fatamorgana | 5

164 20 1
                                    

Minęły może dwie minuty, zanim usłyszałem pukanie do drzwi łazienki, otworzyłem, ponieważ będąc tam nie miałem nawet chwili na przerobienie tego, co właśnie się stało. Dalej działałem pod wpływem ekstremalnych emocji nie myśląc co robię, gdybym mógł się chwilę dłużej uspokoić najprawdopodobniej działałbym bardziej racjonalnie.
  - Paul- powiedział spokojnie, poważnym tonem patrząc się wprost na moją rękę, na której jego wzrok akurat wylądował, kiedy otworzył drzwi. Schowałem ją za plecy po drodze wycierając o czarne spodnie, udając że nic się nie stało.
- Richard- odpowiedziałem tak samo poważnym tonem z domieszką ironii. To co się działo tak bardzo mnie przerastało, że uruchomiły mi się już mechanizmy obronne w postaci żartowania z rzeczy, z których definitywnie nie powinno się żartować.
- Paul, przepraszam, ale przerasta mnie to, co robisz. Najpierw zaczynasz - zamiast powiedzieć wprost co się stało, z widocznie zakłopotaną miną wskazał ręką na sypialnię. - potem nagle płaczesz, a teraz jeszcze to- powiedział zmieszany, wskazując na moją rękę, tym razem skinieniem głowy.- Nie chce doszukiwać się w niczym twojej winy ale przepraszam, nie wiem już co robić, nie wiem jak ci pomóc. Chcesz porozmawiać na spokojnie?
- Daj mi tylko chwileczkę, zaraz przyjdę- powiedziałem znów lekko prześmiewczym tonem w dalszym ciągu stojąc z ręką za plecami tak, jak gdyby miało to kogokolwiek oszukać, jednocześnie umiejętnie dbając by ani jedna kropla krwi nie znalazła się na podłodze. Owinąłem ją pierwszym lepszym bandażem, który akurat był w szufladzie, zarzuciłem na siebie szlafrok, który akurat był pod ręka, aby nawet bandażu nie było widać. Kiedy wyszedłem z łazienki, Richard kończył właśnie zapinać swoją koszulę, którą jeszcze przed kilkoma minutami ja rozpinałem. Pukając do łazienki przed momentem najwidoczniej nie zdążył jeszcze znaleść na to czasu, była prawie cała rozpięta, co sprawiało, że sytuacja była jeszcze bardziej komiczna w moich oczach. Szedłem jak na skazanie, w ironiczny sposób, taki był mój mechanizm obronny - żartowanie z poważnych sytuacji. Tuptając jak pingwin, z głową pochyloną w dół popatrzyłem się z pod byka na Richarda, który patrzył się na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem. Roześmiałem się, nie wytrzymałem.
- Przepraszam, przepraszam już nie będę - powiedziałem, dalej na wpół żartem. Usiadł na kanapie po czym ja uczyniłem to samo.
- Co to miało być do cholery, to całe przedstawienie?- zapytał. Nie był zły, ale dało się wyczuć po jego tonie, że nie podobał mu się całokształt tego, co właśnie się zadziało. - Nigdy nie widziałem, żeby ktoś w tak krótkim czasie ( od momentu, w którym weszliśmy do domu minęło może trzydzieści minut ) przeżył tyle tak skrajnych emocji. - Tym razem delikatnie się uśmiechnął patrząc się na mnie, lecz dalej był widocznie zakłopotany.
- To żałosne z mojej strony, wybacz. Od jakiegoś czasu nie mogłem przestać o tobie myśleć, a wiesz jaki jestem. Jak zafiksuję się na jakimś punkcie, to ciężko jest mi przestać, skupić się na czymkolwiek innym. Nie byłoby tak źle, to nie pierwszy raz kiedy zakochuje się w kimś, w kim nie powinienem - zaśmiałem się pod nosem. Nie patrzyłem się na niego, lecz mierzyłem swoim wzrokiem dywan w salonie, nie będąc w stanie skonfrontować się z jego spojrzeniem. Wyczuwałem jednak, że usłyszenie słowa „zakochałem" wywołało u niego silną reakcję, najprawdopodobniej nie spodziewał się tego. - Problemem nie jestem ja, nie radzący sobie ze swoimi uczuciami ( nie wcale ), pamiętasz może, opowieść Tilla sprzed jakiegoś czasu, wtedy co siedzieliśmy w tym barze w Pradze?- Zrobił zamyśloną minę, lecz prędko pokręcił głową. Nie dziwie się mu, gdyby nie moja sytuacja, zapewne też nie zwróciłbym na to uwagi. Till miał tendencje do opowiadania najróżniejszych, czasami bardziej ciekawych, a czasami mniej historii po alkoholu. Nie zrozumcie mnie źle, bo był na prawdę ponadprzeciętnie inteligentnym człowiekiem i świetnym mówcą, lecz po pewnej ilości godzin i pewnej dawce alkoholu nie dało się już tego tak słuchać. - Opowiadał o tym, jak znał dwa zespoły, których szansa na sukces została zaprzepaszczona przez związek pomiędzy członkami - zaśmiałem sie pod nosem dalej wpatrując sie we wzorki dywanu.- Mówił też, że cieszy się z tego, że u nas są sami mężczyźni, więc w jego oczach ten problem odpada. - Teraz popatrzyłem się prosto na jego twarz po której można było zobaczyć, że jest wsłuchany w moją wypowiedź. - Problem jest taki, że ja na prawdę cię kocham Reesh, i nie wiem co z tym zrobić.
- Przepraszam cię bardzo, nie wiem co zrobiłem, żeby dać ci tak do myślenia. Nie spodziewałem się, że to było to, czym się kierowałeś, myślałem, że było to zwyczajnie coś dla rozrywki. Przepraszam cię jeszcze raz, gdybym wiedział postąpiłbym zupełnie inaczej...
Mam wrócić do siebie? Mogę zadzwonić po taksówkę nie ma problemu.- Zanim skończył mówić już zaczął się zbierać nerwowo szukając swoich rozmaitych, zagubionych w akcji rzeczy.
- Nie, nie, stój, zaczekaj- wstałem do niego i położyłem obydwie moje dłonie na jego ramionach spoglądając mu prosto w oczy spokojnym wzrokiem. Była to bardzo dziwna moja cecha, kiedy to kto inny miał kontrolę nad sytuacją, robiłem najbardziej nieodpowiedzialne i nieprzemyślane rzeczy. Jednak w momencie kiedy tylko widziałem, że ktoś potrzebuje wsparcia, skutecznie odkładałem cokolwiek mnie trapiło na drugi plan, stanowiąc oparcie dla tamtej osoby.
- Nie chce robić z tego nic dziwnego - kontynuowałem- zostań. Pamiętaj, czemu tutaj jesteś, nie chciałbym, żeby coś ci się stało. Obiecuję zachowywać się, nie musimy rozmawiać jeżeli nie chcesz, albo możemy udawać, że nic się nie stało. - Zacząłem bredzić mówiąc cokolwiek, aby tylko nie odchodził. Fakt, martwiłem się o niego, ale jakkolwiek samolubnie nie zabrzmi, jeszcze bardziej martwiłem się o samego siebie.
- Na pewno nie będzie ci to przeszkadzać?- spytał.
- O nic się nie martw, jak już ci mówiłem, jesteś tutaj zawsze mile widziany nie ważne co by się nie wydarzyło.- A, jeszcze jedna sprawa.- Usiadłem na kanapie, rękami dalej na jego barkach posadziłem go obok mnie i zdjąłem z niego ręce. - Przepraszam cię bardzo za to, co zrobiłem, już pomijając to, co czuję, nigdy nie powinienem był się tak zachować. Czuje się jakbym naruszył coś, czego nie powinienem, jednak moja miłość, jest zwyczajnie platoniczna, nie nadaje się do takich rzeczy. - Powiedziałem zawstydzony i zażenowany samym sobą. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, bardzo płynnie zmieniłem temat. - Dobra to ty idź wybierz sobie pokój bo..- popatrzyłem sie na pokój gościnny, gdzie przed chwilą wylądowałem z nim w łóżku wskazując na niego głową.- Na górze mam jeszcze jedną wolną sypialnię, rozgość się, ja idę do auta.
Wyszedłem szybkim krokiem tak, aby uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji po tym, co powiedziałem.
Czułem się jak gdybym dotarł do pewnego rodzaju fatamorgany. Po tak długiej i ciężkiej wędrówce, po dniach, tygodniach rozmyślania o cudowności i ukojeniu oazy, którą miał być dla mnie Richard, okazało się być to niczym więcej, niż kolejną iluzją. Jego podejście do mnie i poprzednich wydarzeń było pozornie klarowne i przejrzyste, ale nie wyjaśniało to jednego. Pozostawało pytanie - dlaczego nie zatrzymał mnie, kiedy go pocałowałem, dlaczego tego nie przerwał i zdawał się być zainteresowany, dlaczego zdawał się być szczęśliwy?

paulchard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz