POV: Paul
Przeszedłem do części autokaru w której znajdowała się niewielka, prowizoryczna kuchnia. Tam siedzieli Olivier, z Tillem i Flake, niby czytając coś, niby dyskutując, lecz na stoliku stała niepełna butelka wódki i trzy kieliszki.
- O znalazła się nasza zguba- powiedział Till żartobliwie, lecz ze szczerym entuzjazmem w głosie.- Polać ci?
- Z tobą zawsze- powiedziałem śmiejąc się delikatnie.Reszta trasy minęła bardzo typowo, nic nie wydarzyło się pomiędzy nim, a mną. Kiedy przyszedł czas pożegnania się z resztą, ze smutkiem to zrobiłem, wiedząc, że najprawdopodobniej nie będziemy widzieć się miesiącami. Niewyobrażalnie bałem się samotności, wiedziałem już dokładnie jak na mnie działa i wiedziałem do jakiego stanu potrafię się doprowadzić. Jedyne co podtrzymywało mnie przy normalnym samopoczuciu to fakt, że miał wprowadzić się do mnie Richard. Może i nie powinienem się z tego cieszyć - w końcu była to dla niego ciężka sytuacja, a po moją pomoc sięgnął jako skrajną ostateczność, ale mimo to nie mogłem powstrzymać się od cieszenia się niczym małe dziecko. W dzień po ostatnim koncercie pojechałem razem z Richardem do jego domu, aby mógł spakować się i nie rozstając się nawet na chwilę, czekałem aż przyjaciel zabierze wszystkie swoje rzeczy. Nie chciałem zostawiać go samego, chociażby na moment. Widać było po nim, że nie jest u niego w porządku, jest to dla niego ciężkie i w pewnym sensie nawet upokarzające. Był także widocznie niepewny, czy podejmuje właściwą decyzję, wiec nie chciałem od niego odstępować pozostawiając go samego z wątpliwościami. Częściowo dlatego, że martwiłem się o niego, lecz głównie dlatego, że nie chciałem, aby zmienił zdania.
Mieszkałem w małej, dość urokliwej wiosce, około czterdzieści minut samochodem od Berlina. Żeby było wygodniej, umówiliśmy się z Richardem, że pojedziemy tam oboje moim samochodem. Nalegał żeby prowadzić, ale obawiałem się, że mógłby nie trafić, ponieważ dom jest na tak skrajnym odludziu, że końcowe drogi prowadzące tam nie są oznaczone na mapach. Umyślnie szukałem takiego miejsca, aby nie zabierać sobie prywatności i komfortu życia, bez paparazzi, bez tłumu gapiów. Było to sekretne do tego stopnia, że jestem pewien, że nie wszyscy członkowie zespołu wiedzieli dokładnie, gdzie mieszkam. Mam jeszcze mieszkanie w Berlinie, Monachium, oraz willę na Sycylii, ale to właśnie to miejsce traktuje jako swój prawdziwy dom. Nieważne ile człowiek ma nieruchomości i tak trzeba się zdecydować na jedną, bo inaczej poczucie posiadania domu się rozmywa, a jednak jest to ważny aspekt życia każdego z nas. Nawet, jeżeli nie ma się do kogo wracać, istotne jest mieć chociaż gdzie wracać. Mój dom z architektonicznych aspektów był spełnieniem moich marzeń. Przeciętnych rozmiarów dom z lat 60' zmodernizowałem, oraz wyremontowałem co trzeba było, zarazem zachowując niecodzienną energię tego miejsca. Wszystko było tu dokładnie tak, jak sobie zażyczyłem, łącznie z wielokolorowymi szklankami pasującymi do dywanów, obrazów i innych dekoracji. Dom urządzony był w stylu vintage-boho-właściwie niewiadomo co, po prostu to co mi się spodobało, co mnie uwiodło, skomponowałem jakoś z resztą rzeczy. Powstał jeden wielki nieład, jednak łączący się w pewien sposób i tworzący artystyczną, spójną całość.
Richard był u mnie już kilka razy przedtem, wiec mniej więcej wiedział, co gdzie i jak. Jedyne co, to nigdy nie byliśmy u mnie w domu zupełnie sami, ponieważ jeszcze pół roku temu mieszkałem tu z moim byłym chłopakiem, ale jak to wyszło, wszyscy wiemy. Od tego czasu dom w pewien sposób przepełniała samotność, a sam w desperacji by zapomnieć wyrzuciłem wiele hippisowskich dekoracji i obiektów, które to właśnie on tam sprowadził. Zastąpiłem je najprostszymi, czarnymi szarymi, czy białymi, nie mając wtedy głowy do rozmyślania nad dekoracją wnętrz, więc teraz w kwestii wystroju wnętrza panował tam większy nieład niż kiedykolwiek przedtem.
Gdy podjechałem na podjazd, Richard chwycił za klucze leżące w przegródce na picie i spytał:
- Mogę?
- Jasne ja tylko stanę lepiej i przyjdę do ciebie.- Jak powiedziałem tak zrobiłem, lecz najpierw z odpalonym cały czas silnikiem stojąc w miejscu obserwowałem jak Richard nieudolnie próbuje dostać się do środka mojego domu. Po chwili faktycznie skupiłem się na zaparkowaniu lepiej, a kiedy z powrotem rzuciłem okiem na drzwi, Richard był już w środku. Zgasiłem silnik stwierdzając ze zajmiemy się rozładowaniem wszystkich rzeczy później, teraz muszę pójść do niego. Zdawało
mi się, że ta sytuacja jest dla niego dość mocno wstydliwa, wchodziła mu na ambicje, na honor. Pomyślałem, że teraz powinienem skupić się na nim, jako gospodarz i przyjaciel, wspierać go, sprawić by czuł się jak najbardziej komfortowo w tej ciężkiej sytuacji.
Był to zarazem pierwszy raz, od bardzo długiego czasu, kiedy byliśmy sami, bez strachu, że nieoczekiwanie w dowolnym momencie ktoś przyjdzie i skonfrontuje nas, cokolwiek będziemy robić. Kiedy wszedłem Richard siedział z papierosem w ręku na fotelu, oglądając długie firany falujące pod wpływem powiewu delikatnego, popołudniowego, letniego wiatru, z okna które najwyraźniej zdążył już sam otworzyć. Nie zareagował kiedy pojawiłem się w pomieszczeniu, lecz wiem, że zauważył moją obecność. W pokoju było delikatnie zimno, lecz ten nie zdawał się być tym faktem przejęty. Wiedziałem, że ten czas nie jest prosty dla mojego przyjaciela, po jego zachowaniu dało się poznać, że w jego głowie jest na ten moment mocno niepoukładane. Czując napięta atmosferę i chcąc złamać niezręczna ciszę zapytałem czarnowłosego:
- Masz może papierosa? - znając dobrze odpowiedź na to pytanie. Richard zawsze miał papierosa, nie paliłem ale od czasu do czasu lubiłem się podelektować smakiem tytoniu.
- A ty co?- spojrzał na mnie uśmiechając się przez jeszcze powoli schodzące z jego twarzy zamyślenie.
Nic nie odpowiadając uśmiechnąłem się tylko wyciągając rękę do paczki, którą ten zdążył już wyjąć z kieszeni. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć wstał do mnie, zbliżył się dość blisko i trzymając własnego papierosa w ustach, osłaniając ogień jedną ręka, drugą odpalił mojego. Spojrzał się mi w oczy, gdy go odpalał, przez co ja spłoszony zakrztusiłem się dymem. Zaśmiał się ze mnie znów siadając we wcześniej opuszczonym przez niego fotelu, po czym ja usiadłem na kanapie w taki sposób, że Richard siedział do mnie praktycznie tyłem, ponieważ fotel znajdował się przed kanapą.
Pomiędzy nami było napięcie, nie wiem na ile on to czuł, lecz cisza, która wypełniała mój obszerny salon tylko je podsycała. Nerwowo i szybko kończąc papierosa wstałem, aby wyrzucić do kosza pozostałość, byłem mocno nieskupiony na tym, co robię. Moja głowa przepełniona była myślami o nim. Sprowadziłem do swojego domu mojego przyjaciela, króremu zobowiązałem się pomóc, a sam ledwo co potrafię odnaleźć się w sytuacji. Gdy patrząc się na kosz, który zamykałem obróciłem się, niespodziewanie wpadłem na coś. Właściwie kogoś, był to oczywiście Richard, który nie pomyślał, że jestem na tyle ślepy, aby idąc przed siebie wpaść na niego. Złapaliśmy znów kontakt wzrokowy, nie zajęło to długo zanim w jednym ruchu opierając obydwie moje ręce na jego barkach pocałowałem go namiętnie. Nie myślałem. Miałem dość. Obydwoje mieliśmy wszystko, co tylko można sobie wymarzyć, idealny styl życia, dowolne własności materialne prócz jednego - miłości i siebie nawzajem. Byłem tak zmęczony myślami nie do zwalczenia, że przestałem myśleć o konsekwencjach, włączając autopilot. W tamtym momencie wiedziałem tylko tyle - chce go. Chce go tutaj i chce go teraz. Z początku wystraszonemu Richardowi, tez nie zajęło to długo by poczuć się i odnaleźć w sytuacji. Przez chwile nasiąkałem radością, którą dawał mi ten moment. Było to coś, co może nie w pełni świadomie, ale jednak chciałem zrobić od długiego czasu. Staliśmy tak w kuchni całując się, nasze ciała wtulone w siebie tak bardzo, że czułem jak gdyby motyle uwięzione przez tak długi czas w moim brzuchu wymieniały się z jego. Nie był to pierwszy raz, kiedy go pocałowałem, ale był to pierwszy raz, kiedy zrobiliśmy to dla siebie, a nie na pokaz przed publicznością, czy znajomymi. Moje ręce krążyły po jego górnych plecach i barkach, jego na moim torsie, głaszcząc je delikatnie. Czułem, że podoba mu się ta sytuacja, nie mniej niż mi. Po chwili pewnym ruchem zrzucił na podłogę mój szary cardigan, który miałem na sobie. Przestałem go całować, lecz przytknąłem moje czoło do jego, na tyle blisko, że w dalszym ciągu nie byliśmy w stanie zobaczyć nawzajem swoich twarzy. Zaczęły dochodzić do mnie racjonalne myśli o tym, co właśnie zrobiłem, ale z całej siły próbowałem je odepchnąć, robiąc dokładnie to co czuje i czego pragnę. Powolnym, lecz pewnym krokiem zacząłem podążać do mojej sypialni dla gości, która znajdowała się tuż przy kuchni, Richard stał do niej plecami, wiec nie zmieniając ułożenia w jakim byliśmy pchałem go tak, że szedł tyłem. Nie minęło długo dokąd w bardzo kontrolowany sposób popchnąłem ukochanego na spore łóżko. Szybko poszedłem jego krokami i zanim zdążyłem się zorientować wisiałem nad nim, całując go, jedną ręką opierając się aby nie spaść, a drugą umiejętnie, lecz powoli rozbrajając jego czarna koszule guzik po guziku. Jego usta nie mniej namiętnie oddawały pocałunki, a ręce skrupulatnie, nigdzie się nie spiesząc jeździły po moim ciele. Gdy rozpialem już jego koszule do około połowy, dalej podtrzymując się jedna ręka, drugą zacząłem bawić się jego włosami, były idealnie miękkie. Leżał z ugiętymi nogami, w taki sposób, że jego biodra były na wysokości mojego brzucha, a ja leżałem centralnie na nim. Obydwie rolety były zasunięte, wiec było tam ciemno, jedyne światło, które dostawało się do sypialni dochodziło z salonu, który sam w sobie o tej porze dnia nie był dobrze oświetlony. Zacząłem całować go po brodzie, czując na swojej twarzy jego ciepły oddech, potem po szyi, powoli schodząc coraz niżej. Jego oddech wyczuwalnie przyspieszył, zrobił się intensywniejszy. Można było wyczuć i usłyszeć pasję, oraz napięcie panujące w pokoju. Richard, pachniał jak... Richard. Delitakna won perfumu, dymu papierosowego i świeżego potu, nie można powiedzieć, że mi się to nie podobało. Uwielbiałem wszystko, co tylko było z nim związane, więc nie ciężko było mnie zadowolić. Richard ciężko oddychając trzymał ręke na tyle mojej szyi, delikatnie głaszcząc mnie drugą. Zdjąłem rękę z jego włosów i czule przesunąłem powolnie po całym ciele. Nagle poczułem jak opadam z sił, jak gdyby coś w moim mózgu przestawiło się o sto-osiemdziesiąt stopni. Momentalnie przestałem czuć się pewnie i komfortowo, a nawet szczęśliwie. Uderzyła mnie fala winy i masy innych negatywnych emocji. Położyłem głowę na jego klatce jednocześnie wtulając się w niego mocno. Zacząłem szlochać, ale z moich oczu nie płynęły żadne łzy, mój mózg nie był gotowy na tak skrajną zmianę emocji, to wszystko wydarzyło się na przestrzeni nie więcej niż pięciu sekund. Richard był zupełnie zmieszany.
- Reesh nie możemy- powiedziałem po chwili głosem przepełnionym smutkiem, lecz z pozostałą nutą podniecenia, tym razem faktycznie już płacząc. Nic nie mówiąc z wyczuwalnym zakłopotaniem, oddychając niespokojnie i zmartwienie, zaczął delikatnie głaskać mnie po głowie.- Nie możemy- powtórzyłem. Rozpłakałem się. Nie chciałem, aby pomiędzy nami doszło do czegokolwiek, co mogłoby w jakikolwiek sposób zniszczyć zespół. Dalej nic nie mówił, musiał być niezmiernie zszokowany sytuacją, która miała miejsce przed chwilą, nie mówiąc już o nagłym zwrocie akcji. Podniosłem lekko głowę opierając się na przedramionach, dalej leżąc na nim. Podczołgałem się lekko bliżej ku jego twarzy i dalej płacząc spytałem:
- Mogę ostatni raz?- widząc, że nie odpowiada w dalszym ciągu, byłem zrozpaczony, a moje oczy jeszcze bardziej wypełniły się łzami. Tym razem to on przybliżył moją twarz do swojej i nie odpowiadając na moje pytanie pocałował mnie, tym razem spokojniej, powolnie. Nie trwało to specjalnie długo i chwile później leżałem, już połowicznie na nim, połowicznie na łóżku i płakałem. Może i było to dziecinne i żałosne ale nie było nic innego, co wyobrażałem sobie w tej sytuacji zrobić. Próbowałem przestać, lecz po kilku sekundach, wracało i nie dało się tego zatrzymać. Widząc, że moje emocje nie mają zamiaru ustąpić, podniosłem się z niego, przez łzy wyszeptalem tylko ciche „przepraszam", nawet nie patrząc się mu w twarz i szybkim krokiem poszedłem do łazienki.
CZYTASZ
paulchard
FanfictionDwóch gitarzystów popularnego zespołu zakochuje się w sobie, lecz wszystko zdaje się być przeciwko ich wspólnemu szczęściu. Czy uda im się pokonać rozmaite przeszkody i żyć razem? !!! Książka nie powinna być wykorzystywana jako źródło informacji na...