Rozdział 8

506 15 0
                                    

Od rana w całym budynku trwały gorliwe przygotowania. Wszyscy zapinali najróżniejsze sprawy na ostatni guzik.

W pistoletach i karabinach lądowały zapasowe naboje, każdy powtarzał plany i biegał to tu to tam.

Ja zaś odkąd wstałam zdążyłam być na strzelnicy, zjeść śniadanie i przejść się po dziedzińcu. Moja rola w nadchodzącej wojnie była prosta i nie musiałam jej powtarzać. Sprawa była jasna i nikt nawet nie pytał mnie czy wiem co robić. Jedyne co było dla każdego najważniejsze to nie zabić rodziców. Do tego prawo miał tylko Noth.

Szłam tak i rozmyślam gdy nagle ktoś objął mnie jedną ręką i przyciągnął do siebie.

-Plan zapamiętany?- spytał Noth tuż koło mojego ucha.

-Ciężko było by go nie pamiętać.-odparłam kwaśno

-Nathali rozmawialiśmy o tym, każdy ma swoją rolę.- odpowiedział z westchnieniem mój brat puszczając mnie.

-Tak wiem, ale to ty ciągle nie bierzesz pod uwagę że też chcę zabić któregoś z nich

-Nath- zwrócił się do mnie moim nowym przezwiskiem które wymyślił. Mówił że przypomina imię Noth. I teraz jesteśmy Nath i Noth.- To JA zabijam rodziców, bo to mnie wygnano. Mówiłem już że jeśli będziesz chciała to możesz potem postrzelać sobie do trupa ojca.

Westchnęłam i oparłam się o ścianę.

-Świetna propozycja- mruknęłam

-Nathali nie wkurzaj mnie. Wszystko jest już ustalone i to ja najpierw przestrzelę ojcu kolana, a potem gdy skończę mówić do niego walę mu w twarz z glocka. Na oczach matki. Potem zabiję ją, ale ona ma prawo nie cierpieć i od razu dostanie w głowę. A ty potem możesz się pobawić.- skończył z błyskiem ekscytacji w oczach

-Dobrze, przecież wiem. Kiedy ruszamy?- zmieniłam temat

- Za godzinę. Niczego nie będą się spodziewać. Pamiętaj że ty musisz być przekonująca, bo inaczej nic nam z tego nie wyjdzie a ty zginiesz z rąk ojca.

-To też wiem. Powtarzamy ten plan od tygodnia- przewróciłam oczami

-No i super. Idź się już lepiej przebrać. Tak nie będziesz przekonująca- zaśmiał się.

Miałam na sobie czarno srebrny kuloodporny obcisły strój, jeszcze ze strzelnicy. Pomimo wąskiego kroju był bardzo wygodny.

-Całe życie noszę łachmany- jęknęłam

-Wiem, ale dziś ubierzesz je ostatni raz siostrzyczko- odparł i pocałował mnie w skroń.- Przygotuj się, niedługo ruszamy- dodał i odszedł.

Odepchnęłam się od ściany i poszłam do siebie. Na moim łóżku leżał zapakowany w worek z suwakiem mój strój.
Chwyciłam srebrny ćwiek mojego obecnego stroju który był również guzikiem aby się przebrać, ale zawahałam się. A jeśli ktoś do mnie strzeli?
Puściłam guzik i po prostu nałożyłam łachmany na kuloodporny strój. Na szczęście nie wystawał spod niego.

W chwili gdy skończyłam się szykować ktoś zapukał do drzwi.

-Pani?- zwrócił się do mnie w sposób który nakazał im Noth- Ruszamy.

Na ten sygnał czekałam.

Poprawiłam jeszcze poszarpane włosy, tak aby były bardziej wiarygodne. W końcu miałam udawać że cudem uciekłam.

Podeszłam do drzwi i pewnym krokiem skierowałam się na dwór.
Wszyscy byli już gotowi i czekali na dziedzińcu. Jedni z ludzi zgodnie z planem przybrali postać wilków, inni zaś pozostali w ludzkiej formie.

Noth uśmiechnął się gdy mnie zobaczył.

-Zaczynamy!- zakrzyknął i ruszyliśmy.


Kiedy dotarliśmy do bram watahy ojca, wszyscy zostali kilka metrów od niej w krzakach, tylko ja stałam tuż pod nią. Po drodze zdążyłam jeszcze ubrudzić się ziemią co potęgowało efekt.

Upadłam na kolana i zawyłam.

-Pomocy! Ratunku! Błagam pomóżcie mi! -krzyczałam.

Nic się nie działo. Już bałam się że ktoś nas wydał, lecz wtedy brama zaskrzypiała i w małym otworze zobaczyłam twarz jednego ze strażników. Przyjrzał mi się i zamarł.

-Otworzyć bramy! To Nathali Calpe! Ruchy ruchy ruchy! Otwierać!- krzyczał.

Otworzyli bramy. Podbiegli do mnie i zaczęli wprowadzać mnie do środka.

Wszystko szło zgodnie z planem.

Krew Alfy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz