- Paul wszedł do salonu z dwoma kubkami w ręku.
- Można tak powiedzieć.
Zrobiłem tylko dziwną minę, po czym podszedłem do niego biorąc mój kubek. Już wtedy wiedziałem, że nie była to herbata, lecz co mnie bardziej zdziwiło to to, że blondyn sam z siebie oferował alkohol i to jeszcze o dwunastej w południe.
- A ty co dziś taki rozrywkowy, cóż to za wytwór?-Spytałem wąchając napój. Wiadomym jest to, że był to alkohol, ale o dziwo nie rozpoznawałem trunku, który znajdował się w naczyniu.
- Spróbuj, a się dowiesz- powiedział uśmiechając się lekko i samemu biorąc łyka napoju. Poszedłem jego szlakiem i spróbowałem tego, co było w kubku. Zdawała się być to wódka, wymieszana z pewnego rodzaju sokiem, chyba malinowym, ironicznie do pewnego stopnia smakowała jak herbata. Skrajnie dziwne i niepodobne do Paula było to, że oferował alkohol, jeszcze o tej porze dnia? Wytłumaczyłem to sobie długo upragnionymi wakacjami, których pewnie tęsknił tygodniami i chciał w pełni się zrelaksować. Plus był taki, że nie musiałem martwić się, że blondyn wyczuje ode mnie alkohol, który sam przed momentem piłem w ukryciu, bo zapach czegokolwiek mi nie wręczył, w stu procentach go zamaskował.

CZYTASZ
paulchard
FanfictionDwóch gitarzystów popularnego zespołu zakochuje się w sobie, lecz wszystko zdaje się być przeciwko ich wspólnemu szczęściu. Czy uda im się pokonać rozmaite przeszkody i żyć razem? !!! Książka nie powinna być wykorzystywana jako źródło informacji na...