Rozdział 6

577 20 0
                                    

- Na pewno wszystko jest jasne? - spytał po raz setny Delive.

- Tak. Wszystko wiem. - znów potwierdziłam.

- Dobrze. Zatem działamy. Oni będą tu za kilka minu.. - nie dane było mu dokończyć bo do celi wszedł nieznany mi strażnik.

- Wyłaź. - powiedział. Byłam pewna że mówił do mojego towarzysza, lecz po chwili dostrzegłam że patrzy na mnie.

-J-ja?? - spytałam skonsternowana

- No nie ja! Wyłaź! - warknął

Posłusznie podeszłam do otwartej przez niego celi i wyszłam. Przelotnie spojrzałam na Delive'a. Wpatrywał się we mnie. On też był zaskoczony. O tej godzinie to on opuszczał celę.

Wyszłam z budynku. Powoli skierowałam się za strażnikiem. Nasz plan się nie uda. Nagle jednak usłyszałam że ktoś krzyczy. Po czasie jaki spędziłam w zamknięciu wszędzie poznała bym ten głos. Delive.
Słyszałam że szarpie i uderza w kraty. Strażnik natychmiast ruszył w jego stronę. Przerażona spojrzałam na wrzeszczącego mężczyznę. W jego oczach dostrzegłam tylko jedno słowo. Uciekaj. To ten moment.
Nie! Stałam i patrzyłam na niego. Nie mogłam uwierzyć że chce się dla mnie poświęcić. On już teraz ledwo wytrzymywał tortury, jego organizm tego nie wytrzyma! Nagle poczułam że Delive intensywnie się we mnie wpatruje. I wtedy doszła do mnie fala bólu. Myślałam że ktoś strzelił mi prosto w czaszkę. Ale nie. To była wiadomość. Pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego.

UCIEKAJ! NO JUŻ!

Tylko te słowa słyszałam przez pewien czas w głowie. Delive przesłał mi wiadomość. Ale jakim cudem?!
I wtedy odzyskałam zdrowy rozsądek.

Rzuciłam się do ucieczki.

Okłamał mnie. Mieliśmy uciec razem.

Biegłam jak tylko pozwalały mi na to słabe kończyny. Najwygodniej było by gdybym mogła  się przemienić, ale niestety miałam na sobie obrożę która mi to uniemożliwiała.

Kolejnym z moich utrudnień był brak orientacji w terenie. Nigdy nie poruszałam się w stronę inną niż z celi do pokoju szefa.

Ale nie zwalniałam. Choć mięśnie paliły mnie niemiłosiernie biegłam.
Gorzej że nadal nie widziałam żadnej bramy ani drogi wyjścia.
I wtedy usłyszałam za sobą kroki. Goniło mnie przynajmniej trzech mężczyzn. Zaczęłam biec slalomem byle mi ich zgubić.
Nagle na horyzoncie dostrzegłam skalną jaskinię. To był mój jedyny ratunek w tej chwili.
Natychmiast tam skierowałam swój tor biegu.

Gdy tam dotarłam szybko dopadłam do wystającego stalagmitu i schowałam się za nim. Starałam się cicho oddychać co było cholernie trudne po moim biegu. I wtedy poczułam nowe zapachy.
Mężczyźni weszli do jaskini.
Skuliłam się z nadzieją że mnie nie dostrzegą.
I nagle usłyszałam w głowie głos.

~ Zdejmij naszyjnik ~

Nie byłam pewna czy należy do mojego ojca czy Delive'a.

Byłam osłabiona a ten bieg tylko dodatkowo mnie pozbawił mnie sił i głosy zaczęły mi się mieszać.
Drżącą ręką dotknęłam naszyjnika i zaplotlam palce na kamieniu. Słyszałam że któryś z mężczyzn jest już blisko mojego schronienia.
Więc pod wpływem chwili postanowiłam zrobić tę jedną rzecz.

Zerwałam naszyjnik.

I wtedy w powietrzu uniósł się nowy zapach.

Zapach Alfy.

Przez chwilę myślałam że to szef tej bandy przybył by mnie zabić. Ale wtedy to poczułam.

Zapach był mój.

Krew Alfy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz