Rozdział 12

410 15 0
                                    

Czekałem na ten dzień odkąd mnie wygnano.

A teraz ten sen się spełniał.

Po obozie biegali przerażeni ludzie, wszędzie latały pociski, a moi ludzie byli lepiej przygotowani. Do tego mieliśmy efekt zaskoczenia.

Co prawda nie wiedziałam gdzie teraz jest moja siostra, ale Nathali zajmę się potem. Najpierw muszę spełnić swoje marzenie. Zabije ojca patrząc mu w oczy. Z uśmiechem. A potem, przejmę władzę i z taką ilością ludzi będę niepokonany.

Otoczony ochroną i z glockiem za paskiem czułem się bogiem.
Panem życia i śmierci.

Nathali wykonała zadanie i wprowadziła nas bez problemów do środka.

Ktoś do mnie strzelił. Moi ludzie wysyłając kolejne kule osłaniali mnie, jednak gdy dostrzegłem kto do mnie celował natychmiast uniosłem swoją broń i zabiłem psa. O jednego mniej.

Wciąż kierowałem się w stronę domu Głównego, bo tam spieprzyli rodzice. No, na pewno matka.

Wszystko szło zgodnie z planem i nic nie mogło tego zepsuć.

Wpadłem do domu Głównego i odesłałem dwójkę ludzi z mojej ochrony zostawiając trzech. Tyle wystarczy.
Poza tym, teraz w domu będą tylko matka, ewentualnie ojciec. Po drodze zmieniłem plan, i to matkę zabiję na oczach ojca. Niech podziwia.

A na dodatek stado zobaczy jak ginie ich Luna.

Zaśmiałem się w duchu.

Tak długo czekałem na ten moment.

Wywaliłem z kopa drzwi prowadzące do części schronowej i wszedłem do środka.

-Gdzie oni kurwa są?!- krzyknąłem widząc że w pomieszczeniu jest tylko kilka dzieciaków wraz z opiekunką. Nie mieli nawet strażnika.

-Gdzie jest wasz Alfa?!- ryknąłem chwytając za szyję przerażoną opiekunkę.

-Panie, Alfa prawdopodobnie szuka córki na dworze- wtrącił jeden z moich ludzi.

-Dobra, wychodzimy. Powiadom innych że jeśli ktoś zobaczy któreś z nich od razu ma mnie powiadomić.- wydałem rozkaz i puszczając dziewczynę wyszedłem z pokoju.

Ojciec jak zawsze udaje wielkiego obrońcę i walczy, ale gdzie jest matka? Skoro nie ma jej w domu głównym to znaczy że chowa się gdzieś indziej. Ale gdzie?!

No chyba że..

-Ksem! Idziemy do domu opieki! Wszyscy którzy nie walczą zawsze tam są, a ona musi być z nimi. - zakrzyknąłem do jednego z idących przy mnie ludzi.

Wyszliśmy z domu nie zawracając sobie głowy zamknięciem jakichkolwiek drzwi i od razu skierowaliśmy się w kierunku budynku opieki.
Idąc znów podziwiałem zamieszanie jakie wywołałem.
Było nas o wiele więcej niż zaskoczonych ludzi ojca, więc nie wątpiłem w swoje zwycięstwo.

Tyle tylko że nigdzie nie było widać mojej siostry. Ciekawe czy ojciec wie już że to ona stoi za tą wojną czy jeszcze jest za głupi?

Doszliśmy do domu. Przestrzeliłem zamek i wszedłem do środka razem z ludźmi. Póki co nikt nam nie przeszkadzał, mogliśmy pracować w spokoju.

Otworzyłem drzwi do jednego z pokoi i to co zobaczyłem wywołało u mnie szalony uśmiech.

Byli tam. Oboje.

Krew Alfy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz