Rozdział 9

481 14 0
                                    

Godzinę temu wróciłem ze stołówki najedzony obiadem. Zazwyczaj nie jadam tam, ale dziś tak postanowiłem.
Wszedłem do gabinetu i usiadłem w fotelu. Sięgnąłem po papiery, ale nie patrzyłem na nie. Znów analizowałem w głowie sprawę mojej córki. Nathali została porwana podczas zakupów i nikt nie wie co się z nią stało. Ani kto ją uprowadził.
Gdy tylko się o tym dowiedziałem wysłałem najlepszych z mojej watahy, ale nikt niczego nie znalazł.
Moja żona odchodziła od zmysłów, i wyrzucała mi że to moja wina. Miała trochę racji, gdyż mogłem zapewnić jej ochronę. Byłem kretynem że tego nie zrobiłem. Co prawda zrobiłem z niej omegę, ale to dla dobra nas wszystkich. Każdego dnia bolało mnie że moja rodzona córka żyje gdzieś w budynku omeg, i czuję się porzucona.
Nie miała ochrony, nie miała poczucia bezpieczeństwa.

A to była moja wina. Jestem debilem, Martha jak zwykle miała rację.

Uderzyłem pięścią w blat i rozbiłem o ścianę szklankę którą miałem pod ręką.

Wtedy ktoś wszedł, a raczej wbiegł zdyszany do mojego gabinetu.

-Panie! Nathali Calpe jest pod bramą!- krzyknął jeden z moich ludzi wpadając do mojego gabinetu.

-Że co?!- krzyknąłem i wyskoczyłem zza biurka. -Moja córka?!

- Tak Panie, tylko że.. ona pachnie alfą.

Zamarłem w pół kroku. Moja córka już wie, a na dodatek udało jej się ucieć!

Natychmiast wybiegłem z pokoju i skierowałem się w stronę wyjścia z mojego budynku.

-Powiadomić Marthę! - krzyknąłem przez ramię. Moja żona musi wiedzieć, będzie wniebowzięta.

-Panie, Luna jest teraz w pokoju dziecięcym- odpowiedział omega

Zatrzymałem się i powoli odwróciłem do niego.

-Zgłupiałeś? Moja córka, właśnie pojawiła się po tym jak zaginęła ponad dwa tygodnie temu. A mówisz do mnie że moja żona się o tym nie dowie bo zabawia cudze dzieciaki?!- krzyknąłem

-Przepraszam Panie,natychmiast powiadomię Lunę.- wydukał z siebie omega i szybko się oddalił.

W kilka minut byłem na dziedzińcu.
I dostrzegłem ją.
Moja córka, w porwanych ciuchach, potarganych włosach, brudna i słaba.

Pobiegłem do niej, i uniosłem jej głowę.

-Nathali, boże Nathali kto Ci to zrobił kochanie?- mówiłem spokojnie choć w myślach już opracowywałem plan jak zabić tego to jej to uczynił. Zabije gnoja.

Córka uniosła na mnie wzrok smutnych oczu. Boże ile ona musiała cierpieć.
Usłyszałem za plecami szloch.
Martha tu była.

Słyszałem że podbiega w naszą stronę, a wokół nas zgromadziła się prawie cała wataha.
Byłem taki szczęśliwy, moja córka żyje i wróciła do domu.

Uniosłem wzrok i wtedy dostrzegłem jak mojego strażnika zamykającego właśnie bramę przeszywa kula.
Martwy, padł na ziemię tworząc kałużę krwii.

I wszystko potoczyło się w sekundę.

Ludzie zaczęli krzyczeć, wszyscy się rozbiegli, niektórzy z nich padali martwi na ziemię.
Natychmiast odwróciłem się w stronę Marthy, dzięki Bogu była już ewakuowana w stronę naszego domu, otaczało ją pięciu strażników.

A Nathali?

Spojrzałam w jej stronę, ale jej nigdzie nie było.

Kurwa, gdzie ona jest?!

-Alfo? Alfo! Musimy stąd uciekać, szybko!- mówił do mnie któryś ze strażników.
Miał rację.

Natychmiast odbiegłem w bezpiecznie miejsce, moi ludzie strzelali, ale przez otwartą bramę do obozu wpadali wrogowie w pełni uzbrojeni. Musieli śledzić Nathali.

-Zapieprzajcie po broń!-krzyknąłem- Zajebcie ich. Ochraniajcie ludzi i zadbajcie o to aby dzieci, kobiety i starsi byli bezpieczni, a sami atakujcie! Chce stracić jak najmniej ludzi!- krzyczałem do wszystkich.

Niektórzy ze strażników wyciągnęli już glocki i zza budynków likwidowali wrogów.

Zaczęła się wojna.

Krew Alfy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz