kokaina | 2

229 18 0
                                    

                                    POV: Richard
Jebana kokaina. To nigdy przenigdy nie miało tak wyglądać. Za dzieciaka zawsze spoglądałem na narkomanów, których swoją drogą nie brakowało w NRD, mocno z góry. Latami przysięgałem, że nigdy nie zapalę papierosa, podczas kiedy wszystkich dookoła mnie to ekscytowało. Nigdy przez myśl mi nawet nie przeszło, że ja mogę skończyć w pozycji żałosnego człowieka pogrążonego w nałogu. Nawet, gdy początkowo brałem okazjonalnie, dla zabawy, nawet później gdy swój dzień zaczynałem od kreseczki i kontynuowałem usilnym tworzeniem nowych utworów, nigdy nie pomyślałem, że stoczę się tak nisko. Właśnie to najgorsze jest w nałogu- kiedy myślisz, że osiągnąłeś dno absolutne i gorzej być już nie może, tuż za rogiem czeka na ciebie kolejny dół. Za każdym razem kiedy myślisz, że wygrałeś już walkę, przez najmniejszy, najgłupszy lub czasami zupełnie randomowy moment ochota wraca ze zdwojoną siłą. Możesz nie brać latami, lecz jak zobaczysz kogoś innego robiącego to, nie będziesz w stanie sobie odmówić. Jest to walka, którą jeżeli raz rozpoczniesz będziesz musiał kontynuować do końca swoich dni.
Zniżyłem się tak nisko, aby musieć błagać swojego przyjaciela o to, bym mógł się do niego wprowadzić. Szczególnie, że odkąd żona ode mnie odeszła zabierając ze sobą moją ukochaną córeczkę i pozbawiając mnie kontaktu z nią, nie było u mnie zbyt kolorowo. Szczerze mówiąc, sam jestem w szoku, że w ogóle zadbałem o to by nie popaść po raz kolejny w nałóg i sięgnąłem po tę ostatnią deskę ratunku, którą był Paul. Znając siebie zazwyczaj nie myślałbym zbyt długo, lecz jak najszybciej wykręcił numer do jednego z ludzi którzy mnie zawczasu zaopatrywali i znów zjechał wprost w ogień po spirali uzależnienia. Czuję, że jest to ostatnia szansa na pozbycie się dzikiej chęci samodestrukcji, jeżeli ten krótki pobyt u mojego przyjaciela nie zadziała stwierdzę, że nie ma dla mnie nadziei i zrobię to, czego tak pragnę, nieustannie od tygodni.
   Pomiędzy mną i Paulem wisiało coś dziwnego w powietrzu i zdaje się, że inni członkowie zespołu bardzo dobrze zdawali sobie z tego sprawę. Zostawiali nas celowo razem, czy to w busie czy gdziekolwiek byśmy nie szli razem, znajdywali sposób abyśmy pozostali we dwoje. Nie narzekałem, w końcu nie ukrywając Paul był osobą, z którą dogadywałem się najlepiej ze wszystkich, z tego też powodu wybrałem go aby zapytać się czy mogę się chwilowo wprowadzić.
   Siedzieliśmy z Paulem w busie zespołu, znowu w „magiczny" sposób pozostawieni sami. Leżał na swoim łóżku, wyglądając na przygnębionego, a ja stałem przy oknie nieopodal delektując się swoim popołudniowym papierosem.
- I jak gotowy na Berlin?- zapytałem Paula wypuszczając dym, w Berlinie mieliśmy kończyć tegoroczny tour.
- Na Berlin zawsze, z resztą wiesz, że kocham to jak sentymentalne są te koncerty i jak publiczność zaangażowana jest w nasz występ.- powiedział głosem bez jakichkolwiek emocji- Ale szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie tego, że ta trasa się już skończy. Zawsze w poprzednich latach, może nie to, że wyczekiwałem końca trasy, ale czułem pewną zbliżającą się ulgę kiedy dobiegały one powoli do końca. Teraz jest zupełnie inaczej nie mam pojęcia co ze sobą zrobić- odpowiedział nawet nie odwracając wzroku w moją stronę.
- Hah, lekko mówiąc wiem coś na ten temat- powiedziałem uśmiechając się lekko, co dało się usłyszeć po moim głosie. Zgasiłem papierosa i podeszłam do Paula siadając na jego łóżku, tak, że praktycznie opierałem się na jego nogach- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co teraz będzie. Zawsze miałem gdzie wrócić, na co się cieszyć. Cieszę się, że przynajmniej chwilę czasu spędzimy razem- już wtedy wiedziałem dobrze, że na dwóch tygodniach się nie skończy. Położyłem rękę na dolnej części nogi Paula, na co ten w końcu spojrzał się na mnie uśmiechając się delikatnie.
  - Czy nie jest to idiotyczne- położył swoją rękę na mojej, co sprawiło, że poczułem się delikatnie niekomfortowo.
- Co?
- Pomyśl. Jesteśmy dorosłymi mężczyznami, nie mamy normalnych rodzin, ni domów. Mamy za to życie, za które większość osób poświęciłoby wszystko, a i tak nie możemy znaleść sensu i spełnienia. Dla mnie to przerażajace-  powiedział z pełną powagą, ale jednak miną jakby doznał jakiegoś niewiadomego oświecenia, z pasją.
- Zupełnie masz racje- powiedziałem odwzajemniając uśmiech, lecz tak na prawdę do śmiechu mi nie było z tą myślą- Pewnie, gdy o tym myślisz, chciałbyś się cofnąć go jakiegoś konkretnego momentu swojego życia, przed zespołem...- Paul zmarszczył się robiąc minę zamyślonego podczas kiedy ja kontynuowałem- Zupełnie szczerze, nie wiem czy dla mnie jest czas, do którego chciałbym się przenieść. Dzieciństwo miałem bardziej spierdolone niż jakikolwiek inny czas, lata nastoletnie czuje jakbym zatracił w swojej samotności.- blondyn zacisnął swoją rękę jeszcze mocniej na mojej w ramach wsparcia- To był dopiero fenomen, czułem się niewyobrażalnie samotny, a zamiast wyjść do ludzi, robić coś z tym, wybierałem siedzieć w domu, czy chodzić samemu po dworze, dolewać benzyny do ognia izolując się. Chyba najlepszym czasem był dla mnie Nowy Jork, ale no, to już nie wróci- moje oczy się przeszkliły. Chwile jeszcze rozmawiałem z Paulem żaląc się mu na zupełny brak motywacji czy dostrzegania sensu.    
   Poklepał swoje łóżko jako sugestię, bym położył się koło niego, a dokładniej przed nim. Po momencie zawahania zrobiłem to a ten przytulił mnie od tylu. Nie reagowałem mimo, że pozycja ta dawała mi prócz przyjemności też pewien sens dyskomfortu.
- Nie martw się- powiedział Paul- jesteśmy w tym razem i nie musisz myśleć o tym, co będzie teraz. Będę przy tobie tak długo, jak tylko będziesz tego potrzebował. Myślisz, że ja wiem co teraz będzie ze mną? Nie mam pojęcia- z wielką ostrożnością pogłaskał mnie po głowie. Leżeliśmy tak przez dłuższy moment w zupełnej ciszy, sprawiając, że czuliśmy się coraz to bardziej komfortowo w tej sytuacji. Zapach jego perfum, czy cokolwiek to było był tak delikatny i kojący, bardzo dobrze mi się kojarzył. Poczułem jakby w jednym momencie wszystkie narządy we mnie zamieniły się miejscami, przyjemne uczucie którego doświadczyłem po raz pierwszy od stosunkowo długiego czasu. Przeszło mi przez myśl co pomyśleliby chłopcy, gdyby akurat teraz wrócili do autokaru, lecz stwierdziłem, że na pewno usłyszałbym klucz w zamku i zdążył zareagować. Paul wydawał się być bez życia, nie wiem, czy zasnął, ale dla bezpieczeństwa wolałem się zbytnio nie kręcić, aby go nie obudzić. Po chwili poczułem, jak po wyczerpującym koncercie zamykają mi się oczy i mimo, że mogłem zapobiec zaśnięciu w objęciach blondyna postanowiłem z tym nie walczyć i nie wiele później zapadłem w sen.

paulchard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz